Chapter fifty nine

226 11 11
                                    

Dzisiaj obchodzę trzydzieste pierwsze urodziny, które stały się punktem zapalnym do podjęcia decyzji rozważanej już od dawna. Tydzień wcześniej złożyłem oficjalne pismo zawierające moją rezygnację ze służby w komendzie stanowej oraz prośbę o przeniesienie do innej jednostki u oficera przełożonego. Właśnie dzisiaj rozpoczynam pierwszy dzień służby na nowej starej komendzie, która zgodnie z zarzekaniami sprzed kilku lat przyjęła mnie z otwartymi ramionami zachowując mój stopień służbowy oraz dając mi podwyżkę wyrównującą moje zarobki do tych jakie otrzymywałem na komendzie stanowej. Powrót na stare śmieci ma jednak słodko - gorzki smak z powodu tragedii, która dotknęła nas miesiąc temu. Choć umożliwiła mi ona ponowne zatrudnienie bez jakichkolwiek wątpliwości to nikomu z nas nie przeszło przez myśl cieszyć się chociażby przez chwilę z mojego powrotu. Podczas moich ostatnich miesięcy pracy jako oficer komendy stanowej ponownie nawiązałem współpracę z detektywami z mojej komendy. O dobro śledztwa byłem spokojny od samego początku współpracując z najbardziej doświadczonymi detektywami, którzy byli moimi mentorami przez kilka lat służby - Ivanem i Paulem. Niestety przy kulminacyjnym momencie śledztwa podczas akcji zatrzymania przestępców zareagowaliśmy kilka sekund za późno oddając strzał w kierunku przywódcy gangu, który chwilę wcześniej wystrzelił kulę w kierunku Paula trafiając go w miejsce nieokryte kamizelką kuloodporną. Mimo szybkiej interwencji lekarzy pogotowia Paul zmarł kilka dni później w szpitalu. Dzisiaj prócz mnie do pracy na komendzie wraca Ivan po przymusowym urlopie na który został skierowany jak tylko dotarła do nas informacja o śmierci Paula. Sam pogrzeb odbył się w bardzo podniosłej atmosferze a na ceremonii prócz rodziny, znajomych czy współpracowników zjawiło się wiele osób którym przez lata wiernej służby Paul nie odmówił pomocy. Zdecydowanie był to pochówek na jaki zasłużył.

Byłem zestresowany bardziej niż sądziłem, że będę wchodząc na komendę. Co prawda znam to miejsce i struktury pracy od podszewki lecz teraz wszystko co założyłem stanęło pod znakiem zapytania. Ptaszki ćwierkają, że po śmierci wieloletniego partnera Ivan bardzo poważnie rozważa przejście na emeryturę. Nie jest tajemnicą, że relacje między partnerami w naszej pracy są silniejsze niż w jakiejkolwiek innej. Utrata osoby z którą spędzało się praktycznie większość swojego czasu uderza zdecydowanie mocniej, dlatego zaraz po spotkaniu z szefem postanowiłem porozmawiać z Ivanem. Byłem w stanie wyobrazić sobie przez co teraz przechodzi - sam przecież musiałem zmierzyć się z taką stratą sześć lat temu. Zastałem go w jego pokoju operacyjnym porządkującego papiery, które teoretycznie już dawno powinny być wypełnione.

— Poprosiłem żeby zostawili je mnie. Chciałem mieć w co ręce włożyć po powrocie.

Nieudolnie próbował ukryć, że kompletnie mu nie idzie praca z papierami. W głowie wciąż miał mętlik.

— Ciągle rozważasz odejście ze służby?

— Dziwisz mi się? Co tu po mnie, zwłaszcza teraz? Pełno tutaj młodej krwi, niech ona się ugania za bandziorami. Na mnie przyszedł już czas.

— Daj spokój Ivan, przecież kochasz tę robotę. Jak my wszyscy.

— Każdy z nas kiedyś musi ustąpić miejsca. Sądzisz, że mogę jeszcze tutaj zrobić coś  pożyteczniejszego niż odejść?

— Ivan, nie gadaj ze mną jak z dzieckiem. Doskonale wiesz, że kto jak kto ale ja doskonale wiem co czujesz więc nie pieprz mi tu farmazonów o wypaleniu.

— Mam wprost wszystkim przyznać, że na samą myśl o pracy z jakimś nowym ciołkiem dreszcz mi po krzyżu przelatuje? Nikt nie będzie taki jak Paul.

— A jak myślisz, co on by ci powiedział?

— Nawet nie próbuj tego kończyć! Co Paul by powiedział? Nic nie powiedział i nic nie powie! Na tym polega problem.

— Myślisz, że ja po śmierci Alexa jak wróciłem do roboty i poznałem Rogera to skakałem ze szczęścia? Chłopie myślałem, że go rozerwę jak tylko zaczynał gadać o zaufaniu i otwarciu się na niego. A jak wspominał Alexa to już w ogóle chciałem wyjść z siebie i stanąć obok. Wszystko przyszło z czasem.

— Ty jesteś młody, masz czas by się dogadać z nowym partnerem.

— Ty też masz go sporo, nie zamykaj się od razu zwłaszcza, że nie wiesz co szef zdecydował. A teraz daj mi trochę tych papierów, pomogę ci.

Doskonale pamiętam moment kiedy lekarz przekazał mi informację o śmierci Alexa. Kompletnie się załamałem i chciałem w pierwszej chwili odejść z policji, kiedy jednak opadły emocje po pogrzebie dotarło do mnie ile ta robota dla mnie znaczy. Dzisiaj mam wrażenie, że nawet za dużo, wiele przez nią straciłem z Vivian na czele. Właśnie Vivian, zostawiła mnie

— A ty co taki przybity? Już żałujesz, że do nas wróciłeś? Masz już nas pewnie powyżej uszu.

— Ciszę się bardzo, doskonale to wiesz.

— No to co się dzieje? Dalej myślisz o tej Vivian? Minęło pięć lat odkąd się rozstaliście.

— Nie potrafi mi z głowy wyjść zwłaszcza, że kompletnie nie wiem co się u niej dzieje. Musiała wyjechać, próbowałem ją namierzyć ale nic mi z tego nie wyszło. Nawet jej rodzina nie chce mi nic powiedzieć.

— Dalej do nich chodzisz?

— Co mi zrobią? Doskonale wiedzą, że jestem policjantem a po służbie w komendzie stanowej mam nowe, wysoko postawione znajomości.

— Dla swojego dobra sobie odpuść. Nie wiadomo nawet czy ona jeszcze żyje.

— O czym ty mówisz? Jakim cudem może nie żyć?

— Telewizora w domu nie masz? Nie słyszałeś o wojnie na wschodzie?

— Pewnie że słyszałem, cały świat słyszał. Co ma jednak wojna do Vivian?

— Jest tam na miejscu, relacjonuje ją. Dzisiaj rano przyszedł komunikat, że spadły bomby obok miejsca gdzie stacjonują dziennikarze z całego świata, z częścią nie ma kontaktu. Z nimi również nie potrafią nawiązać łączności.

Wryło mnie w fotel, cała krew odpłynęła mi w momencie. Vivian na wojnie? Oszalała w zupełności, rozumiem podróże na drugi koniec świata gdzie nawet wody nie ma ale wojna? Cieszyłem się kiedy zaczęła studia dziennikarskie ale w życiu mi nie przyszłoby do głowy, że wyślą ją na wojnę i że się na to zgodzi. Miała siedzieć na tyłku w telewizji mojego ojca i prowadzić programy.

Wybiegłem z pokoju operacyjnego jak poparzony i zupełnie na ślepo wybrałem numer do ojca i nie wiem jakim cudem dobrze wybrałem numer. Ręce mi się tak trzęsły jak nigdy chyba, nawet na olimpiadzie z fizyki czy przed egzaminem do szkoły policyjnej. Vivian być może zginęła pod bombami a ja nawet nie wiedziałem, że jest na wojnie. Jak na złość ojciec nie odbierał, a byłem przekonany, że wiedział o wszystkim i nawet słówkiem nie pisnął. Ivan wybiegł za mną i próbował mnie uspokoić ale na nic się to zdało. Cholera jasna, moja blondyna być może nie żyje.

PolicjantWhere stories live. Discover now