Chapter eight

1.1K 45 10
                                    

Od samego rana jestem na komendzie. Dzisiaj lepiej do mnie nie podchodzić. Jestem totalnie wkurwiony. Minęły 24 godziny od porwania a my nie mamy nic konkretnego.

- Siema! Co Ty taki nabzdyczony? - Roger z kawą w ręce wszedł po schodach i stanął przed wejściem na komendę.

- Minęło tyle czasu a my nic nie mamy. Ta dziewczyna może być już martwa. Nie ma nawet żądania okupu. Nic!

- Spokojnie, naczelnik nadał tej sprawie priorytet. Pół komendy nad nią pracuje.

- I co z tego? Ta sprawa została przydzielona Nam i to My mamy ją rozwiązać.

- Wiesz co? Dopal tego papierosa w spokoju i spróbuj oddzielić sprawy prywatne od zawodowych. - poklepał mnie po plecach.

- O czym Ty gadasz? Co mają moje sprawy prywatne do śledztwa?! - założyłem ręce na piersi.

- Może i nie pracujemy ze sobą za długo ale widzę co się dzieje. Masz jakiś problem i próbujesz się wyżyć w pracy chcąc rozwiązać sprawę jak najszybciej. Wiem coś o tym. Sam tak robiłem jak pracowałem na innej komendzie. Kłótnie z dziewczyną i takie tam.

- Ale co to ma wspólnego ze mną?

- Jeśli chcesz mieć te robotę to podejdź do niej na spokojnie i z głową.

- Roger, dzięki za radę ale ja NIE mam żadnych problemów.

- Nie? A jak jej było? Vivian, tak? - ugryzł jabłko, które od dłuższego czasy trzymał w ręce.

- Zgadza się. Co ona ma do tego?

- Przecież widziałem jak na Nią patrzyłeś. Tamtą sprawę już zamknęliśmy więc się z Nią umów. A tak swoją drogą nie wiedziałem, że palisz. - wszedł na komendę.

Okej, to było dziwne. Chociaż lepiej dla wszystkich będzie jak w stu procentach skupię się na robocie. Przecież nie chcę stracić odznaki. Dopaliłem papierosa, wrzuciłem go do popielniczki, która była już prawie pełna i wróciłem do gabinetu. Miałem już dawno rzucić palenie ale ostatnimi czasy to ono mną rzuca.

- Co to jest? - wskazałem na biurko. Nie było mnie kilkanaście minut a na moim biurku jest pełno papierów.

- Akta spraw, wszystkie dotyczą porwań.

- Mamy to wszystko przejrzeć?

- Też mnie ten fakt nie cieszy. - mruknął nie odrywając wzroku od akt.

Z ogromną niechęcią zacząłem przeglądać akta. Nienawidzę papierowej roboty.

- Nie no, stary. Musimy pojechać do szkoły w której uczy się ta dziewczyna. Może tam się czegoś dowiemy.

Tak jak zasugerował zebraliśmy się i pojechaliśmy do szkoły. Takie durne przeglądanie papierów miałoby znikomy wpływ na zdobycie nowych informacji. Okazało się, że szkoła do której chodzi porwana to ta sama szkoła, którą siedem lat temu sam ukończyłem. Nie sądziłem, że kiedykolwiek tu wrócę.

- Dzień dobry! Aspiranci Henderson i Lincoln. 

- Gary Winslet. W czym mogę pomóc? - mężczyzna poznał mnie od razu mimo to się przedstawił.

- Szukamy dyrektora, musimy z nim pilnie porozmawiać.

- Aktualnie prowadzi lekcje. Za pięć minut zaczyna się przerwa. Mogą panowie zaczekać przed gabinetem. Zaprowadzić panów?

- Nie trzeba. Jeśli dobrze pamiętam gabinet jest na prawo?

- Zgadza się.

- Dziękujemy. - przeszliśmy korytarzem i usiedliśmy na ławce przed gabinetem.

PolicjantWhere stories live. Discover now