Istniejemy dzięki mojemu szaleństwu i kawie

539 45 40
                                    

{Urodziny miałam w czwartek, ale kij, dalej je świętuje. Dodałam już zapowiedź nowego krótkiego opowiadania, kontynuacje Hyung, a jeszcze czeka niespodzianka w Kink - do wtorku powinna się już pojawić. Mam nadzieję. 

W mojej branży jest teraz baardzo gorący okres, jednak postaram się, by rozdziały pojawiały się częściej, niż w lutym. Dziś Two angry men jest o pracy, z samymi postaciami drugoplanowymi. BTW: Którą z postaci lubicie najbardziej? A o której chcielibyście poczytać więcej? Dajcie znać, będę SUPER WDZIĘCZNA!}

Dla Namjoona firma bez dobrego ekspresu do kawy po prostu nie istniała. Była jak wydmuszka, działalność na papierze, albo po prostu firma słup — niby jest, ale tak naprawdę, jakby jej nie było. To przy kawie skupiało się całe firmowe życie towarzyskie, to w tej małej kuchni pracownicy wpadali na najlepsze pomysły, spędzali wolne chwile, zastanawiając się nad kolejnymi zadaniami, czy zwyczajnie się opierdzielali. W sumie Namjoon nie miał nic przeciwko temu, ba sam często spędzał w kuchni godziny, popijając kawę i odwlekając ruszenie tyłka do roboty. 

Zresztą, czy nie po to były kuchnie w pracy? 

Do działania najbardziej motywował Namjoona deadline. Najlepiej taki, którego termin mijał w bardzo niedalekiej przyszłości. Nie dało się ukryć, że początkowo Miyę doprowadzało to do szału, jednak po kilku latach współpracy po prostu zaakceptowała Namjoona takim, jakim był. Bez zbytecznych prób jego naprawy. 

Bo i po co? 

Taki się ukształtował przez całe swoje życie, więc niech taki zostanie. Co innego, gdy sam chciał dokonać tej zmiany, wtedy jak najbardziej by go wspierała całą sobą. W innych przypadkach Miya  się nie angażowała. Zwyczajnie  ceniła sobie po prostu święty spokój. 

Namjoon stał zatem w  firmowej kuchni, popijając latte i przypominając sobie, że to ten właśnie ekspres do kawy był jego pierwszym  poważnym zakupem na fakturę. Nie zdążył nawet opłacić lokalu, czy kupić niezbędnego wyposażenia, jednak co z tego, skoro w pustym pomieszczeniu firmowym mógł popijać dobrą kawę i zastanawiać się, co on właściwie zrobił ze swoim życiem?

Podjął ryzykowną decyzję, jednak mimo trudności wcale tego nie żałował. Nawet w chwili, gdy powiedział o tym przez telefon matce, a ona po prostu się rozpłakała i rozłączyła. Zapożyczył się, mając tylko siebie, swoje umiejętności i plan rozwoju zapisany na wymiętolonej kartce. Może i był trochę szaleńcem, ale co z tego? 

Pierwszy rok był przerażający. Powoli zatrudniał pracowników w niepełnym wymiarze godzin, bo na nic więcej go nie było stać. Łapał się wszystkich możliwych zleceń, a gdy jego zespół się z nimi nie wyrobił, to on siedział po godzinach i zamykał projekty. 

Nie miał siły zapłakać. Do tego musiałby na moment oderwać skupiony wzrok od ekranu komputera, a to przecież zabierało czas!

Na początku traktował to jako wyzwanie. Ba, lubił o sobie mówić, że wszystkiemu podoła, bo to, czym się zajmuje, jest jego pasją. Cóż, nieco inaczej śpiewał, gdy po 18 godzinach pracy każdego dnia najzwyczajniej w świecie wysiadł mu kręgosłup. Wtedy też do niego dotarło, że zdanie Konfucjusza: Wybierz pracę, którą kochasz, i nie przepracujesz ani jednego dnia więcej w Twoim życiu jest taką ściemą, że szkoda gadać. 

Zresztą, nawet nie miał siły mówić, gdy pracował z pozycji leżącej, ulokowany w swoim gabinecie. 

Chociaż gabinet to za dużo powiedziane. W pokoju z rozkładanym materacem i chybotliwym stolikiem, zamiast biurka. W tamtych chwilach myślał tylko o tym, że przecież ciężka praca kiedyś przyniesie mu lepszy czas, prawda? A może życie było na tyle niesprawiedliwe, że jego pomysł mógłby nie wypalić, a on zwyczajnie musiałby zamknąć firmę, zwolnić pracowników i schować głowę w piasek? 

Two angry men | TaekookWhere stories live. Discover now