39. Jesień

53 9 2
                                    



Wieczorem

Zjadłem właśnie kolacje. Poprawiłem jeszcze włosy, dopiąłem koszulę na ostatni guzik i spojrzałem na siebie w lustro. Po dłuższym przyglądaniu się, odpiąłem jednak jeden przy szyi. Użyłem trochę perfum i wyszedłem z łazienki. Może i to zwykłe spotkanie, ale wolno czasem że tak powiem wystroić się dla swojego chłopaka. A chciałem zrobić na nim dobre wrażenie.

Lada moment miałem już wyjść z domu, ale miałem wrażenie, że nadal wszystko nie jest na miejscu. Jeszcze raz spojrzałem w lustro i trochę potargałem włosy, aby były bardziej puszyste. Obejrzałem się z każdej strony. Kiedy już wszystko było dopięte na ostatni guzik, wybrałem buty i nie patrząc więcej w lustro, wyszedłem z domu.

Na szczęście nie było jeszcze na tyle ciemno, abym musiał się bać. Po wyjściu od razu pożałowałem.

Już prawie zaczął się październik, więc powietrze z dnia na dzień robiło się coraz bardziej chłodne. Czasem zdarzały się cieplejsze dni, ale już coraz rzadziej. Liście spadały z drzew w różnych kolorach i co jakiś czas padał deszcz. I co w związku z tym? Zapomniałem nałożyć kurtkę. Nie opłacało się już wracać, więc zacząłem szybko biec w stronę przystanku z tramwajami mając nadzieję, że chociaż tam będzie trochę cieplej. Po drodze martwiłem się, że zacznie padać, bo wiatr zaczął się zrywać coraz bardziej.

Zanim dotarłem na miejsce, minęło z dziesięć minut. Byłem strasznie zmęczony, ponieważ szedłem dosyć szybko, a zaczęło kropić. Skarciłem się w myślach za to, że nie wziąłem ani kurtki, ani parasolki. Jeśli tak dalej pójdzie, będę wyglądał jak siedem nieszczęść kiedy dotrę na miejsce - pomyślałem.

Spojrzałem na rozkład jazdy. Na moje szczęście lub nieszczęście, następny podjeżdżał za piętnaście minut. Mając nadzieję, że choć odrobinę się tu ogrzeję, wywnioskowałem, że to ściema. Tutaj było jeszcze gorzej. Kilka osób patrzyło się na mnie dziwnie. Jaki głupek kiedy jest dziesięć stopni na dworze i zaczyna padać, chodzi w samej koszuli? No właśnie, znam tylko siebie.

Aby zabić czas, odblokowałem telefon. Zobaczyłem wiadomość od Jeno. Odpisałem mu natychmiast, że niedługo ma przyjechać mój tramwaj i że koło dziewiętnastej powinienem już być u niego. Chłopak się opierał, aby przyjechać po mnie lub przyjść do mnie, ale w pierwszej kwestii nie chciałem mu robić problemu, a w drugiej to rodzice byli w domu i nie czulibyśmy się zbyt komfortowo.

Czas minął dosyć szybko. Gdy podjechał długo oczekiwany pojazd, pierwszy wbiegłem do środka, prawie potrącając kilka osób po drodze, przez co zaczęli krzyczeć do mnie z daleka żebym uważał, tylko mniej grzecznie. Nie zwróciłem na to uwagi, tylko zająłem miejsce siedzące i zacząłem pocierać ręce o siebie. Mało to dało, ale chociaż tutaj w środku było zdecydowanie cieplej niż na zewnątrz.

Przez całą drogę patrzyłem przez okno. Rozpadało się na dobre. Brawo - pomyślałem. Naprawdę tak ciężko było sprawdzić pogodę? Lub chociaż otworzyć okno i wszystko byłoby już jasne.

Gdy przyjechaliśmy kusiło mnie, aby napisać do Jeno żeby po mnie przyjechał lub przyszedł. Wszedłem w telefon i jak na zawołanie - mój chłopak zaproponował, że przyjdzie po mnie na przystanek. Postanowiłem skorzystać. Napisałem, że już jestem i schowałem urządzenie do kieszeni. Wychodząc z tramwaju tym razem uważałem, aby nikomu nie podpaść. Niektórzy obrzucali mnie pełnym nienawiści spojrzeniem, a nie chciałem robić sobie problemu i żeby mój chłopak widział mnie w siniakach na ciele.

Przebiegłem kawałek w deszczu, do najbliższego schronienia. Co z tego, zdążyłem już porządnie zmoknąć. Po ładnym zapachu perfum i puszystej fryzurze nici. Wyciągnąłem telefon i spojrzałem na swoją twarz. Było już ciemno, ale nie sposób było nie zauważyć oklapniętej fryzury i mokrej koszuli. Wkurzyłem się.

Do moich oczu napłynęły łzy. Miałem nadzieję, że to spotkanie naprawdę się uda i zrobię dobre wrażenie na Jeno. Założę się, że moje lekko podkreślone oczy też już się rozmazały. Kopnąłem z całej siły w mur obok siebie i się rozpłakałem. Czy kiedykolwiek coś pójdzie coś po mojej myśli? - pomyślałem. To wszystko jest beznadziejne. Najgorsze jest to, że w tej samej chwili wiatr postanowił zmienić kierunek i razem z deszczem postanowił mnie zaatakować. Wybiegłem szybko i zacząłem podążać na oślep przed siebie. Wpadłem w kogoś. Dosłownie.

- Renjun? - usłyszałem znajomy głos. - Co się stało...?

Nie mogłem nic z siebie wykrztusić.

- Chodźmy do domu.

___

Przepraszam za tak długą przerwę, ale nie miałam niestety weny

Obsession • noren •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz