〘 12 〙

181 19 0
                                    

Byłem w połowie drogi, gdy zorientowałem się, że ktoś wszedł. Momentalnie schyliłem się i zgasiłem latarkę. Wcisnąłem się pod ławę i czekałem. Echo kroków niosło się po całym pomieszczeniu. Zauważyłem delikatną poświatę, najwidoczniej postać niosła latarkę. Kiedy była dostatecznie blisko, w końcu mogłem zobaczyć jej twarz.

- Namjoon!- krzyknąłem uradowany.

Zaskoczony chłopak potknął się o własne nogi i upadł na posadzkę. Telefon, który trzymał w ręce, roztrzaskał się na podłodze. Momentalnie ogarnął nas mrok. Natychmiast włączyłem swoją latarkę i pomogłem hyungowi wstać.

- Boże, ale mnie przestraszyłeś! Bawiłeś się w komandosa czy co?

- Wybacz, ale myślałem, że jesteś zabójcą- odrzekłem zmieszany.- Przykro mi z powodu telefonu.

- Przestań, w sumie i tak miałem mało baterii. Cieszę się, że żyjesz.

- Ja tak samo- rozpromieniłem się.- Spotkałeś kogoś jeszcze?- Tak naprawdę chodziło mi tylko o Jungkooka. Chciałem usłyszeć, że żyje i jest bezpieczny.

- Na początku biegłem z Jinem do wyjścia, ale drzwi były oczywiście zamknięte. Ogień nas rozdzielił, o mało nie spaliłem się żywcem. Jednak w pewnym momencie wszystko ustało i mogłem się w końcu rozejrzeć. Natrafiłem na Yoongiego i Hoseoka, przeglądających księgi w bibliotece na trzecim piętrze. Nie, nie ma ich ze mną- dodał, widząc moją pełną nadziei minę.- Podczas oględzin usłyszeliśmy wystrzał, więc stwierdziliśmy, że nie możemy za długo tkwić w tym samym miejscu. Schodziliśmy na dół, ale byłem zbyt nieostrożny. Stare deski zawaliły się pod ich stopami i spadli na dół. O dziwo nic im się nie stało, ale nie chciałem ryzykować. Powiedziałem, że dołączę do nich później, niech szukają wyjścia. Tak się rozdzieliliśmy- identyczna sytuacja jak my i Jin.- No i trafiłem tutaj.

Opowiedziałem mu więc o postrzeleniu Jina i zdradliwych schodach. Ominąłem część, w której Taehyung poświęcał się za mnie. Nie byłem gotowy nikomu o tym powiedzieć. Napomknąłem, że rozdzieliliśmy się w poszukiwaniu wyjścia.

- To bardzo niemądrze się teraz rozdzielać- odpowiedział z powagą.

- Wiem, ale działaliśmy w panice- usprawiedliwiałem.

- Rozumiem- Joon przybrał typowy dla siebie wyraz twarzy. Zmarszczył brwi i podparł ręką podbródek. Widać, że myślał o czymś zaciekle. W pewnym momencie zaczął nerwowo chodzić po pomieszczeniu. Wiedziałem, że nie można mu teraz przeszkadzać. Namjoon był niesamowicie inteligentny, jeśli ktoś miał nas wyciągnąć z tej dziury, to tylko on.

- Mam- odrzekł w końcu.

- Naprawdę? Co wymyśliłeś? Uciekniemy?

- Być może wiem, kto jest zabójcą.

Nastała nerwowa cisza. Nawet przez sekundę nie zastanawiałem się, kto z nas jest zdrajcą. GameMaster już raz blefował, więc nie brałem takiej opcji pod uwagę. Ale ktoś ewidentnie strzelał do Jina.

- Więc kto?- spytałem.

- Nie domyśliłeś się? To Jungkook.

Poczułem, że grunt osuwał mi się spod nóg. To było niemożliwe! Absolutnie niedopuszczalne!

- Kłamiesz!- krzyknąłem.

- Uspokój się i przemyśl wszystko jeszcze raz. Yoongi i Hoseok byli ze mną, a Taehyung i Jin z tobą. Kogo brakuje?

- Przecież jest z nami jeszcze ten szaleniec GameMaster!

- Naprawdę? Nie zastanawiało cię to, skąd ten cały mistrz gry wie o nas tak dużo? Wiedział, że ruszymy ratować Hoseoka i nie wezwiemy policji. Wiedział również, że jest nas siedmioro, dlatego wystawił siedem rewolwerów. On jest jednym z nas. Podejrzewam, że zabójca i GameMaster to ta sama osoba.

- Niemożliwe, przecież widziałeś reakcje chłopaków. Wszyscy byli autentycznie przerażeni.

- Czyżby? A kto wymyślił, aby wejść do pomieszczenia z rewolwerami? Kto zauważył napis rozpoczynający grę? Kto wszystkich namawiał, żeby ratować Hobiego? Coś za dużo tu przypadków...

- To wszystko tylko domysły...

- Być może. Ale pasują doskonale.

Ponownie zapadła cisza. Zdecydowałem, że nie będę wierzył w te bzdury. Przecież równie dobrze Jin mógł strzelić sam do siebie dla zmyłki. A Namjoon? Czy można było mu ufać? Może cały czas blefował, aby wyprowadzić mnie z równowagi i planował zabójstwo przy najbliższej okazji?

Dopiero teraz dochodziła do mnie przerażająca prawda. Nie mogłem nikomu zaufać. Jeden z nas był zimnokrwistym mordercą, zdolnym zabić przyjaciół. Szóstka osób. Kto strzelał do Jina?

Nie miałem dużo czasu do namysłu, bo ponownie usłyszałem kroki. Tym razem we dwoje daliśmy nura pod ławę. Zdecydowałem się nie wyłączać latarki. Sytuacja się zmieniła, byliśmy we dwóch. Morderca działał w pojedynkę.

Infernum | bts horror auWhere stories live. Discover now