16. Jesteśmy naprawdę narzeczeństwem...

2.4K 184 45
                                    

Rozdział dla Was, a ja jestem po wtorkowym koncercie Only the Poets i najchętniej poszłabym na kolejny 🥹

- Louis William Tomlinson - Harry wszedł bez pukania do łazienki, gdzie się kąpał mężczyzna - Coś ty zrobił? Czemu mam na mailu zapłacony rachunek za szpital i jakieś papiery od Zayna o ubezpieczeniu?

- Co mówiłeś? Coś się stało? - szum prysznica, zagłuszył omegę, wiec wyłączył strumień - Wyglądasz na wściekłego na mnie, a ja nawet nie wiem za co... Woda leciała...

- Co robi zapłacony rachunek ze szpitala na moim mailu jak i coś o ubezpieczeniu zdrowotnym od Zayna - powtórzył, patrząc zawzięcie w niebieskie oczy.

- Rachunek jest zapłacony, a Zayn przygotował ofertę ubezpieczenia dla ciebie - powiedział jak gdyby nic, choć tak naprawdę wiedział że Harry nie jest zadowolony.

- Louis... Dlaczego za mnie płacisz? - złapał się za koniuszek nosa - Stać mnie na to kochanie.

- Po prostu byłeś w trasie ze mną, gdyby nie to nie zachorowałbyś tak mocno. A ubezpieczenie na wszelki wypadek. Trzeba być gotowym na wszystko - zauważył, sięgając po ręcznik.

- Tym razem ci odpuszczę - skapitulował, zwieszając ramiona i podchodząc do alfy, żeby złożyć pocałunek na jego wargach - Dziękuję za dbanie o mnie.

- Po prostu zależy mi na twoim zdrowiu skarbie. Ten rachunek nie obciążył mnie jakoś bardzo, a ubezpieczenie będziesz miał w ramach pensji, tylko musisz podpisać papiery i odesłać do Zayna - pokierował zielonookiego.

- Zrobię to - przejechał dłonią po nagiej i mokrej klatce piersiowej mężczyzny - Ale zrekompensuje się, jeszcze nie wiem jak...

- Wystarczy, że jesteś Hazz. Ewentualnie możesz zrobić coś dobrego do jedzenia. Twoja kuchnia jest naprawdę dobra - oblizał wargi na samą myśl.

- Wiesz, że chętnie nam gotuję. A na urodziny zrobię ci ciasto - obiecał, planując wszystko w głowie. To będzie najlepszy dzień dla jego alfy.

- I świetnie - skinął - Wszystko mamy ustalone, tylko załatw sprawę z Zaynem niezwłocznie. Te ubezpieczenie będzie ważne kolejnego dnia po podpisaniu dokumentów i odesłaniu.

- Wolałbym podpisać to twarz w twarz - wyszedł z łazienki, nie chcąc przeszkadzać Louisowi w odświeżeniu się.

- Możemy pojechać dziś do niego - krzyknął za nim szatyn i wytarł porządnie swoje ciało z resztek wody.

- To mi już bardziej odpowiada Alfo! - odkrzyknął.

🐾🐾🐾🐾

Podjechali do małego budynku przy sporym domu rodzinnym. To tutaj miał biuro Zayn. Nowe biuro, trzeba zaznaczyć. Alfa wolał mieć miejsce pracy przy swoim domu.

To było bardzo rozsądne ponieważ oszczędzał czas i jednocześnie wydzielał sprawy domowe oraz służbowe.

Louis zadzwonił dzwonkiem do furtki i czekał, aż Malik wpuści ich na posesję. Brzęk utwierdził ich, że mogą wejść na posesję i zgodnie z wolą Malika przeszli do jego domu, nie części biurowej.

Zaraz otworzył im szeroko uśmiechnięty ciemnooki mężczyzna, witając ich dwójkę uściskiem dłoni.

- Zapraszam, dobrze was widzieć. Harry, chyba już lepiej co? Najgorsza choroba za tobą? - zagadał ciemnooki, odsuwając się, aby jego goście mogli swobodnie wejść do środka.

- Na szczęście tak. Dawno tak nie chorowałem, dziękuję że pytasz - Louis zamknął za nimi drzwi. Rozebrali się też z wierzchnich rzeczy.

Harry zmarszczył brwi, czując znajomy zapach. Jak przez mgłę, przez co nie ruszył za alfami w głąb budynku.

Behind closed door || Larry Where stories live. Discover now