〘 26 〙

177 18 1
                                    

Wyglądali jak wygłodniałe zwierzęta, które upatrzyły sobie tę samą ofiarę i zamierzały o nią walczyć. Tyle że ja nie byłem bezbronnym barankiem, który mógł pozwalać im na takie rzeczy.

- Jeśli zaraz nie przestaniecie, to pójdę sobie sam szukać mordercy!

- Nie mieszaj się w to- warknął Tae.- To ciebie nie dotyczy.

Zaśmiałem się z absurdu tego kłamstwa. Byłem w środku konfliktu i każdy dobrze o tym wiedział, mimo to zarówno przyjaciel jak i chłopak odsuwali mnie od całej sprawy. Wkurzające było, że zostałem zrzucony na drugi plan i nie miałem nic do gadania, zupełnie jak dziecko, którego nie powinny obchodzić sprawy dorosłych.

Chciałem, aby w końcu zaczęli traktować mnie jako równego sobie, a nie tylko osobę, którą trzeba nieustannie bronić.

- Chodźmy dalej- ponagliłem ich i westchnąłem teatralnie, chcąc pokazać swoje niezadowolenie i frustrację.

- Proponowałbym załatwić to tu i teraz- odpowiedział Jungkook, nie spuszczając wzroku z Taehyunga, który wydawał się mieć takie samo podejście. Przełamanie bariery podtrzymującej ich emocje było nieuniknione.

- Nie mam do was siły- odpowiedziałem szczerze i patrzyłem, jak rozpętało się piekło.

Kookie doskoczył do Taehyunga, złapał go w pasie i rzucił na barierkę. Chłopak w odwecie kopnął go z całej siły w brzuch, zyskując chwilową przewagę i próbując dosięgnąć szyi przeciwnika. Jungkook był jednak o wiele szybszy i podciął mu nogi, choć sam zachwiał się i upadł razem z nim.

Leżeli na posadzce dysząc ciężko, ale nie mieli zamiaru się poddawać. Zrozumiałem, że będą się tłukli dopóki, dopóty jeden z nich nie padnie nieprzytomny. Musiałem jakoś zareagować, ale byłem za słaby, aby powstrzymać rozlew krwi.

Jednak coś trzeba było zrobić.

Niewiele myśląc doskoczyłem do nich w chwili, gdy mieli wymierzyć cios i stanąłem na drodze rażenia. Podwojona siła zwaliła mnie z nóg, a stare rany odezwały się znowu, odbierając mi dech. Zderzenie z ziemią było apogeum bólu, po którym na chwile straciłem świadomość.

Gdy się ocknąłem, zobaczyłem nade mną dwie znajome, zmartwione twarze.

- Podaj mi maść z plecaka, szybko!

- Dobra, a ty w tym czasie zatamuj krwawienie z nosa!

Faktycznie, krwawiłem. Poczułem, że ktoś przyciskał mi kawałek materiału do nosa i wycierał czerwoną posokę.

- Czy jest coś złamane?

- Nie wygląda, ale jeszcze sprawdzę.

- Dzięki Bogu! Sprawdź dobrze.

- A jak siniaki na brzuchu?

- Są do opanowania, rozsmaruję więcej maści.

Omiotłem wzrokiem przyjaciół i zdziwiłem się niezmiernie. Pracowali razem, w skupieniu oceniając moje rany i wymieniając się informacjami. Po niedawnym zgrzycie nie został nawet maleńki ślad.

Chyba potrzebowali impulsu, który skłoniłby ich do współpracy, szkoda tylko, że tak bolesnego impulsu. Spróbowałem wstać, ale oboje powstrzymali mnie w mgnieniu oka. Ta ich nagła zgodność była czymś nienaturalnym, ale dodającym otuchy.

- Nie możesz jeszcze wstać, bo czeka cię bolesna niespodzianka.

- Tae ma rację, nie skończyliśmy jeszcze w pełni leczenia.

- Jest pan w dobrych rękach, więc proszę się nie denerwować.

Zaśmiali się wspólnie, co wpędziło mnie w jeszcze większe zakłopotanie. Mimo to byłem szczęśliwi, że się dogadali. Nie zamierzałem tego psuć i pozwoliłem im się rozpieszczać.

Infernum | bts horror auWhere stories live. Discover now