Chapter thirty five

621 26 9
                                    

PHILIP

— Cześć Liluś. Mogę wejść?

W końcu zebrałem się w sobie i zapukałem do drzwi mieszkania mojej dziewczyny.

— Pewnie. Czekałam na ciebie. Widziałam przez okno jak rozmawiasz z moim ojcem.

Wszedłem do mieszkania i od razu przeszedłem do sedna sprawy.

— Doskonale wiesz dlaczego tu jestem. Henry z tobą rozmawiał.

— Tak. Z tobą też miał porozmawiać.

— I rozmawiał. Powiedz mi ale szczerze. Na pewno tylko rozmawialiście o jego propozycji?

Na samą myśl, że mogło do czegoś dojść między tą dwójką ogarnia mnie wkurwienie. Nie złość, wkurwienie. Lily to moja kobieta i nikt nie ma prawa jej tknąć prócz mnie. A jeśli ona nie ma ochoty to nawet ja nie mam do tego prawa.

— Co ty głupi jesteś?

— Właśnie chodzi o to żebym na głupiego nie wyszedł.

— Philip o co ci chodzi? Między mną a Henry'm już nic nie ma. Oddałam mu pierścionek i wróciłam do swojego mieszkania jak sam widzisz.

— No i to jest to co chciałem usłyszeć. Liczę na to, że przy następnym pytaniu będzie tak samo.

— Jakim pytaniu? Philip, co ty dajesz?

— Wiem, że wolałabyś Paryż od swojego mieszkania. Mimo to liczę, że się zgodzisz.

Wyjąłem pudełeczko z pierścionkiem i uklęknąłem.

VIVIAN

— Wiem. Nie zachowujesz się względem mnie jak przyjaciel. George nigdy nie nazwałby mnie narzeczoną choć wielu nas uznawało za narzeczeństwo.

— Co więc stoi na przeszkodzie? Ja też nie jestem ślepy. Wiem, że ci się podobam.

— Boję się, najnormalniej w świecie. Przez twoje słowa rozumiem, że proponujesz mi pewny, stały związek. Tylko, że ja już byłam w pewnym związku. Z Benem mieliśmy plany na przyszłość. Ślub, dzieci a ostatecznie nic z tego nie wyszło. Ja jestem tutaj a Ben leży na cmentarzu. Co jeśli będzie tak samo z tobą? Masz niebezpieczną pracę.

— Vivian to, że twój narzeczony zmarł nie znaczy, że spotka cię to samo po raz drugi. To, że pracuję w wydziale kryminalnym nie znaczy od razu, że umrę.

— Ale to praca pełna ryzyka. Jakieś akcje, gangsterzy.

— Uważam na siebie.

— Nie jesteś w stanie wszystkiego przewidzieć. Już raz zostałeś postrzelony.

— Zasłoniłem sobą porwaną nastolatkę. Musiałem to zrobić. Liczyło się przede wszystkim bezpieczeństwo dziewczyny.

— A jeśli znowu cię postrzelą?

— A jeśli, a jeśli. Vivuś z takim myśleniem daleko nie zajdziesz.

— Dennis, ja nie chcę się na razie zobowiązywać.

— Dobrze w takim razie bez żadnych zobowiązań. Niczego mi nie obiecujesz.

— Nie nadaję się to takich relacji. U mnie musi być coś pewne.

Henderson zmniejszył dystans między nami i ponownie chwycił moją dłoń. Moim sąsiadom oczy wyszły z orbit. Odnoszę wrażenie, że Dennis robi to specjalnie.

— W takim razie razem będziemy musieli się nauczyć.

Nachylił się ku mojej twarzy i akurat zadzwonił telefon.

PolicjantOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz