🔱Rozdział 12. cz 2🔱

322 34 33
                                    

Wysoko osadzony, szary sufit nie był czymś, do widoku czego przyzwyczaiłem się przez ostatnie kilkanaście dni. Tak właściwie, nie poznawałem w ogóle tego miejsca ani po zapachu, ani po wystroju. Czy to dalej był zamek?

— Nareszcie się obudziłeś. — Książę William nachylił się w moją stronę z zatroskanym uśmiechem. — Wiesz kim jestem?

— William Solace. — Kiwnął głową, po czym rozejrzałem się raz jeszcze. Mimo kilku dodatkowych łóżek, leżałem sam. Nie wyglądało to też jak lecznica, a przynajmniej w ogóle nie przypominała naszej podwodnej. Po co im były piece w strefie do leczenia? Nawet nie wiedziałem, czy chcę znać odpowiedź. — Co to za miejsce?

— Prowizoryczna lecznica zrobiona ze starej części kuchennej.

Uniosłem brwi.

— Dlaczego akurat w kuchni?

Will westchnął.

— Ile pamiętasz z tego, co się ostatnio wydarzyło?

Parsknąłem śmiechem i od razu po tym syknąłem, czując ból w ramieniu. No tak. To naturalne, że ból nie zniknie tylko dlatego, że przespałem chwilkę.

— Wszystko. Nie mam tak złej pamięci, żeby nie móc przypomnieć sobie czegoś, co działo się kilka godzin wcześniej.

Po raz kolejny się uśmiechnął, tym razem z zakłopotaniem.

— No tak. Dla ciebie rzeczywiście może nie być takiej różnicy.

Nie podobała mi się ta odpowiedź. Przyjrzałem mu się uważniej.

Na sobie miał lekko wyposażoną, złotą zbroję, ot kolczatka a na niej blacha; przy pasie miecz, na nogach zwykłe ciemne spodnie. Pod jego oczami odznaczały się sine cienie, musiał nie spać przez jakiś czas.

No i najważniejszą kwestią pozostawało co on tu robił, biorąc pod uwagę., że był księciem drugiego kraju i gościem specjalnym na zamku.

— Gdzie jest Nico? — spytałem. Miałem nadzieję, że nic mu się nie stało po tym, jak straciłem przytomność. Spróbowałem wstać, ale zakręciło mi się w głowie. Will położył mi rękę na ramieniu i delikatnie, ale stanowczo, zmusił mnie do ponownego oparcia pleców o poduszkę.

— Nico jest cały i zdrowy. Powinieneś skupić się na sobie, osłabienie może dać się jeszcze we znaki.

Zaśmiałem się.

— To tylko strzała, nie jestem z papieru.

W odpowiedzi książę Will spojrzał na mnie poważniej i przestał się uśmiechać.

— To była zatruta strzała, Percy. Mała kropla może zabić człowieka, niewiele większe dawki bez problemu zabiją nawet słonia. — Postanowiłem nie pytać co to słoń. — To, że żyjesz i dałeś radę otworzyć po dwóch dniach oczy, jest niedorzecznym cudem.

Ponownie się zaśmiałem, tym razem, żeby ukryć podenerwowanie. Nie wiedziałem co to za trucizna (pewnie jej nazwa też by mi wiele nie powiedziała) ale podejrzewałem, że działa ciut inaczej na syreny na moje szczęście. Nasz gatunek wyrobił sobie pewien stopień odporności... Ale przecież nie mogłem mu tego powiedzieć.

— Okej. Wychodzi na to, że mam szczęście. Pozostaje tylko spytać co ty tu właściwie robisz, książę?

— Cóż... — Uniosłem brwi, widząc jego zakłopotanie. — Nico delikatnie się zdenerwował, jak zrozumieliśmy czemu właściwie się nie budzisz. Dodatkowo atak został przypuszczony podczas mojego pobytu z Lily, która jest narzeczoną przyszłego króla, więc Jego Królewska Mość też się zdenerwował. Szczególnie, kiedy Nico nie chciał odejść od ciebie ani na chwilę. Obaj zrobili się trochę... Niestabilni. — Zamilkł na chwilę, jakby zastanawiając się, ile jeszcze może mi powiedzieć. — Wychodzi na to, że jestem jedną z niewielu osób, którym ufa, co jest całkiem sensowne, skoro jesteśmy przyjaciółmi, więc odesłałem go do spania i takim o to sposobem stałem się strażnikiem jego Śpiącej Królewny.

✔ Mermaid's Heart || PercicoWhere stories live. Discover now