〘 15 〙

197 19 3
                                    

Tak naprawdę nie było czego oglądać. Znajdowaliśmy się na początku długiego korytarza, niknącego w ciemności. Spojrzałem w górę, ale dostrzegałem tylko szczeble drabiny. Musieliśmy schodzić naprawdę długo.

Omiotłem wzrokiem przyjaciół. Jin unikał mojego spojrzenia, ale Namjoon przypatrywał mi się badawczo, jakby coś kalkulował. Wiedziałem, że zakwalifikowali mnie do kategorii niebezpiecznego. Nie żebym był bardzo zdziwiony, w końcu należało mi się. Mało brakowało, a straciłbym panowanie nad sobą i strzelił.

- No nic, chodźmy- skwitował Joon.- Znajdźmy wyjście jak najszybciej.

Z każdym krokiem napięcie rosło. Szliśmy długo, a korytarz wciąż ciągnął się przed nami, zupełnie jakbyśmy stali w miejscu. Doszliśmy w ciszy do pierwszego rozwidlenia. Namjoon ruchem ręki nakazał iść w prawo, więc nie protestowaliśmy.

Nie mogłem już dłużej wytrzymać i zabrałem głos.

- Co znaleźliście w bibliotece z Yoongim i Hoseokiem?

- Praktycznie nic konkretnego. Jakieś stare pamiętniki, głównie opisujące śpiącą kobietę. Wyglądały jak zapiski szaleńca, co w sumie pasuje do tego domu- odparł zdawkowo.

Na tym skończyła się nasza rozmowa, więc odjechałem myślami do Taehyunga. Dopadł go morderca, czy zdążył uciec? Pocieszałem się, że nie mogłem nic zrobić, ale to było oczywiste kłamstwo. Porzuciłem go, pozwalając mu iść samemu na zwiady. Jeśli leżał gdzieś martwy, to tylko przeze mnie i mój brak odwagi. Zarzucałem Jinowi tchórzostwo, sam będąc parszywym egoistą.

- Jin-hyung, przepraszam. Nie powinienem był do ciebie wtedy celować- wypaliłem.

- Zgadzam się, nie powinieneś. Nawet nie wiesz, jak się wystraszyłem! Wyglądałeś jak morderca.

- Wiem, przykro mi- tak naprawdę chciałem powiedzieć więcej, ale słowa ugrzęzły mi w gardle.

Mijaliśmy kolejne rozwidlenia, wybierając, zgodnie z zaleceniami Namjoona, zawsze prawy korytarz.

- Zasada labiryntów numer jeden. Skręcaj zawsze w prawo- instruował, choć zdawało się, jakby droga nie miała końca. Szliśmy już może z pół godziny, a wszystko wyglądało tak samo jak na początku. Żadnych niespodzianek, żadnych pułapek, po prostu droga przez mękę.

Zrezygnowani, zrobiliśmy sobie krótką przerwę na złapanie oddechu.

- To szaleństwo, wracajmy, inaczej zostaniemy tu na zawsze- biadolił Jin.

- Nie możemy, zaszliśmy za daleko. Poza tym musimy w końcu gdzieś dojść, niemożliwe, aby te podziemia ciągnęły się w nieskończoność- pocieszał go Joon, choć widać było, że sam nie wierzył w swoje słowa. Pierwszy raz widziałem go tak poruszonego własną bezsilnością. Dotychczas starał się nie pokazywać, co naprawdę czuł, ale przecież on też się bał. Wszyscy zawsze na nim polegaliśmy, więc musiał czuć ogromną presję i myśleć, że nas zawiódł. Sam czułem się równie potwornie bezsilny.

- Musimy iść- usłyszałem własny głos.

- Nie ma szans, już po nas.

W tym momencie światło wydobywające się z telefonu Jina zgasło.

- No super, wyczerpana bateria- rzucił komórką z nieskrywaną paniką. Sytuacja była krytyczna, bo jedynym źródłem światła była teraz mora marna latarka. Spojrzałem na wyświetlacz. Pięć procent. Super, niedługo będziemy poruszać się w egipskich ciemnościach i z pewnością nie wydostaniemy się stąd żywi.

- Ruszajmy- odrzekłem beznamiętnie i ruszyłem przed siebie. Chłopcy dołączyli do mnie i szliśmy dalej, ciesząc się ostatnimi błyskami światła. W końcu telefon wydał z siebie ostatnie tchnienie i wyłączył się, sprawiając, że otoczył nas kompletny mrok. Poruszaliśmy się po omacku, nieraz uderzając w ścianę przy rozwidleniach, czy też deptając sobie po nogach.

- Aaa, dotknąłem trupa!

- To tylko moja ręka, Jin.

- No tak, sorki. W sumie niedługo będziemy trupami, więc bardzo się nie pomyliłem.

Traciliśmy nadzieję na dojście dokądkolwiek i mieliśmy już odpuścić, gdy zobaczyłem delikatną poświatę, migoczącą w ciemności niczym nowa nadzieja. Przyspieszyliśmy, wręcz biegliśmy, licząc, że szczęście w końcu przypomniało sobie o nas i wyciągnęło pomocną dłoń. Nic bardziej mylnego.

Owszem, dostaliśmy światło. Trzy niewielkie świece oświetlały ciasne, puste pomieszczenie, rozdzielające się na cztery odnogi. Nad każdą z nich wisiała prosta, drewniana tabliczka z napisem. Korytarz na lewo ochrzczono mianem „drogi rozpaczy", środkowy informował o „drodze szaleństwa", a prawy zapraszał na „drogę strachu". Ostatni, opatrzony nazwą „droga nadziei" był zamurowany.

- No pięknie, brzmi zachęcająco. Chyba sobie ze mnie żartujecie w tej chwili! To jakiś cholerny, głupi żart, tak?!- skomlał najstarszy.

Wyglądało na to, że będziemy musieli wybierać, co w sumie nie napawało mnie zbytnio lękiem. Każda z odnóg wydawała się mniej przerażająca, niż poruszanie się w całkowitej

ciemności, co czyniliśmy przed chwilą. Teraz musieliśmy zdecydować tylko, którą wybierzemy....

- Rozdzielamy się- zadecydował Namjoon.

Opadła mi szczęka.

- Jak to się rozdzielamy?! A kto mnie przed chwilą chciał wrzucić do kanału, bylebyśmy się nie rozdzielali, co? Nie chrzań, idziemy razem!- fuknął Jin.

Chłopak pokręcił głową zrezygnowany.

- Myślałem o naszych dotychczasowych posunięciach. Byliśmy nieostrożni i zbyt wiele działań podejmowaliśmy losowo, bez jakiejkolwiek logiki- spojrzał na mnie wymownie.- Dlatego nie byliśmy w stanie przejąć inicjatywy i odwrócić sytuacji. Robiliśmy wszystko, jak przewidział GameMaster, od początku do końca będąc jego marionetkami.

- A teraz niby co chcesz zrobić?

- Posłuchaj, prawdopodobnie tylko jedna z tych dróg prowadzi dokądkolwiek. Jeśli chcemy iść dalej razem, musimy wybrać jedną opcję, na co tylko czeka nasz mistrz. Ale możemy mu trochę namieszać w planie. Pójdziemy na zwiady.

- No nie, tylko nie na zwiady- jęknąłem, przypominając sobie Taehyunga.

- Oczywiście nie będziemy zagłębiać się daleko, tylko rozejrzymy się i wybierzemy najlepszą możliwość. Słuchajcie, wszystko przemyślałem. Jimin, dawaj widelec.

Niepewnie wyciągnąłem go z plecaka i podałem chłopakowi. Ten szybkim ruchem wbił go w ziemię i wyjął z kieszeni kłębki wełny.

- Nie żartuj, skąd to masz?

- Wziąłem z domu. Stwierdziłem, że mogą się przydać, no i proszę!- przywiązał końce nitek do widelca i podał nam po jednym kłębku. – Z tym na pewno zdołamy wrócić do tego miejsca. Jedna zasada, gdy widzimy drzwi, zawracamy. Patrzymy pod nogi i wypatrujemy czegoś podejrzanego, a będzie dobrze. Nie ma szans, aby nas znów rozdzielono.

- Brzmi jak plan, którym można podetrzeć sobie dupę. Ten szaleniec może zrobić wszystko. Myślisz, że twoja głupia nitka go powstrzyma?

- Nawet psychopatów obowiązują prawa fizyki- odrzekł zdecydowanie.

Nie mogłem się z nim zgodzić. Już raz namieszał w rozmieszczeniu pomieszczeń, gdy wpadliśmy w pułapkę z Taehyungiem. Nadal jednak nie byłem gotowy powiedzieć im o wszystkim, co zaszło między nami. Pozostało mi liczyć na łaskę GameMastera i plan Namjoona.

- No dobra, ale ja biorę rozpacz. Łzy to moi odwieczni przyjaciele, więc nic mi nie będzie- odrzekł Jin i wziął świecę.- Do zobaczenia za chwilę!

Po chwili zniknął w ciemności.

- Wybieraj- odrzekł spokojnie Namjoon- W końcu jesteś młodszy.

Chwyciłem świecę i przyjrzałem się tabliczkom jeszcze raz. Strach i szaleństwo. Cóż, myślenie tutaj nie pomagało, więc postanowiłem, że zdam się na intuicję i zdecydowanie zagłębiłem się w korytarz.

Infernum | bts horror auWhere stories live. Discover now