3. Auradonka nieczystej krwi

604 24 5
                                    

*Raven*

Nie chciałam wracać do zamku, ale przecież nie mogłam w nieskończoność unikać własnego domu. Liczyłam jednak na to, że uda mi się przemknąć niezauważona do swojej komnaty, jednak plany pokrzyżowała mi mama: 

- Raven, zapraszam cię do mojego biura. Musimy poważnie porozmawiać. - echh, znowu czeka mnie dłuugi wykład na temat rzucania się na Christiana. Wiadomo, mojemu bratu, następcy tronu Auradonu to włos z głowy spaść nie może, natomiast on ma pełne prawo bez żadnej krępacji zadawać mi rany na tle psychicznym. Tak więc jak na skazanie, ruszyłam za rodzicielką w kierunku jej gabinetu. Normalnie, już się cieszę. 

W biurze królowej Auradonu 

- Nie może tak być, że rzucasz się na Chrisa za każdym razem, gdy tylko spuścimy cię z oczu! 

- Mamo, zrozumiałam przekaz już dawno temu. Chris jest święty, natomiast ja jestem ta zła. Mogę już iść, bo chyba obie mamy dość wałkowania w kółko jednego i tego samego? - spytałam, nie dbając o to, jak bardzo obojętnie zabrzmiało to w moich ustach. 

- Mam wrażenie, że ty w ogóle nie zdajesz sobie sprawy z tego, o co tu się rozchodzi! Raven, ty stanowisz realne zagrożenie dla rodzonego brata! Powiedz ty mi, dziecko, co ja mam z tobą zrobić, żebyśmy w końcu mogli przestać się bać o to, że któregoś dnia zrobisz mu poważną krzywdę?! 

- Skoro jestem aż tak niebezpieczna dla twojego ukochanego synka, to mnie wygnaj i ześlij na Wyspę Potępionych! Wtedy przynajmniej wszyscy będziemy mieli święty spokój! 

- Nie żartuj sobie, Raven. - warknęła, jakby zła, że w ogóle śmiałam napomnieć o miejscu, które przez ponad dwadzieścia lat było więzieniem dla wszelakich złoczyńców. - Znasz historię i wiesz doskonale, ile twojemu ojcu zajęło pojednanie Auradonu z mieszkańcami Wyspy. - jakoś z marnym efektem. - I o dziwo każdy potępiony, bądź jego potomek potrafi się przystosować, tylko ty jedna oczywiście nie. 

- BŁAGAM CIĘ, brzmisz, choćbyś w ogóle nie zdawała sobie sprawy z tego, co się dzieje! 

- Wybacz, ale nawet ja, czy twój tata nie mamy wpływu na to, co o potępionych myślą niektórzy Auradończycy! 

- Chciałaś raczej powiedzieć, większość. - mruknęłam pod nosem. Nie wiem, czy mama to usłyszała. Nie dbałam o to. 

- A powiedz ty mi, jak ci ludzie mają mieć do nas zaufanie, skoro ich księżniczka zachowuje się, jak istny diabeł?! 

- No jaaasne, jak zwykle wszystko moja wina! - choć moja wypowiedź aż ociekała sarkazmem, mama zdawała się w ogóle go nie wyczuć. 

- Zatem, może dobrze byłoby się nad sobą zastanowić! 

- Jasne, od razu pójdę się zastanowić, dlaczego jeszcze nie zniknęłam z waszego życia, bo tego właśnie chcielibyście nade wszystko. Macie Christiana, swojego idealnego synka i przyszłego króla, po co więc wam taki utrapieniec, jak ja? - starałam się nie dać po sobie poznać, jak bardzo bolały mnie wypowiedziane przeze mnie słowa. Nie zamierzałam płakać przed mamą. Przed nikim nie zamierzałam płakać... Może za wyjątkiem Ricka. On jeden stanowi wyjątek, ale przecież to Rick. On jeden potrafi przytulić bez idiotycznego pytania o powód płaczu. Nim mama zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, wyszłam z jej biura, bo serio jeszcze chwila, a pierwsze łzy wypłynęłyby mi z oczu. Czując narastającą gulę w gardle oraz wilgoć w oczach, wyminęłam tatę na korytarzu i czym prędzej pognałam do swojej komnaty. Tam mogłam się zamknąć na cztery spusty i wylać wszystkie swoje żale, aby wkrótce potem wyjść i w oczach rodziny nadal być pozbawioną uczuć, czarną owcą. 

Następcy : Zatracona w PrzeszłościWhere stories live. Discover now