37.

16K 445 18
                                    

Nie wierzę, po prostu nie wierzę. Cały salon jest w płatkach róż i świecach, na środku stoi zastawiony stół. Odwracam się do Vincenta , dosłownie rzucam się na niego i całuję bardzo mocno. On od razu odwzajemnia.

- Zapraszam na kolację.

Podchodzi ze mną do krzesła i jak przystało na gentlemana odsuwa mi krzesło. Siadam wygodnie, a do pokoju wchodzi mężczyzna ubrany elegancko, podaje nam talerze z jedzeniem. Wszystko wygląda jak z bajki. Wciąż we mnie jest tyle szoku. Posiłek bardzo mi smakuje. Po kolacji Vincent wstaje, bierze mnie za rękę i idziemy w stronę ogrodu. Na zewnątrz jest już ciemno, ale jedno miejsce wygląda na całkowicie oświetlone. Jest to altana na środku ogrodu. Nie wiem, kto mu pomagał, ale to wszystko jest niesamowite. W środku altany oprócz lampek jest dużo poduszek i kocyk. Kiedy chcę usiąść, Vincent mnie zatrzymuje.

- Poczekaj. Zanim usiądziesz, muszę znać twoją odpowiedź na jedno pytanie.

- Słucham.

- Evelyn, wiem, że znamy się nie długo, ale chcę spędzić z tobą resztę życia. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie?

Klęka przede mną, wyciąga z kieszeni czarne pudełeczko, otwiera je. Moje oczy robią się jak pięciozłotówki, kiedy widzę złoty pierścionek z onyksem i małymi diamencikami.

- Vincent…

Zacinam się. Po prostu brakuje mi słów.

- Słucham. Daj mi odpowiedź, proszę.

- Tak, Vincent wyjdę za ciebie.

Wyciąga pierścionek z pudełka, zakłada na mój palec.
Kładzie rękę na płaskim brzuchu.

- No to szykujemy się do ślubu.

Oznajmia, kładziemy się na poduszkach i tak spędzamy kilka godzin. Nie wiem, w którym momencie zasypiam.

Następnego dnia wstaję bardzo szczęśliwa, lecz moje szczęście zostaje zakłócone przez poranne mdłości. Wstaję z łóżka udając się do łazienki. Przez pewien czas to będzie moja codzienność.

- Wszystko w porządku?

Do łazienki przychodzi Vincent.

- Tak, wszystko dobrze.

- Może powinniśmy iść do lekarza.

- Vincent, spokojnie, to tylko mdłości.

To jest normalne na początku każdej ciąży.

- Na pewno?

- Tak.

- Pójdę zrobić ci herbatę i śniadanie, musisz się teraz dobrze odżywiać.

- Dobrze, ogarnę się i przyjdę do kuchni.

- Jak chcesz kochanie.

Wychodzi, a ja przemywam twarz wodą. Kieruję się do szafy, gdzie są moje rzeczy. Wybieram to, co uważam za najlepsze, czyli leginsy oraz koszulkę Vincenta. Dziś nie zamierzam nigdzie wychodzić, więc odpuszczam sobie makijaż. Schodzę na dół, a przy kuchence stoi najwspanialszy mężczyzna pod słońcem i smaży naleśniki. To jest to, czego potrzebuję. Naleśniki. Zasiadam do stołu i za minutę widzę przed sobą talerz pełen tych smakołyków.

- Dziękuję, jesteś boski.

- Miło to słyszeć z twoich ust.

Po śniadaniu znowu czuję się źle, idę do łazienki. Po wszystkim myję zęby. Udaję się do gabinetu Vincenta, bo chciał ze mną porozmawiać.

- O co chodzi Vincent?

- Chciałem omówić nasz ślub.

- Już chcesz to wszystko planować?

- Chcę jak najszybciej, aby nasze dziecko było już w pełnej rodzinie, kiedy przyjdzie na świat.

Na myśl o naszym maleństwie uśmiecham się. Nie mogę się doczekać aż przyjdzie na świat. Już widzę, jak będzie rozpieszczane przez swojego tatusia.

- Słuchasz mnie?

Wracam na ziemię, kiedy Vincent podnosi głos.

- Przepraszam, zamyśliłam się.

- No dobrze kochanie, a więc jaką datę wolisz?

- Ty wybierz.

- No dobrze, to niech będzie za 3 tygodnie.

Wytrzeszczam oczy.

- Tak szybko? Przecież ja nie zdążę z tym wszystkim.

- Eva ci pomoże. Ja się zajmę częścią logistyczną. Tobie zostawię wybór dekoracji, a menu i zaproszenia wybierzemy razem.

- Dobrze, niech będzie tak jak mówisz.
 
- To chodź, wybierzemy wzór i listę gości.

Sadza mnie sobie na kolanach.

- Co z twoim ojcem?

- Nie zaproszę go. Po tym co zrobił nie zasługuje na zaproszenie. Nawet nie wiem czy mama się z nim rozwiedzie.

- Jak uważasz kochanie.

Więc ustalamy początkowe założenia ceremonii.

Szef mafii Where stories live. Discover now