Fourteenth

222 13 0
                                    

Siedzę sama w mojej sali w szpitalu. Próbuję wyjrzeć przez okno, ale łóżku jest za nisko, a okno zbyt daleko. Nie mam ochoty ani nawet siły wstawać.
Johnny jest daleko, Brad wyszedł wczoraj wkurzony i pewnie już nie wróci. Moja rodzina siedzi sobie w domu i pewnie je obiad, Sabina z Leonem są na podróży poślubnej, Taylor spędza czas ze swoimi rodzicami, a ja leżę tutaj sama, obolała i mam mroczki przed oczami. Niech ktoś się mną zainteresuje. Błagam.

Chciałabym mieć przy sobie swój telefon, który czeka na mnie w XXI wieku. Mogłabym porozmawiać z kimś, obejrzeć coś na YouTube'ie, przejrzeć wiadomości, czy posłuchać muzyki. A teraz jestem skazana tylko na siebie.

Spoglądam na obdrapane drzwi szpitalne i wzdycham. Kiedy mnie stąd wypuszczą? Mam już dość. Z tej całej nudy po prostu próbuję zasnąć, ale nim mi się to uda, wchodzi personel szpitalny i podaje mi obiad: zupę mleczną. Jakoś jednak nie przypada mi do gustu, ale jestem głodna, więc zjadam ze smakiem.

Potem wychodzę na krótki spacer po korytarzach szpitala. Przemierzam długie białe tunele, rozglądając się na boki w poszukiwaniu czegoś ciekawego do roboty. Natrafiam na salę, w której siedzą studenci medycyny. Mój wzrok spoczywa na niskiej dziewczynie w rogu sali. Siedzi ona przy drewnianym biurku i płacze.

— Nie radzisz sobie kompletnie! — krytykuje ją jeden z lekarzy. — Kobiety! Coś ty sobie myślała? Że tak po prostu bez jakiejkolwiek wiedzy i inteligencji ukończysz medycynę? O nie, moja droga! Na pewno nie u mnie!

— Panie profesorze, ona była zdenerwowana. To nie jej wina... Sprawa była bardzo poważna. — jakiś chłopak staje w jej obronie, ale to nic nie daje. Lekarz nie zmienia zdania, a blondynka zachodzi się jeszcze większym płaczem.

Orientuję się, że już jakiś czas przyglądam się całej sytuacji, a kilkoro ze studentów zwróciło już na mnie swoją uwagę. Jeden z nich podchodzi szybko i zamyka drzwi.

Otrząsam się. Po wszystkim, nie będę dłużej świadkiem tych zdarzeń. Opieram sieuo ścianę na przeciwko białych drzwi, nie mogę się ruszyć. Po prostu wpatruję się przed siebie w zadumie.

Zastanawiam się, co takiego mogła zrobić? Może nie podała jakiegoś przedmiotu podczas operacji? Może nie potrafiła pobrać krwi, zmierzyć ciśnienia albo w roztrzebaniu pomyliła jakieś leki?
Podziwiam ją jednak za determinację. Doszła tak daleko... Nie łatwo dostać się na medycynę...

Drzwi otwierają się zamaszyście, wybiega z nich ta blondynka, zdzierając z fartucha swój identyfikator i ciskając nim w róg.
Wzdycham, jest mi jej żal.

Podnoszę plakietkę, na której napisane jest: "Charlotte Norris" i biegnę za nią.
Wcale nie zauważa, że za nią podążam. Wychodzi na zewnątrz i zatrzymuje się kilka metrów dalej. Ociera łzy i próbuje się uspokoić. Nie chcę na razie jej przeszkadzać. Musi sobie wszystko przemyśleć. Czekam kilka minut i podchodzę.

— To chyba twoje, Charlotte. — podaję jej indyfikator, a ona ocierając oczy, odbiera go i posyła mi nieufnie spojrzenie.

— Nabijasz się ze mnie, co? — pyta, łkając. — To nie moja wina!

— Nie, spokojnie! Po prostu chciałam ci trochę humor poprawić. Rozumiem cię. — zapewniam ją. Wreszcie mam z kim porozmawiać, więc staram się jej trochę pomóc.

Przekonuję ją, że nie powinna się poddawać i przejmować opinia innych. Przecież jest tak samo dobra i ma takie same szanse jak oni.
Po kilkunastu minutach rozmowy, wracam do swojej sali, a ona kieruje się do pokoju dla studentów. Poprawiłam jej trochę humor.

Jest już wieczór, słońce pochyla się ku zachodowi. Jestem okropnie znudzona, nie mam co robić. Ale wiem, że nikt już do mnie nie przyjdzie o tej porze. Idę więc na korytarz, podchodzę do telefonu, wrzucam monetę i wybieram numer Deppa. Chcę go usłyszeć.

The Complicated Relationships ✔️Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang