Adres poznany

419 32 14
                                    

Louis usłyszał dźwięk powiadomienia. Odblokował ekran i spojrzał na wiadomość od Gemmy:

Schoowaj s8ę. Hary konicznie chcial ns podwiść do domu. Brdziemy za 5 minut.

Pijana Gemma zdecydowanie nie potrafiła pisać esemesów. Na szczęście bez problemu odczytał wiadomość. Lou rozejrzał się dookoła. To było małe mieszkanie. Gdzie miał się tutaj schować?

Przebiegł wzdłuż i wszerz pokój hotelowy i oparł zrezygnowany na sofę. Nagle spojrzał w róg pokoju.

Szafa.

Wielka pusta drewniana szafa na ubrania. W ostatnim momencie wskoczył do niej i przymknął drzwi. Jednak zostawił niewielką szparę, by móc wszystkiemu się przyglądać. Po kilku sekundach usłyszał szczęk w zamku i odgłos przekręcanego klucza.

Następnie drzwi się otworzyły i przeleciała przez nie Gemma, od razu rzucając się na kanapę w pokoju. Brad natomiast pierwsze co zrobił to wbiegł do łazienki i Louis nie chciał wiedzieć co tam robił. Sądząc po minie Harry'ego nie tylko on.

O dziwo chłopak wyglądał na trzeźwego. Bo był trzeźwy. Tak jak pisała Gemma.

Louis jednak skupił się na tym, że Harry wyglądał nieziemsko pięknie. Jak zwykle z resztą.

Teraz poszedł po coś do łazienki i wrócił po kilku sekundach. Louis bał się szerzej otworzyć drzwi, by usłyszeć łazienkową rozmowę z Bradem. Harry podszedł do łóżka Gemmy. Najprawdopodobniej pytał jej chłopaka o to, na którym łóżku ma spać jego siostra. Odsunął kołdrę i poprawił poduszkę. Następnie podszedł do kanapy, na której leżała Gems. Wsadził ręce pod kark i kolana dziewczyny, po czym podniósł ją i przeniósł na jedno z łóżek. Położył ją na nim i delikatnie przykrył kołdrą. Potem pogłaskał po policzku i pocałował w czoło.

Louisowi serce zadrżało na ten widok. W stosunku do swojej siostry Harry zawsze był delikatny i opiekuńczy.

Lou miał tylko nadzieję, że chłopak nie zamierza czekać do rana aż Gemma się obudzi. Na szczęście po kilku minutach upewniania się, że wszyscy są bezpieczni i czują się dobrze, pożegnał się z Bradem i zostawił jakąś karteczkę dla Gems, po czym wyszedł. Louis odczekał niecałe pięć minut, a następnie wyszedł z szafy. Usiadł koło Brada, siedzącego na kanapie i pijącego wodę. Zaczął rozmowę, mimo że wiedział, iż chłopak jest cały czas pijany i może mieć pewne kłopoty z poprawnym myśleniem:

- Jak było?

- Hę - odwrócił się w stronę Louisa, a ten poczuł zabójczą woń alkoholu.

- Jak było?

- Całkiem dobrze. Harry jest w porządku.

- Od dłuższego czasu chodzisz z jego siostrą. Przecież dobrze się znacie.

- Jest milusi - Lou poruszył się niespokojnie na kanapie. Czuł się nieswojo, gdy ktoś nazywał jego Harry'ego milusim. Postanowił jednak nie rozkwaszać nosa Bradowi. W końcu był pijany i nie wiedział o czym mówi.

Po długiej chwili milczenia Brad wstał z kanapy i rzucił się na łóżko, od razu zasypiając. Louis także się położył. Przed tym spojrzał na karteczkę pozostawioną przez Harry'ego na stoliku: "Zadzwoń jak się obudzisz. Harry x". Następne piętnaście minut spędził na gapieniu się na zdjęcie Harry'ego przesłane mu wcześniej przez Gemmę. Zasnął myśląc o zielonookim chłopaku z burzą brązowych loków na głowie.

_______________________________________

Po odwiezieniu Gemmy i Brada do hotelu Harry pojechał na arenę po swoje rzeczy. Było tam całkiem pusto, więc bez słowa wszedł do swojej garderoby. Pusto. Zero rzeczy. Gdzie się wszystko podziało?! Chłopak szybko wyciągnął telefon i wybrał numer:

- Jeff, gdzie są moje rzeczy?

