🔱Rozdział 8🔱

616 65 65
                                    

Na miasto udało nam się pojechać dopiero kilka dni później. Dzień był wyjątkowo przyjemny, chociaż słońce świeciło na pełnych obrotach do tego stopnia, że woda uciekała ze mnie szybciej niż ją piłem i nie wiedziałem czy bardziej mnie to śmieszyło, fascynowało, czy przerażało.

Przed południem udaliśmy się do stajni (w której była straszna kakofonia zapachów których nie potrafiłem nazwać), gdzie Nico z dumą opisał mi jej mieszkańców. Pięć pięknych zwierząt przypominających koniki morskie i nawet o podobnej nazwie. Oczywiście koń Nico był czarny jak jego włosy i ubrania, dodatkowo nazwał go Mroczny. Wyprowadziliśmy go z jego przegrody, a potem ze stajni, ku zazdrości innnych koni.

— Podejrzewam, że nie potrafisz jeździć konno więc pojedziemy razem. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko?

Pokręciłem głową, zastanawiając się jak zamierza w ogóle jechać i gdzie ma rydwan. Tymczasem on po prostu włożył stopę w sznurek z drewienkiem (czy co to tam było), odepchnął się drugą nogą od ziemi i zgrabnie wylądował na koniu. Spojrzałem z powątpiewaniem na zwierzę, które zarżało, wlepiając we mnie ślepia.

Masz cukier, Szefie?

Pokręciłem głową i spojrzałem na Nico.

— Masz cukier, Nico?

Skrzywił się.

— Konie nie powinny dostawać cukru. Hazel zbyt często zakrada się do stajni i daje im smakołyki, myślę, że im wystarczy.

Spojrzałem na Mrocznego przepraszająco.

— Słyszałeś. — Koń parsknął z niezadowoleniem. Uśmiechnąłem się. — Może go przekonam, żeby ci dał chociaż trochę jak wrócimy.

Dzięki Szefie!

Parsknąłem śmiechem.

— Wystarczy Percy.

Spojrzałem na Nico, który klepnął mnie w ramię.

— Wsiadaj, nie mamy całego dnia, Percy.

Uniosłem brew z uśmiechem na ustach.

— A już myślałam, że zarezerwowałeś dla mnie cały tydzień!

Na jego twarzy wykwitł delikatny uśmiech i byłem z siebie dumny, że jestem jego powodem.

— Uwierz mi, chciałbym.

Kiedy w końcu wgramoliłem się niezgrabnie na Mrocznego, ruszyliśmy do miasta. Wyjeżdżając za mury otaczające zamek nie dało się nie zauważyć ciekawskich spojrzeń Dowiedziałem się wtedy że niektórzy ludzie, zazwyczaj ci bogatsi, żyli w obrębie murów, u podnóża zamku, inni zaś w mieście za murami i do tego miasta właśnie jechaliśmy. Trzymałem się mocno Nico, nie mogąc przyzwyczaić się do jazdy na koniu i wrażenia, że spadnę, które towarzyszyło mi za każdym razem jak Mroczny przyspieszał.

Miasto znajdowało się trochę w dole, a wokół krajobraz ograniczał się do trawy. Nico wyjaśnił mi że teren wokół murów został swego czasu ogołocony, by było widać kto się zbliża.

— Jak byłem dzieciakiem, wszędzie, gdziebyś nie spojrzał, były lasy — mówiąc to, zmarkotniał. — Czasem wymykaliśmy się z Biancą z zamku i dzięki nim dostawaliśmy się do miasta. Ale pewnej nocy jeszcze mała Haz poszła za nami i się zgubiła. Ojciec dostał szału, jak się wydało. Nie mam pojęcia jak mogliśmy przegapić śledzące nas dziecko, ale stało się. W przeciągu następnych miesięcy las zniknął.

— Nie jest trochę przesadą ścinanie całego lasu z takiego powodu?

Nico skrzywił się na te słowa.

✔ Mermaid's Heart || PercicoWhere stories live. Discover now