Chapter fifty four

321 11 8
                                    

Ivan jest równym gościem i bez problemu wziął na siebie raporty dotyczące działań śledczych z dnia dzisiejszego bym mógł zdążyć na kolację u Barnesów, która przeminęła w domowej atmosferze. Ojciec Vivian powoli zaczyna mnie lubić na czym mi bardzo zależy. Małżeństwo ewidentne służy Lily i Philipowi, wręcz fruwają zamiast chodzić a zapatrzeni są w siebie bardziej niż te wszystkie pary z komedii romantycznych. Mimo rozmowy na temat moich rozwiedzionych rodziców opuściliśmy dom rodzinny Viv z uśmiechami na twarzy, no i z torbą ubrań. Trochę się obawiam jak to będzie wyglądać, ponieważ nigdy wcześniej nie mieszkałem z kobietą jednak wierzę, że będzie pięknie. Torbę ubrań, którą Vivian nie zabrała za poprzednim razem, odłożyłem gdzieś przy szafie nie mając najmniejszej ochoty na rozpakowywanie jej tu i teraz. Oboje zasnęliśmy jak tylko nasze plecy spotkały się z materacem łóżka choć wcale nie było bardzo późno, coś po dwudziestej drugiej. Sądziłem, że dodatkowe dwie godziny snu sprawią, że będę bardziej wyspany lecz nie tym razem. Po czwartej rano zaczął dzwonić mój telefon lecz byłem tak zaspany, że nie zdążyłem go odebrać za pierwszym razem. Cholera jasna, po co mi było zostanie policjantem zamiast spać słodko do siódmej czy ósmej? W końcu odebrałem co było wyczynem z racji, że mój telefon nie współpracuje ze mną o tak wczesnej porze.

— Ivan, stary byku. Pozbawiasz mnie luksusu snu.

Tak Dennis, wiem. Też bym wolał jeszcze trochę pospać ale jesteśmy potrzebni.

— Co się dzieje?

Vivian zaczyna się wiercić. Zaraz mi łeb ukręci albo i całkowicie urwie za budzenie jej o takiej porze.

Mam dwie wiadomości, złą i bardzo złą.

Gadaj a nie baw się w ciuciubabkę.

Świetnie, obudziłem ją. Żegnaj komendo. Żegnaj mamo. Żegnaj świecie.

Zła jest taka, że patrol godzinę temu znalazł brata tego pobitego chłopaka na swoim osiedlu. Też został pobity ale wyglądał znacznie lepiej niż jego starszy brat.

No pięknie, a bardzo zła?

— Stan Briana w nocy pogorszył się, musieli go operować i niestety chłopak zmarł na stole operacyjnym. Także jesteśmy obaj potrzebni i to migiem. Będę za piętnaście minut pod twoim blokiem.

Cholera jasna czy w tym mieście co chwilę musi się coś dziać? Ile bym dał za moment spokoju. I teraz znowu trzeba szukać zabójcy.

— Jasne, już się zbieram.

Rozłączyłem się i rzuciłem telefon na szafkę, gdzie zawsze leży. Uwielbiam swoją robotę jednak sprowadzanie mnie do niej o czwartej rano to spora przesada. Toż to jeszcze noc ciemna. Oczywiście nie licząc lata kiedy dzień zaczyna się właśnie o takich porach i powoli budzi ludzi do życia. I dzisiaj postanowiło zacząć swą kolejkę ode mnie, cholera jasna.

— Panie aspirant, daj mi spać.

Z tego mojego niezadowolenia nie zdałem sobie sprawy, że zacząłem marudzić na głos i teraz moje kobieta ma pewnie ochotę urwać mi jaja.

— Przepraszam, śpij dalej. Ja już się zbieram do pracy łapać zabójców.

Zacząłem się ubierać w pierwsze lepsze ubrania a po paru latach pracy w zawodzie sztukę szybkiego ubierania się mam opanowaną do perfekcji. Teraz tylko znaleźć odznakę.

PolicjantWhere stories live. Discover now