🔱Rozdział 10🔱

286 28 25
                                    


Jason Grace był dziwnym duchem. Sprawiał wrażenie bardzo otwartego na świat, porządnego chłopaka – może dlatego nie miałem większych oporów, żeby opowiedzieć mu o tym jak i dlaczego właściwie znalazłem się na lądzie. Na końcu poprosiłem, żeby nikomu nie mówił, na co zaśmiał się, jakbym powiedział coś wyjątkowo śmiesznego. Dopiero potem uświadomiłem sobie, dlaczego. Był wiatrem. Niby komu miałby cokolwiek powiedzieć?

— Syreny są takie jak w tych wszystkich bajkach?

Skończyłem pisać ostatnią linijkę mojej biednej kaligrafii i odłożyłem kartkę na stosik. Wieczór już dawno zapadł, co napawało mnie dziwnym spokojem – mrok nocy kojarzył mi się z domem.

— To znaczy?

— No wiesz. — Jason wzruszył ramionami i zeskoczył z baldachimu na mój materac. Miałem przeczucie, że zyskałem współlokatora. — Istnieje wersja dla dorosłych i dla dzieci. W tej wersji dla dorosłych syreny to krwiożercze bestie, brzydkie jak but, które mamią ludzi swoim śpiewem i zjadają. W tej dla dzieci, syrenki to ludzie z ogonem, które sobie żyją jak ludzie, tyle że pod wodą.

Tym razem to ja wzruszyłem ramionami. Wstałem od stołu, krzywiąc się, gdy stopy znów dały o sobie znać mocniej niż wcześniej.

— Powiedziałbym, że jesteśmy gdzieś pomiędzy — odpowiedziałem, próbując dostać się do łóżka. W końcu rzuciłem się na materac i odetchnąłem z ulgą. — Dzikie syreny przypominają bardziej te z wersji dla dorosłych. Ale większość to bardziej te z wersji dla dzieci. Różnica pomiędzy tym co powiedziałeś, a tym co jest rzeczywiste, polega na tym, że to od ludzi zależy, jak nas widzą. Nie chodzi mi o to, że dla każdego wyglądamy jakoś mega inaczej — uściśliłem, kiedy Jason zrobił zdezorientowaną minę. — Kiedy się nas boją, widzą nas bardziej jako potwory. Nie zmienia to faktu, że nie istnieje coś takiego jak brzydka syrena. Dzikie syreny są trochę innym rodzajem syren. Mają więcej rzędów zębów i inny ich kształt, tak jak rekiny. Stadne syreny, które żyją w miastach, mają tylko jeden rząd. Nie wiem, dlaczego tak jest, chyba kwestia różnicy warunków, w jakich żyjemy.

Jason miał sporo pytań – był wyraźnie zafascynowany – ja za to czerpałem przyjemność z opowiadania o swoich rodzinnych stronach. Najbardziej rozbawiły go ośmiorniczki jako zwierzątka domowe, stwierdził też, że koniki morskie pełniące rolę koni pod wodą mają sens. Rozmawialiśmy pół nocy, a kiedy stwierdził, że musi lecieć i zniknął, do rana gapiłem się w okno, patrząc jak noc powoli ustępuje dniu. Znów zatęskniłem za domem i po raz kolejny uświadomiłem sobie, że nie dane będzie mi prawdopodobnie zobaczyć się ponownie z rodziną. Byłem naiwny licząc, że Nico zakocha się we mnie tak samo jak ja w nim. Sytuacji nie poprawiał fakt, że był księciem i następcą tronu. I będzie musiał kogoś poślubić. Ten fakt uderzył we mnie nagle i sprawił, że poczułem się tylko gorzej. W tym świecie płeć miała większe znaczenie. W tym świecie nie liczył się mój status. W tym świecie byłem chłopakiem i byłem nikim, a już na pewno nie kimś, kto mógłby poślubić księcia.

Nawet nie wiedziałem, kiedy zasnąłem, ale obudził mnie Nico. Jego oczy były podkrążone, a twarz zmęczona – wyglądał, jakby nie spał. Musiałem wyglądać nie lepiej, bo kiedy na niego spojrzałem, zmarszczył brwi.

— Płakałeś?

Tym razem to ja się zdziwiłem.

— Co robiłem?

Na te słowa Nico parsknął śmiechem.

— Nie ważne. Wyglądasz okropnie, więc ogarnij się jakoś. Za niedługo przyjdzie do ciebie ktoś z ubraniami.

Uniosłem brwi. Na początku mojego pobytu w zamku pomierzyli mnie i dostałem ubrania, w których mogłem chodzić. Były w dobrym stanie.

— Nawet jeszcze nie użyłem wszystkich, które dostałem — zauważyłem. — Po co mi nowe?

✔ Mermaid's Heart || PercicoWhere stories live. Discover now