- Są w hotelu. Wziąłem je tam.

- Dlaczego to zrobiłeś?

- Myślałem, że się upijesz czy coś i wrócisz prosto do hotelu. Przepraszam.

- Nie. Jest okej. Dzięki za troskę i przepraszam jeśli cię obudziłem.

- W porządku. Pa.

- Pa.

Harry nie miał ochoty iść do hotelu, ale wziął się w garść i wrócił do samochodu. Droga dłużyła mu się niemiłosiernie. Z założenia krótka droga wydawała się trwać wieczność. W końcu dotarli do wielkiego budynku. Hazza wyszedł z auta i pewnie przeszedł przez drzwi wejściowe. Krótko przywitał się z Jenedith, stojącej za kontuarem. Szerokim łukiem ominął windę i wszedł schodami na piętro. W pokoju rzucił się na łóżko i zasnął.

_______________________________________

Obudził się chwilę po 7:30 rano. Spojrzał na telefon. Zero wiadomości. Gemma pewnie jeszcze śpi. Nieźle się upiła, więc nic dziwnego, że powinna spać do późna.

Harry przeszedł się po mieszkaniu i niemal zapłakał na brak widoku kuchni. Uwielbiał gotować i według niektórych robił to całkiem nieźle. Szczególnie lubił robić sobie rano śniadanie.

W przeciwieństwie do większości ludzi, Harry o poranku miał niezwykle dużo energii i chęci życia. Nie miał pojęcia skąd to się bierze, ale cieszył się tym każdego dnia.

Niezadowolony poszedł się ubrać po czym wyszedł z hotelu. Jedyne co wziął ze sobą to telefon komórkowy i trochę pieniędzy. Jakieś piętnaście minut szedł chodnikiem w poszukiwaniu jakiegoś baru mlecznego czy czegoś podobnego.

W końcu wszedł do kawiarenki, mając nadzieję, że ktokolwiek potrafi tam mówić po angielsku. Nie zawiódł się. Dziewczyna, która go obsługiwała miała około 19 lat i świetnie znała angielski. Nie potrafiła jednak się powstrzymać i poprosiła o autograf, będąc jednocześnie złą na siebie za nieprofesjonalne zachowanie.

Harry podpisał się w jej zeszyciku, po czym zamówił drożdżówkę z budyniem i zieloną herbatę bez żadnych dodatków. Usiadł przy stole w narożniku i zdjął z nosa okulary przeciwsłoneczne. Położył je obok talerza i zabrał się do jedzenia. Drożdżówka zniknęła w zatrważającym tempie. Loczek siedział przy stole, popijając herbatę i przeglądając wszechobecne media społecznościowe.

Zauważył na Twitterze post swojej siostry z jego zdjęciem i podpisem "Wspaniały wieczór z moim braciszkiem. Kocham cię Hazza. Tylko szkoda, że nie tknąłeś alkoholu". Harry zaśmiał się pod nosem na ten widok i wspomnienie wczorajszej nocy. W myślach poprawił siostrę. To nie był wieczór. Był środek nocy.

_______________________________________

Louis siedział w jednej z kawiarni przy głównej ulicy. Wzrok miał wlepiony w telefon i nie oderwał go nawet, gdy usłyszał za sobą dźwięk otwieranych drzwi. Obudził się dość wcześnie i przyszedł na śniadanie, na które właściwie nie miał ochoty.

Skończył przy stoliku z telefonem, sącząc waniliowe latte. Od czasu do czasu skupiał się na rozmowach innych klientów, ciągle patrząc się w komórkę.

Nagle w jego uszach zadźwięczał głęboki i miękki głos, tak dobrze mu znany. Podniósł wzrok i na drugim końcu sali dostrzegł uśmiechniętą twarz z dołeczkami w policzkach i lokami na głowie, rozmawiającą z kelnerką.

Harry.

Mógł do niego podejść i porozmawiać. Tak po prostu. Jak przyjaciele, którzy przez przypadek wpadli na siebie w kawiarni. Miał dylemat. Podejść czy nie podejść? Podejść czy nie podejść? Podejść czy nie podejść? Podejść. Zerwał się z krzesła, by stanąć oko w oko z pustym miejscem i talerzem pełnym okruszków.

Whole Again | l.s. ✔️Where stories live. Discover now