Second

698 33 5
                                    


      Gdy otwieram oczy, mam nadzieję, że jestem w moim łóżku, w moim pokoju, w moim świecie, w Polsce. Jest jasno. Ale to nie jest mój pokój. Ściany mają jasnożółty kolor, w rogu stoi wielka drewniana szafa, a na podłodze jest niebieska wykładzina. Obok mnie śpią Gabi i Sabina i ani drgną.

Nie budząc ich, wstaję ostrożnie z łóżka i podchodzę do okna. Odsłaniam zasłony, a moim oczom ukazuje się słoneczna, pełna życia ulica Los Angeles. Na przeciwko są bardzo kolorowe sklepy z odzieżą i obuwiem oraz jedną cukiernia. Widzę kolorowe samochody z lat osiemdziesiątych. Bardzo różnią się od współczesnych, ale według mnie są znacznie ładniejsze. Nie znam się na samochodach, więc nie wiem, jakie to marki.
Przyglądam się dzieciom, które śpieszą się do szkoły i dorosłym, którzy biegną do pracy. Ale poza tym w ich sercach bije radość z życia. Widzę uśmiechy na ich twarzach, ich kolorowe stroje i bardzo pokręcone fryzury. Podoba mi się styl, w jakim ubierają się mężczyźni. Ich kolorowe koszulki polo z krótkim rękawem i szerokie jeansy z wysokim stanem.

Uśmiecham się. Nie jest tak źle. Jesteśmy tu razem, ja, Sabina i Gabi i wszystko wskazuje na to, że póki co jesteśmy bezpieczne, poza tym to są jedne z najweselszych czasów w historii ludzkości. Czasy bez tak rozwiniętych telefonów, wszelkich urządzeń elektrycznych i internetu. Teraz komórki służą tylko do rozmów i mało kto ich używa. Tylko ci bogaci mogą pozwolić sobie na — jak dla nas — bardzo stare cegły z klawiaturami i małymi ekranami.

Słyszę, że Gabi się przeciąga. Budzi się powoli i spogląda na mnie z lekkim zaskoczeniem.

— Na-naprawdę byłam pewna, że to sen... — szepcze. Pewnie nie chce obudzić Sabiny albo po prostu boi się, że ktoś usłyszy, że nie śpimy. Ja też trochę boję się tego dnia. Rosalie wydawała się wczoraj być bardzo miła, ale byłyśmy zdesperowane i bezradne. A co miało być dzisiaj? Na ulicach nie widać już policjantów, a ludzi jest coraz mniej. Wszyscy idą do pracy.

— Muszę iść do łazienki. Staniesz na korytarzu? Będziesz pilnować Sabiny i mnie jednocześnie. Jakby co, po prostu krzycz. Obudzisz Sabinę. — tłumaczę i niepewnie podchodzę do drzwi. Przekręcam klucz i je otwieram. Jest niezwykle cicho. Wszyscy pewnie śpią.

Wychodzę na korytarz, upewniając się, że Gabi robi to samo. Czuję się w miarę bezpieczna, więc idę wzdłuż korytarza do damskiej toalety. Przechodzę przez drzwi z wymalowanym na nich kółkiem i zamykam je na klucz. Spoglądam w lustro i dopiero teraz dostrzegam, że mam na sobie czarne legginsy i czarną bluzkę — komplet, w którym chodzę najczęściej po domu.

Nikt nie pojawił się w tym czasie na horyzoncie. Wracam więc z Gabi do pokoju i zastajemy obudzoną Sabinę.

— Tak myślałam, że poszłyście do łazienki. — mówi spokojnie. — Idziemy poszukać Rosalie?

— Wolę zadzwonić... — chwytam słuchawkę telefonu i wybieram numer, który jest na kartce powyżej.

— Tu recepcja. W czym mogę pomóc? — informuje mnie znudzony kobiecy głos.

— Szukam Rosalie Anyway... — słyszę, jak mój głos drży. Jestem lekko podenerwowana.

— Numer pokoju?

Spoglądam na Gabi. Ona wie, co ma zrobić. Po chwili wraca i szepcze: "dwanaście".

— Zaraz będzie.

Czekamy w napięciu. Miała zaraz być, ale mija kolejne dziesięć minut i nadal jej nie ma. W końcu wydobywa się pukanie do drzwi.

— K-kto tam? — pyta Sabina, widząc, że ja nie jestem w stanie.

— Rosalie. Otwórzcie, nie mam wolnej ręki.

Marszczę brwi. Co ona może nieść? Otwieram szybko drzwi i widzę ją z tacą z jedzeniem. Wchodzi do środka.

The Complicated Relationships ✔️Where stories live. Discover now