Twenty-first

215 11 1
                                    

- No, nie przesadzaj... - szepcze tak cicho, żeby mnie nie obudzić. Na szczęście nie zauważyła jeszcze, że już nie śpię. - Przyszła do mnie w środku nocy, więc zaproponowałam, żeby została... Od razu zasnęła, to Taylor mi o tym powiedział... Nie, no przestań! Lepiej zostawić go w spokoju, niech się już do niej nie zbliża... Uważam, że dobrze zrobiła, dając mu w twarz... Dobrze, że się zgadzamy... Kocham cię, pa!

Słyszę, że delikatnie odkłada słuchawkę na swoje miejsce, nie ruszam się, czekam na to, co zrobi dalej. Pójdzie do kuchni, do salonu, czy po prostu tu zostanie? Mam nadzieję, że jednak wyjdzie. Chcę chwilę pobyć sama ze swoimi myślami.

- Biedna... Szkoda, że nie układa ci się tak jak mnie... Chętnie bym ci pomogła, ale nie wiem jak... - mówi równie cicho, po czym wychodzi z pokoju.

Na reszcie... Podnoszę się delikatnie na łokciach i spoglądam niepewnie w okno - już świta, choć wcale nie jest tak późno. Przyciągając do siebie i obejmując kolana, staram się przypomnieć sobie wszystkie wydarzenia wczorajszej nocy i... niestety przychodzi mi to dosyć łatwo. Podarta sukienka, łamanie na czyjś ślub, staranowanie panny młodej, spotkanie Pitt'a i to uderzenie... Robię się cała czerwona na myśl, że wczoraj mu przyłożyłam. Zawsze chciałam, żeby mi się z nim udało, a tu nagle naskakuję na niego i uderzam. Co on sobie o mnie pomyślał? A może dobrze zrobiłam? Skoro mam już nigdy go nie zobaczyć, warto było dać mu pamiątkę na całe życie.

Spoglądam w dół, na swoje ciało i widzę... że nie oddałam pożyczonej sukienki... Jest mi jeszcze bardziej wstyd. Ukradłam tę sukienkę, tak na pewno myśli ta dziewczyna. Czy długo mnie w nocy szukała? Znienawidziła mnie? Och...

Nagle otwierają się drzwi i staje w nich Sabina. Ma na sobie szary szlafrok, a w ręku trzyma kubek gorącej czekolady. Patrzy na mnie z politowaniem, więc odwracam szybko wzrok. Takie zachowanie nie pomaga. Ignoruję też pytanie o moje samopoczucie i wzmiankę o tym, żebym nie traciła czasu na takiego idiotę. Na pewno ma rację, ale o kilka godzin za wcześnie na puszczenie tego mimo uszu.

- Nie rozmawiajmy o tym. Jeszcze nie oswoiłam się z tym wszystkim.

Nie odpowiada, kiwa tylko głową i wychodzi na korytarz. Nie powinnam chyba tak reagować. W moim głosie było trochę jadu, a przecież teraz Sabina potrzebuje szczególnej opieki i nikt nie powinien się tak do niej odnosić... Zwlekam się z łóżka i biegnę za nią. Doganiam ją już w jasnej kuchni, gdzie na środku czeka szwecki stół.

- Spodziewasz się kogoś?

- Leon będzie za chwilę. Dzwonił kwadrans temu z lotniska i mówił, że za chwilę łapie taksówkę i wraca. - odpowiada triumfalnie. Staram się uśmiechnąć, żeby zapewnić ją, że nie interesuję się wyłącznie swoimi problemami, ale też światem zewnętrznym.

...

Drzwi otwierają się nagle. Najpierw do środka wbiega mały, biały szczeniaczek, który merda ogonkiem na wszystkie strony, skacząc i łapiąc w pyszczek powietrze. Wygląda słodko i zabawnie... Potem do pomieszczenia wkracza Leon, mój szwagier, mąż najstarszej z moich sióstr i ojciec jej dziecka. To on. Blond włosy połyskują w przyjemnym świetle dnia, a morskie tęczówki wychwytują dzielne promienie słońca. W dodatku promienieje na widok Sabiny.

Bez słów. Po prosto chwyta ją i podnosi jak małe dziecko, kręcąc się dookoła własnej osi. Na ich twarzach pojawiają się prawdziwe uśmiechy, widzę w ich oczach miłość, wierność, tęsknotę i zrozumienie. To najprawdziwszy partnerki związek oparty na fundamentalnej miłości, przyjażni, wsparciu i zrozumieniu. Czegoś takiego właśnie pragnę...

W pewnym momencie coś ciepłego, mokrego i niekoniecznie przyjemnego wyrywa mnie z zadumy. Patrzę niechętnie w dół... i widzę małego szczeniaka, który chyba tak mnie polubił, że postanowił zaznaczyć jako swoją własność...

The Complicated Relationships ✔️Where stories live. Discover now