Lazing On A Sunday Afternoon

615 64 36
                                    


Taehyung właściwie nie wiedział, jak to się stało, że obudził się niedzielnego poranka z Jungkookiem śpiącym mu na ramieniu. To wszystko przypominało jeden z tych szalonych snów erotycznych, po których człowiek budzi się z żalem, że to tylko fantazja wytworzona przez wredny mózg. 

Tym razem jednak wcale tak nie było. 

Ciepło Jungkooka, ciężkość jego nogi przerzuconej przez jego biodra i to słodkie, miarowe pochrapywanie uświadamiały mu, że to zdecydowanie jawa, a nie sen. Objął go mocniej ręką i przycisnął do siebie, napawając się jego uzależniającym zapachem. 

Lubił to połączenie słodkości z ostrzejszymi nutami. Gdyby się nad tym bardziej zastanowić, to naprawdę pasowało  do Jungkooka. Na pierwszy rzut oka marketingowiec wcale nie wydawał się delikatny. Wprost przeciwnie. Robił wrażenie sztywniaka w garniturze, typa, który podwija mankiet koszuli, by pochwalić się zegarkiem za horrendalną kwotę. Faceta wykonującego dobrze swoją pracę, jednak nieczerpiącego z niej większej satysfakcji. Osobę z wrodzonym talentem, który śmiało wykorzystuje, by zarabiać kilkukrotnie więcej od niego. 

A może nawet kilkunastokrotnie? Wolał o tym nie myśleć. 

Przy bliższym poznaniu poszczególne elementy układanki jednak przestają do siebie pasować. Bo Jungkook jest empatyczny, okazuje się dobrym kompanem, ba jest nawet trochę szalony, zwłaszcza gdy zdejmie z siebie tę idealnie dopasowaną marynarkę. Można się z nim pośmiać, można na niego liczyć i — co Tae uświadamia sobie z rumieńcami na policzkach — można się w nim nawet zakochać. 

Nie ma co się oszukiwać. Wpadł, jak śliwka w kompot, w momencie, gdy złapał się na długim wpatrywaniu w oczy Jungkooka, analizowaniu jego zwyczajów spożywczych, a także zastanawiania się, co właśnie robi. Na próżno szukać w tym sensu i logiki. Osoba, która wkurzyła go przy pierwszym spotkaniu, teraz sprawiała, że bezwiednie się do siebie uśmiechał. 

 Nagle jego poranki zyskały zupełnie nową jakość. Mógłby tak budzić się codziennie. 

Co dziwne, introwertyczna dusza w ogóle nie protestowała. 

Był szczęśliwy. 

Przed imprezą zastanawiał się, jak przejść z "podobasz mi się", do czegoś więcej. Choć postanowił zrobić pierwszy krok, to kilka razy był bliski zrezygnowania z tego pomysłu. Bał się tego, że się ośmieszy, może zrobi coś za szybko, albo okaże się, że jego przypuszczenia, co do Jungkooka nie  były słuszne. Już nie raz usłyszał od innego mężczyzny, że się zapędza ze swoją próbą przejęcia kontroli nad sytuacją. 

Czuł się wtedy boleśnie sprowadzony na ziemie. Szczerze to nawet kurewsko rozczarowany. Joon za każdym razem, niby subtelnie pokazywał mu gdzie jego miejsce. Dla niego zawsze był gorszy, ze swoim byciem samotnikiem, a może nawet  i dziwakiem. Chociaż czasami bronił go przed swoją mamą i jej niesprawiedliwą oceną, to tak naprawdę nigdy jej się w pełni nie przeciwstawił, tylko zostawał z nią na herbatę, gdy Tae wychodził wściekły z mieszkania. 

Często nie miał dla niego czasu, w trakcie rozmowy patrzył się w telefon, a jego wszystkie problemy kwitował krótkim: dramatyzujesz. Taehyung dopiero po czasie zaczął sobie uświadamiać, że dla swojego byłego chłopaka nigdy nie był ważny. Joon traktował go jak wyposażenie mieszkania. Istotny element jego życia, na który nie wracał większej uwagi, dopóki przez przypadek na niego nie wpadł. 

Taehyung bywał naiwny. Tłumaczył sobie, że to pewnie przez to, że był wcześniej w niewielu związkach. Nawiązywał krótsze relacje z różnymi mężczyznami, z których czasami wychodził zraniony. Częściej, nieco posiniaczony, trochę zmęczony. 

Two angry men | TaekookWhere stories live. Discover now