Twenty-eight

115 6 2
                                    

Biorę głęboki wdech, po czym łapię kontakt wzrokowy z Gabi. Ona też jest przerażona, zupełnie jak Rosalie, Jeff i Johnny, a nawet Pitt.

— Która godzina? — gdy dociera do mnie, jak mój głos przeokropnie drży, odchrząkam i opieram się o ścianę.

— Trzecia dwadzieścia pięć. — szepcze szatyn. W jego spojrzeniu jest coś, co dotyka mnie głęboko i przysparza trochę smutku i poczucie winy.

Przecież go nie zdradziłam. Brad mnie jedynie podwiózł tu. Ale czuję się, jakbym go zdradzała, bo chyba robię to mentalnie.

Na korytarzu jest zupełnie pusto, co bardzo mnie dziwi. W końcu jest to największy szpital w tej części Los Angeles, na ogół powinno tu być mnóstwo ludzi.

W końcu daje się słyszeć charakterystyczny płacz, który wybucha nagle niczym potężna fala. Wzdycham z ulgą, a na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech.

— Mój Boże... — reaguje Rosalie słabym głosem. Również się uśmiecha, a po policzkach spływają jej łzy.

Ludzie w takich chwilach przeważnie odruchowo spoglądają na swoje drugie połówki. Na osoby, z którymi planują życie i założenie rodziny. Ja łapię się na tym, że nie spoglądam na Deppa, tylko na Pitta. A on patrzy na mnie.

Przełykam ślinę, mój narzeczony już nawet na mnie nie patrzy, bawi się kluczykami od samochodu.

Mam ochotę krzyknąć "przepraszam", jednak czuję, że to nic nie da. Zamiast tego odsuwam się, bo drzwi nagle się otwierają. Widzę krzątaninę w środku, pielęgniarki niosące maleństwo wkroczyły właśnie do oddzielnej sali. Nie widzę łóżka, na którym leży Sabina, jest po drugiej stronie pomieszczenia.

Z tego widoku wynika, że wszystko poszło jak należy, więc ponownie spada mi kamień z serca.

— Moja dzielna... — komentuje Jeff, ocierając szybko łzę, jakby bał się, że ktoś zobaczy.

— Widziałam. — szepczę, puszczając oczko.

— Ale tobie chyba można ufać, co? — żartuje, wybuchając śmiechem.

— Oczywiście.

***

Sabina uśmiecha się słabo, chwytam ją za rękę i siadam na krzesełku obok.

— Widziałaś jaki śliczny? — pyta, wskazując brodą drzwi, za którymi jakiś czas temu zniknęły pielęgniarki.

— Widziałam tylko nogę, ale śliczna noga, przyznaję. — dziewczyna parska śmiechem.

— Jak się czujesz, skarbie? — Rosalie roztrąca się łokciami, żeby tylko dostać się do swojej córki. Potem klęka obok. — Głodna jesteś? Przynieść ci coś?

— Wszystko w porządku. Jestem trochę zmęczona, ale naprawdę jest dobrze...

Kiedy w końcu mały Vince zostaje wniesiony do sali, ja też ronię łzy. Jest taki maleńki i jednocześnie pulchniutki. Ma wielkie brązowe oczy, kilka ciemnych włosów na krzyż i duże uśmiechnięte usta. Tak, maluch się śmieje, śliniąc się przy tym okropnie.

— Vincent... — szepcze DiCaprio, siadając obok swojej żony, która trzyma na rękach grubaska. — Jesteś taki śliczny... Podobny do mamy.

5 czerwca 1988

Wstaję szybko z łóżka, orientując się, że zaspałam.

The Complicated Relationships ✔️जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें