〘 18 〙

192 19 4
                                    

- Tak się cieszę, że nic ci nie jest- usłyszałem kojący głos Taehyunga.

Odsunąłem się z prędkością światła, uderzając plecami w ścianę i o mały włos nie wpadając do nadal otwartej klapy. Poczułem falę wstydu i zażenowania, które momentalnie zastąpiła olbrzymia ulga.

- Ty żyjesz!- krzyknąłem uradowany.

- No jasne, a co sobie myślałeś? Że niby jakiś psychopata zdoła mnie powstrzymać?

- Ale wtedy... Nie odpowiadałeś.

- Skoczyłem- odparł.

Poczułem ścisk w żołądku.

- Jak to?

Musiał zobaczyć moją przestraszoną minę, bo zaśmiał się serdecznie.

- Nie naprawdę głuptasku. Zawisłem na balustradzie i typek dał sobie spokój. Tylko szkoda, że nie widziałem jego twarzy.

- Opowiedz mi o wszystkim- zarządziłem.

Tae opowiedział mi więc, co robił od momentu, w którym się rozdzieliliśmy. Powiedział, że nie znalazł nic wartego uwagi i wrócił do mnie, ale oczywiście nikogo nie było.

Zaczerwieniłem się, myśląc o nagłym przypływie odwagi i szaleńczym biegu. Musiał się nieźle o mnie martwić.

- No i wtedy poszedłem cię szukać- kontynuował.- Usłyszałem, że ktoś mnie goni, więc rzuciłem się do biegu i reszty możesz się domyślić. Potem, gdy typ sobie poszedł, dalej przeszukiwałem pomieszczenia, aż wyszedłeś z podłogi.

- A śmiertelnie groźne kozy? Spotkałeś je?

- Śmiertelnie groźne co?

Opowiedziałem mu więc wszystko od momentu, w którym opuściłem wyznaczone miejsce. Wspomniałem o kaplicy, rozmowie z Namjoonem i panice Jina. Taehyung ściągnął brwi, słysząc o stworzeniach, które rzekomo goniły naszego przyjaciela.

- Mamy w to uwierzyć?

- Był autentycznie przerażony- broniłem go, choć sam nie byłem do końca przekonany.

Dokończyłem historię i badawczo wpatrywałem się w chłopaka, czekając na reakcję.

- Czyli podejrzewają Jungkooka, tak?- spytał w końcu.

Pokiwałem głową ze smutkiem. Nadal nie przyjąłem do wiadomości faktu, że mógłby być zdrajcą i czyhać na nasze życie.

- Sprytne, znaleźć sobie kozła ofiarnego i wymyśleć tak logiczną historię, do tego mieć przekonujące alibi.

- Czyli wierzysz w jego niewinność?- rozpromieniłem się.

- Niczego nie jestem pewny, ale zbyt wiele rzeczy dzieje się przypadkiem.

W głowie przyznałem mu rację. Tej nocy mieliśmy zdecydowanie zbyt dużo przypadków.

Pewna sprawa nie dawała mi spokoju, odkąd przeczytałem pamiętnik. Wymacałem w kieszeni rewolwer i przejechałem palcem po spuście.

- Tae, czy gdyby któryś z nas okazałby się zdrajcą, zabiłbyś go?

Chłopak spojrzał na mnie smutno i pochylił głowę. Zdałem sobie sprawę, że tym pytaniem dotknąłem najdelikatniejszej części jego serca. Przecież nie strzelił do mnie wtedy, gdy miał okazję się uratować. Oczywiście, że nie zrobiłby tego. Tylko ja byłem tak głupi, aby rozważać taką możliwość w chwili, gdy najbardziej potrzebowaliśmy siebie nawzajem.

- Nie wiem- odrzekł nagle. Dostrzegłem samotną łzę, spadającą po jego policzku. Za nią popłynęły kolejne, tworząc srebrną posokę, podkreślającą zbolały wyraz twarzy.

Nigdy nie widziałem go użalającego się nad sobą, a co dopiero płaczącego. To, co zobaczyłem, wstrząsnęło mną do głębi.

- Nie mam zielonego pojęcia. Nie wiem- schował głowę w dłoniach, pochlipując cicho.- Ja... Chciałbym, aby to się już skończyło. Proszę... Pomóż mi, Jimin- wyszeptał.

Nadeszła okropna cisza, przerywana tylko cichymi jękami przyjaciela. Nie potrafiłem ruszyć się z miejsca, przytulić go, ani nawet powiedzieć mu czegoś krzepiącego. Po prostu stałem i patrzyłem, jak cierpi.

Tyle razy mi pomagał. Tyle razy uśmiechał się do mnie, gdy było źle i wspierał mnie, pomimo tego, że nigdy go o to nie prosiłem. Zawsze był, kiedy go potrzebowałem. Zawsze. Stał za mną, mimo że nigdy nie doczekał się nagrody, czy wdzięczności. Po prostu był i nie przyjmowałem do wiadomości, że mogło być inaczej. Nie przyszło mi do głowy, że tak naprawdę, był słaby i potrzebował mnie równie mocno, jak ja jego.

Nawet teraz, gdy patrzyłem, jak powoli pękał, czułem pustkę. Nie potrafiłem go ocalić, jak on robił to instynktownie wiele razy. Zupełnie, jakby oddzielał nas mur, który sam przez lata budowałem, aby nie przysporzyć mu zmartwień. Tak naprawdę powoli zabijałem nas obu.

Musiałem pogodzić się z tym, co przez lata odrzucałem. Potrzebowałem go. Potrzebowałem Taehyunga. A on potrzebował mnie.

- To nie ma znaczenia- usłyszałem własne słowa.- Cokolwiek zrobisz, zawsze będę po twojej stronie.

Chłopak spojrzał mi głęboko w oczy, próbując doszukać się w nich kłamstwa lub litości, jednak byłem pewien, że ich nie znalazł.

- Nie możesz mówić takich rzeczy- odrzekł słabo.- Nie możesz być...

- Mogę- podbiegłem do niego i wyciągnąłem mały palec.- To obietnica.

Przez chwilę wpatrywał się we mnie w bezruchu, a następnie skrzyżował mój palec ze swoim.

- Tak. To obietnica.

Teraz byłem pewien. Zamierzałem zaakceptować jego uczucia i nieść je razem z nim. To, co nas w tamtym momencie połączyło, było nierozerwalne. Nigdy w siebie nie zwątpimy i przejdziemy razem do lepszego rozdziału w naszym życiu. Czułem to.

Na jego twarzy znów zagościło słońce. Nie byliśmy ze sobą tak blisko, odkąd za dzieciaka biegaliśmy po podwórku tego opuszczonego dworku. Przywołałem wspomnienia dwóch naiwnych chłopców, bawiących się razem w upalny dzień i snujących plany na przyszłość, która była wtedy tak odległa. Nikt nie przypuszczał, że skończymy w ten sposób.

- Dziękuję- wyszeptał cicho, nachylając się i mówiąc mi prosto do ucha.- Dałeś mi nadzieję.

Nadzieja. Zszedłem na ziemię i złapałem chłopaka mocno za rękę, ciągnąc go w kierunku wyjścia z pomieszczenia.

- Musimy iść. Mamy jeszcze wiele do zrobienia.

Rozpromienił się.

- Masz rację. Dajmy z siebie wszystko! Ale zanim...

Pochwycił mnie szybko i obrócił, sprawiając, że stykaliśmy się czołami. Czułem jego miarowy oddech i zapach miętówek, które zawsze lubił przygryzać. Spojrzałem mu głęboko w oczy, czując, że czas stanął w miejscu.

- Wiesz... Naprawdę mnie uratowałeś- szeptał, obejmując mnie w pasie i bacznie mi się przyglądając.- Niczego nie żałuję.

- O czym ty...- nie zdążyłem dokończyć, bo delikatne usta Taehyunga wtopiły się w moje i zdecydowanie uciszyły wszelkie próby protestu.

Pocałunek był ciepły i rozlewał się po moim ciele jak miód, sprawiając, że łaknąłem jeszcze więcej. Dotychczas pragnąłem odwagi i zdecydowania, ale ta delikatność i czułość były czymś, czego dawno nie zaznałem, a nieświadomie potrzebowałem. Zupełnie jakbym miał utonąć w morzu wiecznego szczęścia i dostatku, nie martwiąc się tym, co przyniesie dzień jutrzejszy. Liczyła się tylko ta jedna chwila, mrożąca czas i przywołująca najwspanialsze wspomnienia...

„O czym tak znowu myślisz głuptasku?" usłyszałem z tyłu głowy.

Momentalnie oderwałem się od Taehyunga i złapałem się za głowę, próbując przetworzyć w umyśle, co właśnie uczyniłem.

Przecież miałem chłopaka. Najdroższą osobę w moim życiu, o której istnieniu kompletnie zapomniałem i zatraciłem się w uczuciach do przyjaciela, którego miałem wspierać, nie ranić. Tymczasem wszystko wydarzyło się zbyt szybko.

Zdradziłem go.

Infernum | bts horror auTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon