〘 14 〙

183 19 0
                                    

- Zapomnij, nigdzie nie włażę- wykłócał się dalej najstarszy.- Dość mam waszych głupich pomysłów. Przeczekam tu sobie bezpiecznie.

Namjoon spojrzał na mnie pytająco. Sytuacja była nieciekawa, a czas działał na naszą niekorzyść. Byłem pewny, że rozdzielenie się w tym miejscu, byłoby co najmniej nierozsądne. Musieliśmy działać razem, czy tego chcieliśmy, czy nie.

- Dobra, bierzemy go siłą- rozkazał Joon. Chwycił chłopaka w pasie i pchnął w kierunku włazu. Jin zaczął się szarpać i z szaleńczą walecznością zapierał się nogami, próbując wyrwać się z uścisku. Mimo ran był silniejszy i dużo bardziej zdesperowany.

- Jimin, pomóż mi!

Podbiegłem do nich i chwyciłem nogi hyunga, jednak nie użyłem wystarczająco siły. Poczułem uderzenie i krew ściekającą z nosa. Namjoon też dał za wygraną, dysząc ciężko.

Siedzieliśmy w milczeniu, patrząc na siebie wilkiem. Czas uciekał, a ja rozważałem użycie broni. Miałem przecież pod ręką zapas sztućców, które nie wyrządziłyby dużej krzywdy, ale dałyby mi decydującą przewagę, jednak odrzuciłem ten pomysł. Kaplica obfitowała w żelazne świeczniki i ciężkie krzesła, które Jin miał pod ręką. Skończyłbym bardziej poobijany niż wcześniej. Pozostało mi liczyć na supermózg Namjoona i czekać. Chłopak wydawał się jednak nie mniej zbity z tropu niż ja.

- Słuchaj- spróbowałem jeszcze raz.- Nie możemy tu zostać. Od tego zależy życie wszystkich. Nie mów, że się o nich nie martwisz?

- Nigdzie nie idę, dajcie mi spokój- podkulił kolana i ścisnął krzyż z całej siły, oczekując kolejnego ataku.

Teraz naprawdę się wkurzyłem. Jungkook gdzieś tam był, być może umierał lub stał twarzą w twarz z mordercą, a my zastanawialiśmy się, jak nakłonić Jina do zejścia. Samolubny idiota. Martwił go tylko własny tyłek, inni mogli sobie umierać w męczarniach. Z bezsilności miałem ochotę krzyczeć i rzucić się chłopakowi do gardła. Ogarnął mnie szał, odbierając zdolność racjonalnego myślenia. Instynktownie chwyciłem rewolwer i przyłożyłem go do skroni hyunga. Czułem, że wstrzymał oddech.

- Idź- usłyszałem własny głos, tak bardzo zimny i obcy.

Chłopak nadal siedział sparaliżowany, patrząc z przerażeniem na broń wycelowaną prosto w niego. Pot cienkimi stróżkami spływał mu z czoła, a ręce drżały coraz bardziej. Poczułem mdłą satysfakcję, przeplataną niesmakiem. Co ja właściwie wyprawiałem? Nie było czasu się zastanawiać.

Hyung wstawał powoli, nie spuszczając ze mnie wzroku. Uniósł ręce w geście poddania się i począł iść w stronę klapy. Przykucnął niepewnie i złapał pierwszy szczebel drabiny, nadal gapiąc się na mnie podejrzliwie. Przeniosłem wzrok na Namjoona, nadal siedzącego obok i oceniającego sytuację. Dostrzegłem w jego oczach coś na wzór podejrzliwości i nieufności. Prawdopodobnie rozważał, czy jestem zabójcą, ale miałem to w dupie. Liczył się czas i Jungkook. Tylko tyle.

BUM! BUM! BUM!

Seria silnych walnięć w drzwi na nowo przywróciła mi trzeźwe myślenie i strach. Rewolwer w mojej dłoni stał się okropnie ciężki i zimny. Nie byłem w stanie go już dłużej trzymać, okropnie trzęsły mi się ręce. Hałas nasilał się, do tego ktoś nerwowo szarpał za klamkę. Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo, czując, że znowu stajemy się sojusznikami.

Namjoon zbliżył się i zawołał:

- Kto tam?! Kim jesteś?

- To ja! Wpuśćcie mnie, szybko!

Zamarłem. Głos należał do Taehyunga.

Nie pamiętałem jak, ale znalazłem się przy drzwiach. Szarpnąłem za klamkę, oczywiście bez rezultatu.

- Tae?! To ja, Jimin. Co się dzieje??

- Goni mnie! Zaraz mnie dopadnie!

- Kto?!

Brak odpowiedzi. Wykrzyczałem imię chłopaka, ale bez skutku. Krzyczałem coraz głośniej, waląc w drzwi gołą pięścią. Widziałem, że dłoń zachodzi mi krwią, ale nie czułem bólu. Nie czułem nic, poza palącym uczuciem bezsilności, rozchodzącym się po całym ciele.

Potem wszystko stało się jakby rozmyte. Namjoon złapał moją rękę i odciągnął od drzwi. Czułem, że schodzę w dół, a moje ręce dotykają drabiny. Nie wiedziałem, jak długo schodziłem i jakim cudem się poruszałem. Przez moją głowę przewijały się obrazy przyjaciół, leżących w kałuży własnej krwi. Wydawało mi się, że dostrzegam zabójcę, ale nie mogłem przypatrzeć się jego twarzy. Znałem ją, to było pewne. Ale jak wyglądała?

Gdy zdolność myślenia wróciła, leżałem na ziemi i czułem piekący ból w prawej dłoni. Spojrzałem na nią i o mało nie zemdlałem. Była cała we krwi i miała powbijane drzazgi.

- Nie ruszaj się, może trochę zaboleć- odrzekł Namjoon i wyciągnął mi pierwszy kawałek drewna. Zdusiłem krzyk. Następne poszły już łatwiej, bo wiedziałem, czego się spodziewać. Krew powoli przestawała lecieć, a piekący ból przerodził się w zduszone pulsowanie, co sprawiło, że mogłem w końcu się rozejrzeć.

Infernum | bts horror auWhere stories live. Discover now