Mała katastrofa

401 31 49
                                    

SCENA I: PRZECZUCIE

"Absolutna samotność, uczucie uniwersalnej pustki, przeczucie, że wasze istnienie zbliża się do jakiejś bolesnej i ostatecznej katastrofy, łączą się, by pogrążyć was w stanie prawdziwego cierpienia".

Przeczytała i z hukiem zamknęła książkę, odkładając ją na nocny stolik. Westchnęła. Nawet lektura jej nie pomoże. Zwłaszcza taka. Doprawdy, wyśmienity wybór książki na lekkie czytanie do snu. Sama siebie z przyjemnością uderzyłaby w czoło. Zamiast tego wydała kolejne, zbolałe westchniecie i próbowała wygodnie ułożyć głowę na zdecydowanie za miękkiej poduszce.

Ona i jej beznadziejne wybory pościeli!

Leżała w łóżku i patrzyła w sufit. Choć była zmęczona, nie mogła zasnąć, bo za wiele myśli kłębiło się w jej głowie. Myia miała przeczucie, że coś się dzieje, jednak nie mogła zlokalizować początku tego wrażenia. 

Jakie było jego źródło? 

Nie pasował do tego żaden ulotny zapach, półsłówko wtrącone do rozmowy, czy cokolwiek, co zdążyła zarejestrować w ostatnich dniach. Ani jedno wspomnienie, które właśnie analizowała, nie dawało jej powodów do takich obaw. Wszystko powinno zapowiadać spokój, ale ona wcale go nie czuła.

Czasami wystarczył drobiazg, by wiedziała. Teraz nie potrafiła go zauważyć. W filmie pojawiłoby się na to zbliżenie. Może nawet muzyka wręcz krzycząca do widza, że tak, patrz właśnie tutaj, pamiętaj dokładnie ten moment, by jak głupek nie przeoczyć istotnej części fabuły. Wystarczyłaby jedna zapisana filmowa klatka w jej głowie.

Takie zbliżenie na rachunek z zapisanym dziwnym numerem telefonu, to specyficzne oświetlenie nikczemnika, jak w Draculi Toda Browninga, rozmowa urywająca się w nietypowym momencie, przyłapanie kogoś na małym kłamstwie, które z pozoru nieistotne, w końcu okazałoby się kluczowe. Olśnienie, że gesty, które kiedyś były codziennością, teraz zniknęły, dziwna niezręczność nagle pojawiająca się w kontaktach z kimś bardzo bliskim.

To ta część codzienności, którą trudno wyłapać bazując tylko i wyłącznie na logicznym myśleniu. Niuanse na tyle małe, że należałoby sięgnąć po intuicję, która tym razem zawiodła Myię.

Przecież z Namjoonem było dobrze, w pracy także zapowiadały się intensywne, ale i ciekawe dni, a Mina jak zawsze była zapracowana, ale brzmiała przez telefon tak, jak zawsze. 

Wszystko wokół wydawało się normalne. Może nie zachwycające, ale zwyczajnie, po ludzku w porządku. Miya nie miała problemu z akceptacją zwyczajności. Ba, nawet to lubiła. Być zwyczajną. To okej.

Jednak to męczące uczucie, że coś się stanie, że czegoś nie zauważa, wisiało nad nią, zwiastowało burzę, choć nie było ku temu ani jednej przesłanki. Teraźniejszość i przyszłość widoczna w jej myślach, były jak przejrzyste niebo. Wszystko zaczynało się układać. Czuła się szczęśliwa, była w relacji, która może zaczęła się dziwacznie, ale teraz dawała jej radość.

Ale...

To nie uspokajało Myii. Nie mogła znaleźć sobie wygodnej pozycji, przytłoczona ciężarem, który powoli opadał na jej klatkę piersiową. Czuła ucisk w mostku i zdenerwowanie, przez które zaciskał jej żołądek w bolesny supeł. Było jej niedobrze ze stresu, a próba zrozumienia tego stanu także zakończyła się fiaskiem.

SCENA II: ZŁOŚĆ?

"Jest we mnie teraz coś, pomyślał, co w każdej chwili może wybuchnąć łzami".

Two angry men | TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz