🔱Rozdział 14🔱

296 31 13
                                    

           Od ostatnich wydarzeń minęła doba, a ja niczego się nie dowiedziałem. Hazel nie była zbyt rozmowna, szczerze powiedziawszy, nie dziwiłem jej się. Jeśli znała Franka, już sam fakt, że ktoś zobaczył jego twarz, musiał być dla niej niekomfortowy, a co dopiero rozmowa, kiedy nie mogła nic powiedzieć. Gdy myślałem o tym dłużej, to, że się znali nabierało dla mnie nawet sensu – no bo skąd Frank wiedział, gdzie mnie szukać? Wcześniej zrzucałem to na kark przypadku, jednak jakby nie patrzeć, było to trochę naiwne z mojej strony. Bez powiedzenia jej prawdy, nie miałem jak drążyć tematu. Poza tym, patrząc po jej reakcji, nawet gdybym wyznał kim tak naprawdę jestem, nie mogłem być pewny, że cokolwiek by mi powiedziała.

Wieczór już dawno zapadł, a ja nie wiedziałem co ze sobą począć. Stojąc przy jednym z bocznych wyjść, odziany w brązowy płaszcz i z kapturem na głowie czułem, jakbym robił coś mocno nielegalnego. Było to poniekąd prawdą – nie wydawało mi się, żeby król z entuzjazmem podchodził do nocnych wycieczek swojego syna, szczególnie biorąc pod uwagę, że za kilka dni owy syn miał wziąć ślub. I już sam fakt, że mu towarzyszyłem, był pewnie mocno na minus.

W końcu drzwi się uchyliły, a zza nich wyszła nie jedna, a cztery zakapturzone postacie. Uniosłem brwi, posyłając Nico pytające spojrzenie.

— Nie wiedziałem, że planujemy wycieczkę grupową.

Osoba obok zaśmiała się dźwięcznie i już wiedziałem, kto jest pod jednym z kapturów. Książe William. To z kolei pozwoliło mi łatwo zgadnąć kim była niższa postać, choć pukiel blond włosów też mnie na to naprowadzał. Księżniczka Lily. Kiedy jednak ostatnia postać ściągnęła kaptur i zobaczyłem pod nim Bena, lekko się zdziwiłem. Nie wiedziałem dlaczego, ale spodziewałem się Hazel albo Bianci.

— Pilnują, żeby się nie wydało — odpowiedział Nico, mimo że nawet nie zadałem pytania.

Nie sądziłem, że puszczą mnie same z ich bratem, szczególnie Bianca, która, odkąd dowiedziała się o sekrecie, skazała Hazel na moje wieczne towarzystwo. A może uznały, że rodzeństwo Solace i ich ochroniarz wystarczą, by zapewnić ich bratu bezpieczeństwo. — A co do nich... — kiwnął głową na resztę grupy. — Złapali mnie na gorącym uczynku. Nie za bardzo miałem wyjście.

Uśmiechnąłem się, wkładając wszystkie siły w to, by nie zobaczył mojego niezadowolenia. Wychodziło na to, że naszą randkę szlag trafił.

Poza murami zamku czekał na nas najzwyklejszy w świecie powóz z osłoną, dzięki czemu będąc już w środku mogliśmy ściągnąć kaptury. Woźnica zalecił nam pogmeranie w torbie, która leżała w jednym z rogów. W świetle małej lampki mogliśmy podziwiać pięknie zdobione, różnokolorowe maski. Mimo że Lily piszczała z zachwytu, pokazując każdą kolejną Benowi (jakby sam nie widział), byłem do tej imprezy coraz mniej przekonany. Co jak się pogubimy? Nie byliśmy pierwszą lepszą zgrają ludzi. W nasz skład wchodziły dwie przyszłe głowy królestw, plus księżniczka. No i ja, ale o mnie akurat nikt nie wiedział. Jeden ochroniarz to było za mało, żeby nas upilnować.

Ben, uśmiechając się uprzejmie do swojej pani, mimochodem rzucał ukradkowe spojrzenia Willowi. Zastanawiałem się czy to przez to Nico miał takie współczujący wzrok za każdym razem, jak na niego patrzył.

— Pomysł masek był organizatorek — rzucił mężczyzna prowadzący powóz. Z jakiegoś powodu brzmiał na bardzo zadowolonego. — Pomyślały, że mógłbyś Książe zechcieć się przyłączyć, a w zaistniałych okolicznościach nie możesz przechodzić się po mieście tak beztrosko jak wcześniej.

Ben westchnął.

— A czy organizatorki wzięły pod uwagę możliwości, jakie bal maskowy daje przestępcom? — spytał. Mężczyzna jednak nie wydawał się zaskoczony tym pytaniem.

✔ Mermaid's Heart || PercicoDonde viven las historias. Descúbrelo ahora