🔱Rozdział 6🔱

620 80 39
                                    

Oczywiście, nie mogłem trafić do kuchni jak każdy, normalny człowiek. Może wynikało to z faktu, że nie byłem do końca normalnym człowiekiem. No i chodzenie też nie było moją mocną stroną. A chodzenie po labiryncie korytarzy tym bardziej. No ale przecież nie mogłem zostawić mojego rybiego kuzyna Franka na pożarcie. Już pomijając, że jego babcia wymordowałaby całą naszą rasę, gdyby coś mu się stało – wpakował się w to przeze mnie. Zakładając, że nie zamienił się w nic przydatnego, nie miał szans przeżyć bez mojej pomocy. Chociaż marny był ze mnie pożytek, skoro nie potrafiłem nawet trafić w odpowiednie miejsce.

Jak na złość, nikt nie przechodził, więc nie miałem kogo zapytać o drogę. Gdybym mógł porozumiewać się z Nico tak jak z innymi z mojego gatunku, nie byłoby problemu!

W tej samej chwili doszło do mnie, że w sumie z Frankiem rozmawiałem w ten sposób, więc... nie zaszkodzi spróbować.

Frank! Gdzie jesteś?

Przez chwilę nic się nie działo. Biegałem korytarzami i wrzeszczałem w myślach, szukając ten przeklętej kuchni. Na którymś zakręcie wpadłem na człowieka. Niestety z takim impetem, że znowu wylądowałem na podłodze. Nie zdążyłem się pozbierać z podłogi, gdy zobaczyłem wyciągniętą w moją stronę dłoń.

— Nic ci nie jest?

Przyjąłem pomoc i spojrzałem na człowieka przede mną. To z pewnością była dziewczyna, jednak jej skóra miała dużo ciemniejszy odcień niż ludzi, których do tej pory spotkałem. Brązowe włosy kręciły jej się śmiesznie we wszystkie strony, a złote oczy mierzyły mnie zatroskanym spojrzeniem. Na sobie miała srebrną, lekko przetartą zbroję.

— Wiesz może gdzie jest kuchnia?

W innych okolicznościach wykazałbym się większą kulturą, ale wiecie, czas naglił. Frank mógł być już ugotowany, ale wolałem myśleć pozytywnie. Każda sekunda się liczyła.

Tymczasem dziewczyna parsknęła cicho śmiechem.

— Biegniesz na złamanie karku tylko do kuchni? — jej wzrok zmierzył mnie od góry do dołu. — Nie widziałam cię tu wcześniej. Jesteś nowy?

— Można tak powiedzieć. To wiesz gdzie ta kuchnia?

Uniosła brwi, mimo to z uśmiechem na ustach wskazała za siebie.

— Prosto tym korytarzem i przy pierwszej okazji w prawo. Tylko uważaj, bo dużo ludzi się tam kręci. Jak zakłócisz im pracę, szef kuchni przerobi cię na jutrzejszy obiad.

Poczułem jak coś zimnego spływa mi po plecach.

— Postaram się zapamiętać — odpowiedziałem, ze zdziwieniem zauważając, że głos załamał mi się w połowie zdania, a wierzcie, to mi się często nie zdarza. Chyba było coś nie tak z moją twarzą, ponieważ dziewczyna przestała się uśmiechać i znów wyglądała na zatroskaną.

— Zrobiłeś się bardzo blady. Wszystko w porządku?

Pokiwałem energicznie głową i wyminąłem ją bez słowa. Jeśli tu pracuje znajdę ją później i przeproszę, na tę chwilę miałem ważniejsze sprawy na głowie.

Gdy przekroczyłem próg kuchni, gorące powietrze wręcz we mnie uderzyło sprawiając, że zmrużyłem oczy. W pomieszczeniu było pełno ludzi wykonujące przeróżne zadania, stukały naczynia, ktoś krzyczał, wydając polecenia; kakofonia dźwięków była wręcz nie do zniesienia i zastanawiałem się jakim cudem nie usłyszałem tego z daleka. Najgorsze było jednak przede mną.

Syreny słyszą wszystko. Nasz hiper czuły słuch sprawia, że wyłapujemy dźwięki na całkiem daleki dystans, co na dłuższą metę bywało strasznie denerwujące, więc nauczyliśmy się ignorować niektóre odgłosy, no bo ile można znosić narzekania przepływającej akurat ławicy ryb? Cóż, jako człowiek nie miałem czułego słuchu. Nie do końca rozumiałem jak działała moja komunikacja z Frankiem, wiedziałem jednak, że jego słowa trafiają prosto do mojej głowy. Kiedy więc wszedłem w głąb kuchni z nadzieją, że znajdę Franka, w jednej chwili w mojej głowie zapanował chaos. Ryby. Kilkadziesiąt, jak nie więcej, przerażonych, zdezorientowanych ryb, błagających o pomoc, głośne, zdezorientowane głosy, od których nie potrafiłem się odciąć. Jak w tym zamieszaniu miałem znaleźć Franka?

✔ Mermaid's Heart || PercicoWhere stories live. Discover now