Rozdział 26

1.1K 52 7
                                    

Gotowała swoje ulubione danie, nachylając się nad garnkiem kontrolując czy nie za bardzo się gotuję. W nocy znów męczyły ją koszmary, które powracały bardzo rzadko, ale wciąż je miewała od kiedy nie spała z Ronem. Gdy tylko wstała naszła ją ochota na swój popisowy numer to była jedna rzecz, która poprawiała jej humor po sennych koszmarach. Więc szybko zeszła na dół zabierając się do roboty. Rose stała z boku patrząc z podziwem na Hermionę, która od rana siedziała w kuchni gotując sobie obiad.
-Witam pani Malfoy, jakie dziś są rozkazy?- Hermiona zamrugała kilka razy oczami patrząc na Edwarda, zaskoczona z łyżką w buzi.
-To znaczy?- Zapytała zmieszana nie wiedząc, co odpowiedzieć odkładając łyżkę do zlewu.
-Czy ma pani dziś, jakieś szczególne rozkazy? Panicz Malfoy dziś ma obiad z przyjaciółmi a potem rozgrywki na polanie. Chciałby, aby pani mu dziś towarzyszyła, ponieważ ma pani wolne.
-Czemu sam mi tego nie powie?- zapytała bez wyraźnego zainteresowania przykrywając garnek przykrywką.
-To jest moje zadanie pani Malfoy – odpowiedział z szacunkiem.
-Wybacz mi na chwilę Edwardzie, ale gdzie jest Draco teraz?
-Jest na dworze pani Malfoy, robi arenę na dzisiejszy mecz – odpowiedział.
-Dziękuję – odpowiedziała odchodząc od kuchenki podchodząc do blatu, gdzie leżała otwarta książka kucharska.
-Nie ma, za co pani Malofy – zamknęła książkę z hukiem, przesuwając ją po blacie. Nie podobało się jej to, w jaki sposób blondyn kazał się im komunikować.
-Pani Malofy, ktoś do pani przyszedł, czeka na panią w salonie – poinformował nią, za nim opuściła kuchnię.
-Do mnie?- Zdziwiła się podążając korytarzem prosto do salonu gdzie siedział, jakiś mężczyzna.
-Witam, w czym mogę... - zatrzymała się w połowie zdania rozpoznając owego mężczyznę krzątającego się po salonie – Nie sądziłam, że Cię tutaj zobaczę.
-Uwierz nie miałem ochoty tutaj przychodzić. Mam lepsze zajęcia niż przychodzenia do Ciebie, ale nie mam paru akt u siebie na biurku. A musze je zakończyć a ty je przejęłaś pod czas mojej nieobecności – wyjaśnił.
-Mogłeś zapytać się o to mojej sekretarki – wtrąciła swoje zdanie zaplatając ręce na klatce piersiowej.
-Nic nie oddawałaś do archiwum, więc domyśliłem się ze wzięłaś je do domu.
-Poczekaj tu chwilę, za raz wrócę – odwróciła się na pięcie zostawiając mężczyznę w towarzystwie Edwarda, który właśnie wszedł niosąc wodę z szklankami.
-Czy pan życzy sobie coś do picia?- Zapytał lokaj uprzejmym tonem.
-Nie dziękuję – odpowiedział obserwując sylwetkę, Hermiony, która zniknęła na pierwszym piętrze domu, gdzie znajdowała się jej sypialnia. Pewnym krokiem przemierzała ciemny korytarz z mnóstwem różnych drzwi, oraz dziwnych obrazów wiszących na ścianach posiadłości. Zatrzymała się przy swoich drzwiach, ale coś na końcu korytarza przykuło jej uwagę. Mianowicie drzwi, były uchylone od jednego z pokoi na końcu korytarza. Obejrzała się za siebie, po woli kierując w stronę uchylonych drzwi. Ciekawość wzięła górę, ponieważ nigdy w posiadłości nie było uchylonych drzwi. Każdy dbał o to, żeby drzwi była pozamykane nawet na klucz.
-Poczekasz sobie trochę- wyszeptała z pogardą w głosie chwytając dłoni klamki otwierając drzwi szerzej. Ostatni raz obejrzała się za siebie wchodząc do środka pokoju. Zamknęła za sobą cicho drzwi, unosząc głowę do góry. Jej oczom rzucił się ogromny biały żyrandol z połyskującymi drobinkami kryształów. Na suficie widniały różne rysunki, przedstawiające ludzkie oczy oraz różne rodzaje ludzkich czaszek. Każda z nich miała przy sobie postać czarnego kruka z szponami wbitymi w czaszkę. Owe rysunki widniały tylko na białym suficie, natomiast ściany zostały nietknięte. Weszła w głąb pokoju, podchodząc do ogromnego łóżka z czerwonym baldachimem. Na wprost łóżka stały stary regał zapełniony książkami, które nie mieściły się na jego pułkach. Obok regału stało stare biurko z stosem papierów, starych papierów co było widać po wyblakniętym tuszu ora żółtych papierach. Pod papierami widniał kawałek brązowej okładki. Hermiona sięgnęła po niego, wyciągając zeszyt w twardej oprawie zmarszczyła brwi obracając go w swoich dłoniach. Był to coś w rodzaju dziennika lub pamiętnika. Otworzyła pierwszą stronę, wertując wszystkie kartki po kolei. Każda z nich była zapisana schludnym, starannym pismem.
-Gdzie jest moja żona?- Wzdrygnęła się słysząc wściekły głos blondyna tuż za drzwiami pokoju. Spanikowana obróciła się w wokół własnej osi szukając schronienia. W końcu rzuciła się w stronę łóżka chowając się pod nim.
-Jak małe dziecko, bojące się potworów – szepnęła sama do siebie nasłuchując czy ktoś nie wchodzi do środka.
-Miała iść do siebie, po jakieś akta. Przyszedł jej współpracownik, po jakieś papiery. Mam nadzieję, że wszystkie papiery są u niej na biurku Draco – zacisnęła gniewnie usta, kiedy tylko usłyszała to, co padło z ust Zabiniego.
-Jeśli wierzyć Astorii – burknął blondyn gdzieś w oddali.
-Nie wierzę, że powierzyłeś to tej idiotce – fuknął Blaise wściekłym tonem – Granger nie jest głupia do cholery.
-Nie mów tak o Astorii – warknął blondyn.
-Jak chcesz, lepiej poszukaj swojej żony i lepiej, żeby wszystko był na jej biurku.

Dramione Together IWhere stories live. Discover now