Kolorowe drinki i dramat introwertyków

638 69 9
                                    


Gdyby ktoś mu zasugerował, że jest klubowym zwierzęciem,  to zwyczajnie zaśmiałby mu się w twarz. Tae ostatni raz w był w klubie, kiedy poznał swojego już ex chłopaka. Targała nim wtedy podobna desperacja, dziwna chęć udowodnienia sobie, że dalej jest atrakcyjny, że może wyjść do klubu, zabawić się i w taki sposób spędzić swój wolny czas. Teraz gdy dopijał kolorowego drinka, wiedział, że to był zły pomysł.

Zdecydowanie było mu bliżej do domowego zacisza, stosu książek, popijania kawy i główkowania nad kolejnymi tekstami. Samotność nie wydawała mu się szczególnie przerażająca, a cisza brzmiała dla niego zbawiennie.

Gdy inni przebierali nogami w oczekiwaniu na telefon od znajomych przed weekendem, on po prostu planował mini spa w wannie i dłuższą trasę biegową. Tylko raz na jakiś czas chciał pewnej odmiany, osoby, która czasem wyrwie go gdzieś z tej samotni. Teraz uświadomił sobie, że naprawdę jest sam, a przecież nawet największy introwertyk sporadycznie potrzebuje towarzystwa.

Tak też tłumaczył sobie swoją wyprawę do klubu. Po prostu chciał odreagować, być może kogoś poznać i dać się ponieść nocy. Brzydkiej, burej nocy, której obrzydliwa mżawka oblepiała ciało wywołując nieprzyjemny dreszcz. Zatem siedział przy barze, popijając kolorowego drinka i już trochę żałując, że wystawił się na spojrzenia innych i ruszył się z domu.

Klub był przepełniony bawiącymi się grupkami znajomych. Kobiety chichotały, popijając drinki, mężczyźni przekrzykiwali się bądź rozglądali za partnerką na ten wieczór. Tae odnotował, że mało kto jest sam. Przełknął ślinę na tę myśl i miał ochotę puknąć się w głowę za swoją głupotę. Wystawił się jak antylopa na wybiegu dla lwów. Błyskawicznie ułożył plan dopicia drinka i ucieczki z klubu. Przesiedział już tutaj 30 minut, czy to nie wystarczy?

Plany z natury miały to do siebie, że często trafia je szlag. Tae dopił drinka, z ulgą zapłacił rachunek i już wstawał z barowego krzesełka, gdy poczuł, jak czyjaś dłoń zawija mu się na nadgarstku, a w uchu rozbrzmiało stanowcze:

— Nie uciekaj. Zostań.

Tryb paniki? Tak mógłby to nazwać. Wkurwienie? A i owszem. Nie lubi, gdy ktoś mu rozkazuje i dotyka, dlatego strącił dłoń i odwrócił wzrok na mężczyznę.

Kurwa. Znowu to samo.

Obok niego siedział mężczyzna w średnim wieku. Elegancko ubrany, zegarek błyszczał na jego nadgarstku, a cała aparycja wręcz wrzeszczała o spaniu na forsie. Uśmiechał się pewnie, obnażając rząd idealnie prostych i białych zębów i patrzył na Tae zaczepnie. Jakby był przekonany, że ma go w garści. W końcu nie bez powodu ten zegarek, ten strój i ta przesadna pewność siebie. Robił to regularnie.

Pewnie ma swój dzień, w którym przychodzi do klubu i zaczaja się na swoją kolejną ofiarę. Strategiczne polowanie.

— Puść mnie — rzucił Tae, chociaż już zdążył się sam wyrwać. Początkowo miał ochotę wypluć z siebie "pierdol się", ale właściwie był sam i na dodatek lekko pijany. Bójka w tej sytuacji nie była mu szczególnie potrzebna.

— Dobrze kwiatuszku. Napijemy się jeszcze? — mruknął obcy koleś, patrząc na niego oczekująco.

— Nie dzięki, wracam do domu.

— A jak ci zapłacę? — Tae się wkurwił, że dalej ten typ ma niezachwianą pewność siebie.

— Nie dzięki. — powtórzy się, czując, że w głębi się gotuje.

— Nie udawaj kwiatuszku, pieniądze każdemu się przydadzą.

— Mam swoje pieniądze i nie jestem kwiatuszkiem — tutaj mógłby się zastanowić, dlaczego dalej gada z tym kolesiem, zamiast zwyczajnie wyjść do domu.

Two angry men | TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz