🔱Rozdział 18🔱

195 16 44
                                    

Powiedzieć było dużo łatwiej niż zrobić. Kiedy wróciłem na pokład, nieprzyjemny ucisk w żołądku tylko się wzmógł. W tym momencie naprawdę marzyłem o tym, żeby z głębin morza wyłonił się tata i oznajmił wszem i wobec ,,to mój syn, a jeśli jego wolą jest poślubić Nico, wszystkie wasze głupie lądowe obrzędy nie mają racji bytu". Świat jednak nie był taki prosty. A szkoda.

Nico tańczył z Lily, a ja przyglądałem się temu z nieukrywaną zazdrością. Nie mogłem nic na to poradzić. Przecież ćwiczyłem, naiwnie wierząc, że uda mi się z nim zatańczyć choćby raz. Los jednak pokarał mnie w taki a nie inny sposób, pozostało więc obmyślić plan działania, który pozwoli mi spędzić czas z chłopakiem na osobności.

— Mówiłam ci, żebyś dał sobie spokój — powiedziała Bianca, pojawiając się nie wiadomo skąd. Przy tym poziomie ostrożności, w swoim królestwie mógłbym być już dawno martwy. Tymczasem dziewczyna oparła się o balustradę i również spojrzała na swojego brata. — Zaczyna robić miny jak nasz ojciec. Biedna Lily, nie będzie miała łatwo...

Skrzywiłem się na te słowa. To, co w tej chwili pokazywał Nico, nijak się miało do jego prawdziwego charakteru. Powinna o tym wiedzieć jako jego siostra. Nikt nie lubi być zmuszany do czegokolwiek, a już w szczególności w tak ważnych kwestiach jak małżeństwo. Coś o tym wiedziałem.

— Będzie dobrym mężem na tyle, na ile będzie w stanie — odpowiedziałem, siląc się na uśmiech. — Przecież sama wiesz jaki on jest. Nie ma na świecie lepszego człowieka, kiedy przebijesz się przez te wszystkie warstwy ochronne.

Kiwnęła głową, po czym na mnie spojrzała.

— Będzie ci dobrze w Solei. To naprawdę urocze królestwo, dużo bardziej słoneczne od naszego. Ludzie są tam mili, podejrzewam, że nie będziesz miał takich problemów jak tu. Szybko cię tam zaakceptują... Nawet jakby się dowiedzieli.

Wiatr był wyjątkowo zimny. Wzmagał fale, które delikatnie kołysały statkiem. Mimo oświetlenia na pokładzie, patrząc dalej można było dostrzec czerń nocy zlewającą się w jedność z morzem. W jakiś sposób mnie to uspokajało. Przypominało mi o momentach, kiedy uciekałem w nocy z pałacu, tylko po to, by wykładając się na piasku, z dala od świateł, popatrzyć w górę. Wtedy moja wyobraźnia działała na najwyższych obrotach.

Świat ludzi nie przypominał niczego, co sobie wyobrażałem w tamtych czasach, mimo to miał swoje uroki.

— Nie jadę do Solei. — Widziałem jak Bianca unosi brwi w geście zdziwienia. Potem otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale zanim zaczęła, rzuciłem: — Wracam do siebie. Jeszcze dziś. Prawdopodobnie zanim wzejdzie słońce.

Zapanowała cisza. Bianca wyraźnie nie wiedziała co powiedzieć, ponieważ zajęła się piciem swojego napoju. Szkło na statku to jedna z rzeczy, której nie byłem w stanie pojąć. Tak krucha rzecz nie powinna być wnoszona na coś, co w każdej chwili mogło zatonąć.

Jason zmaterializował się przede mną z cwanym uśmiechem. Zawisł w powietrzu, siadając ze skrzyżowanymi nogami, wyraźnie zadowolony z siebie. Nie znaliśmy się długo, ale byłem pewien, że będzie mi go brakowało.

— Wiem, że nie możesz się teraz skupić, dlatego wymyśliłem najprostszy i najbardziej skuteczny plan jak wygospodarować ci trochę czasu z twoim chłopakiem.

Uniosłem brwi. Nie mogłem się odezwać, kiedy stała przy mnie Bianca. Wolałem żeby nie miała wobec mnie jeszcze większych podejrzeń. Kto wie, co by sobie ubzdurała, słysząc, że gadam w przestrzeń.

Tymczasem po Jasonie widać było ekscytację.

— Jaki jest plan? — spytałem szeptem, nie mogąc się powstrzymać. Bianca odwróciła głowę w moją stronę. Chyba stała za blisko, żeby nie usłyszeć, na co miałem szczerą nadzieję. Na szczęście błędnie założyła, że mówiłem do niej.

✔ Mermaid's Heart || PercicoWhere stories live. Discover now