Sixth

329 22 0
                                    

Mija tydzień. Ze szpitala wyszłam już w poniedziałek, ale jak dotąd nie wróciłam do pracy w restauracji. Rosalie boi się, że ktoś zauważy moje jesczsze niezagojone rany... Więc przeważnie od ósmej rano do piątej wieczorem, albo od czwartej do ósmej wieczorem jestem sama w domu.

Jest 20 grudnia 1986 rok. Sobota.

Za cztery dni święta...
Tak się złożyło, że na ulicach spadło około centymetra śniegu. W tych rejonach to fenomen, więc automatycznie wszystkie kurtki zimowe ze sklepów są wykupione. Aktualnie siedzę przy oknie, opieram się o parapet i obserwuję specerujących ulicami ludzi.

Dzwoni dzwonek do drzwi. Nie wiem, kto to może być, nikogo się nie spodziewać. Ale nie jestem też taka głupia, żeby po prostu otwierać drzwi.

— Kto tam? — pytam, nim przekręcę klucz w drzwiach.

— Leonardo Di Caprio! Jest Sabina w domu? — wrzeszczy. Chyba całe osiedle go słyszy, więc otwieram zamaszyście drzwi, żeby nie musiał się już tak wydzierać.

— Nie. Jest w restauracji. — informuję formalnym tonem. Sabina nie widziała się z nim od tygodnia. Ostatnim razem spotkali sieyna imprezie u Taylora w poprzednią sobotę. Byłam pewna, że zerwali.

— To dobrze... Mogę wejść? Mam sprawę. — pociera o siebie dłonie, chyba jest mu strasznie zimno. Płaszcz ma szczelnie zasunięty, a czapka przysłania mu prawie cały widok.

— No to wchodź... — Mruczę niechętnie. Co mam zrobić? Wygodnić go?

Chłopak wbiega do środka, jakby ktoś go gonił i siada na krześle w jadalni. Zamykam drzwi. Mierzę wzrokiem Leonarda, po czym dołączam do niego.

— Co je... — zaczynam, ale blondyn nawet nie daje mi dokończyć.

— Chodzi o Sabinę... — szepcze, nachylając się nad stołem. Jakbym nie wiedziała, że ta sprawa jej dotyczy... Przewracam oczami i wzdycham.

— A tak konkretniej? Wróci za kilka minut. — pośpieszam go. Chcę się jak najszybciej dowiedzieć, o co chodzi.

— Myślisz, że mnie lubi? — szczęka mi opada. A co ty nie wiesz?

— Ewidentnie. — odpowiadam, powstrzymując się, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Czy faceci naprawdę muszą tak mało rozumieć??

— Och... — wzdycha z ulgą. Trochę się rozluźnia, a na jego twarzy pojawia się uśmiech. — To dobrze... Ale nie mów jej, że tu byłem, dobrze?

Wstaje tak gwałtownie, że podskakuję nie krześle. Kiwam głową, próbując opanować zaskoczenie. Nim zdążę cokolwiek powiedzieć, Leonardo znika za drzwi i frontowymi. Pozostawia mnie w zdezorientowaniu.

— Co? — szepczę do siebie i wstaję z krzesła. Nie mogę opanować się od roześmiania. Głupi są ci wszyscy faceci...

No właśnie... Faceci... Co do Brada... Nie widziałam go już od tygodnia. Pewnie zrobiłam na nim jakieś okropnie złe wrażenie. Byłam jak dziecko, które błaga mame w sklepie, żeby kupiła mu cukierka. A ten cukierek po prostu nie chciał robić zamieszania i posłusznie wskoczył do wózka...

Dzwoni telefon.

— Co się tak wszyscy na mnie uwzięli? — Mruczę podnosząc słuchawkę. — Słucham. — warczę. Nie zważam nawet na swój ton.

— Liv, możesz przyjechać dziś wieczorem? Wyślę po ciebie szofera. Bądź gotowa o szóstej, dobrze? — słyszę Taylora... Był u mnie we wtorek i czwartek, żeby sprawdzić, jak się czuję. Od tamtego momentu zachowuje się jakoś inaczej. Jest znacznie milszy i wykazuje większe zainteresowanie mną.

The Complicated Relationships ✔️Where stories live. Discover now