Chapter forty three

567 23 4
                                    

DENNIS

Obudziłem się z lekkim kacem. Wczoraj razem z Vivian świętowaliśmy mój przeklęty awans i rozmawialiśmy chyba na każdy możliwy temat. Udało mi się ją podejść i dowiedziałem się trochę więcej o przeszłości mojego szwagra z bardziej wiarygodnego źródła. Z jego opowieści mogłem się dowiedzieć, że jego paczka dawnych przyjaciół była marginesem społecznym a Marie go z tego bohatersko wyciągnęła. Teraz wiem, że było to bardzo podkoloryzowane. Zwłaszcza po tym, że miałem wgląd w kartotekę Barnes. O Bena postanowiłem nie pytać, bo pewnie dalej jest to dla niej bolesne. Utrata najbliższej osoby i to tak nagła to cios prosto w serce.

Spojrzałem na drugą połowę łóżka którą teraz zajmowała blondynka. Po wczorajszym wieczorze nie było innego miejsca w którym mogła się znaleźć. Mimo, że mam w zwyczaju strasznie się wiercić w łóżku zaraz po przebudzeniu ona dalej spała niewzruszona. W sumie wcale jej się nie dziwię. Dobrze, że łóżko nie skrzypi, bo sąsiadka mieszkająca pode mną by szału dostała chyba. Nawet nie wiem dokładnie która jest godzina. Jedynie jestem pewny, że jest rano. Mój organizm nie jest w stanie spać dłużej niż do godziny dziewiątej. W teorii weekendy mamy mieć wolne jednak w praktyce różnie bywa więc zawsze muszę być pod telefonem. Mimo to nie miałem zamiaru wychodzić z łóżka. Roger i inni służbowi posłańcy mogą teraz się wypchać.

— Cholera, Britney. Wiem, że jestem twoim fanem ale do łóżka to mi nie wchodź. — powiedziałem do swojej komórki jakby była żywym stworzeniem.

W rogu wyświetlacza ukazywała się godzina 7.40 więc o tej porze spodziewałem się telefonu od Rogera a nie od matki. Wyszedłem z sypialni, by nie obudzić tej istoty śpiącej po mojej lewej stronie.

— Słucham?

No witam mojego synka. — usłyszałem radosny głos mojej mamy.

— Cześć mamo. Stało się coś?

Nie. Miałoby się coś stać?

— Nie. Po prostu zazwyczaj nie dzwonisz do mnie z rana.

Pomyślałam, że w weekend będziesz miał więcej czasu na odebranie telefonu od matki.

— No i akurat dzisiaj jak na razie się to sprawdza. Jak dotąd nie ma żadnych wiadomości z komendy.

Po raz pierwszy w karierze chyba. I co ty tak dziwnie mówisz? Rozchorowałeś się? Zawiało cię na służbie?

— Jak? W środku lata? Nie, po prostu ledwo co wstałem i nie przebudziłem się jeszcze.

No to w takim układzie jak już powoli zaczynasz kontaktować ze światem zapowiadam się z wizytą po południu. Ugotujemy razem coś pysznego.

— Świetnie. To ja muszę w takim układzie uzupełnić lodówkę.

I to porządnie. Narobię ci trochę tego jedzenia, żebyś wiecznie samej pizzy nie jadł.

— Przyjąłem. Do zobaczenia po południu.

Rozłączyłem się i wróciłem do sypialni. Odłożyłem ubrania Vivian na komodę, żeby nie wycierały mi podłogi. Z moimi zrobiłem tak samo z wyjątkiem bokserek. One z powrotem znalazły się na swoim miejscu.

— Jedziesz na komendę?

Blondynka obróciła się na plecy i przeciągnęła.

— Nie. A co ty nie śpisz już?

Z powrotem położyłem się na łóżku. Najchętniej w ogóle bym stąd nie wychodził z takim towarzystwem.

— Jak widać. Kto się tak dobija do ciebie z samego rana?

PolicjantOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz