🔱Rozdział 11🔱

288 29 18
                                    

— Chyba nie sądzisz, że ci w to uwierzę.

Po raz kolejny przyłożyła mi ostrze miecza do szyi, znów rozcinając skórę. Patrzyłem ze zmęczeniem na jej podenerwowany uśmiech, starając się zignorować po raz kolejny ból. Ewidentnie sprawa w jakimś stopniu wydawała się absurdalna, ale naprawdę aż tak ciężko było w nią uwierzyć?

Co prawda zrobiłem to bardzo chaotycznie, ale mniej więcej nakreśliłem jej sytuację. Ciągle powtarzałem też, że nie mam złych zamiarów.

— Tak ciężko ci uwierzyć, że nie chcę zrobić nikomu krzywdy? Czy że istnieję i mimo odmiennej rasy wyglądam jak człowiek? Czy że... Zakochałem się w twoim bracie? Co muszę ci wyjaśnić dokładniej, żebyś mi uwierzyła, przestała panikować i rysować tym żelastwem moją szyję?

— Nie panikuję.

Spojrzałem jej w oczy z pełną powagą.

— Gdybyś nie panikowała, twoje dziesięć minut skończyłoby się pół godziny temu. Nie kazałabyś mi się powtarzać.

Zapanowała chwilowa cisza. Deszcz bębnił w dach, spływał po murach, zmieniał smak i gęstość powietrza. Powoli robiło mi się zimno. Rozcięcia na szyi zdawały się wypompowywać krew z mojego ciała, czułem ciepło na szyi. Gdyby nie maksymalny poziom stresu, może położyłbym się na trawie i poleżał przez chwilę...

— To nie tak... — odpowiedziała w końcu Bianca wyraźnie zmieszana, na chwilę spuszczając gardę. — Po prostu... Jesteśmy rodziną królewską, a Nico...

— Co ja? — padło zza rogu.

Nico wyszedł na korytarz, Bianca obróciła głowę i przez chwilę znów słuchać było tylko deszcz. Nie przeczę, że widok mógł być dosyć niecodzienny. Ja, klęczący przed Biancą oraz ona, z mieczem przy mojej szyi. Patrzyłem z rosnącym przerażeniem, jak Nico blednie, wyciągając własne wnioski. Wysiliłem się na uśmiech, starając się nie skupiać na tym co mógł o mnie pomyśleć.

— To nieporozumienie, Nico. Mogę ci to...

Urwałem, gdy chłopak minął bez słowa siostrę i uklęknął przede mną. Wyciągnął z buta sztylet i moje serce przyspieszyło. Nie chciałem umierać, ale jeśli już musiałem, wolałem umrzeć z jego ręki. Zamknąłem oczy. To wcale nie mogło aż tak boleć. Szczególnie, że syreny miały w większości wysoki próg bólu. Chociaż jakby się zastanowić to nawet najwyższy próg bólu nie sprawi, że śmierć będzie bezbolesna.

Cios jednak nie padł, za to usłyszałem dźwięk rwanego materiału. Momentalnie otworzyłem oczy, akurat, żeby zobaczyć, jak Nico odrywa kawałek swojej koszuli, przez co jedna strona zrobiła się krótsza. Uniosłem brwi.

— Co ty właściwie...?

W milczeniu złożył materiał i starł nim krew z mojego obojczyka, po czym przyłożył mi go do szyi. Z tego wszystkiego zapomniałem całkowicie, że faktycznie, moja szyja była trochę sponiewierana.

— Nie możesz zakrwawiony przejść przez główną salę — rzucił chłopak. W jego oczach było coś niepokojącego, postanowiłem, że spytam później o przyczynę. — Musimy iść naokoło. Możesz stać?

Kiwnąłem głową, nie czując zbytnio bólu. To była pewnie kwestia adrenaliny, która wraz z przyjściem Nico skoczyła do niepoważnych ilości.

Bianca stała, obserwując to wszystko w milczeniu. Kiedy podniosłem się z ziemi, przeniosła spojrzenie na brata.

— Nico, wiesz, że ja nigdy-

— Wiem. — Przerwał jej. — W tej chwili to nie ma znaczenia. Wracaj na salę i powiedz, że się źle poczułem. I zetrzyj krew z ostrza zanim je schowasz, inaczej Leo się zapłacze przy następnym przeglądzie.

✔ Mermaid's Heart || PercicoWhere stories live. Discover now