Rozdział 20. Trumna pełna jointów

52 4 0
                                    

Dzisiejszy dzień jest przepełniony smutkiem. Szarociemne chmury z których lecą krople deszczu. Na szczęście mam przy sobie parasolkę i wtuloną Siennę. Po raz pierwszy widzę taki pogrzeb. Szef opowiada o zmarłym im był, czym się zajmował i za co go cenił. Ciemnobrązowa trumna z  dorodnymi liliami. Słuchałem uważnie to o czym mówi i jednocześnie obejmowałem jedną ręką dziewczynę. Nie powiem, niektóre oczy były na nas skupieni ale mnie jakoś to szczególnie nie przeszkadzało. Czarnowłosa szlochała i cały zamoczony makijaż wycierała w moją białą koszule. 

W głowię jeszcze miałem inną myśl, wstałem wcześniej i wysłałem list do matki. Przeczytałem że "napisałem" o spotkanie w kawiarni niedaleko budynku. Mam nadzieję że dostanę zgodę na wyjście. Zastanawiam się co jej powiem, o co ona mnie zapyta. W mojej głowię toczyły się walki, o czym myśleć, co robić i jak się zachowywać. 

W pewnym momencie dziewczyna odrywa się ode mnie i patrzy swoimi wielkimi oczami. Kciukiem wycieram jej lecącą łzę.

- Idę się z nim pożegnać zanim zakopią trumnę. 

- Dobrze, skarbie. - Całuje ją w czoło. Jeszcze przez chwilę na mnie patrzy i odchodzi. Odwracam się i kieruję w stronę budynku. Mnie jakoś nie ciągnie aby żegnać ofiarę. 

- Witam, Ross. - Odwracam wzrok na bok i widzę Benedicta. 

- Witam. - Uśmiecham się i podaję mu dłoń. - Dziękuje za list, perfekcyjnie napisany.

- To moja praca. - Rozkłada dłonie. - Sienna jest załamana, szkoda mi jej.

- Mi też. - Spuszczam głowę. 

- Dobrze że chociaż ma ciebie. Słyszałem nieco o tobie. - Przybliżam się. - Tak między nami to szef lubi ciebie bo widzi w tobie geny twojego ojca. 

Na te słowa zaciskam pięść. Czy on porównuje mnie do tego mordercy. Teraz ja też jestem mordercą. Biorę głęboki wdech.

- Wszystko dobrze Ross?

- Tak, tak. - Zaczesuję włosy do tyłu. - Tylko że ojciec był mordercą.

- On miał wiele funkcji ale jak słyszałem od ludzi to potrafił komuś skręcić kark bez żadnych emocji, potrafił dobrze robić interesy ale miał serce, mówił jak bardzo kocha twoją matkę i jaki jest z ciebie dumny. 

- Masz może papierosa? - Zmieniam temat.

- Jasne. - Sięga do wewnętrznej kieszeni eleganckiej marynarki i wyjmuje paczkę odwracam w moją stronę. - Proszę.

- Dzięki. - Wyjmuje, wkładam do ust i mocno zaciągam. - Będąc tu dowiaduję się coraz więcej ciekawych rzeczy na temat mojego ojca. 

- Powiem, tyle.  Rodzina jest różna ale doceniajmy to co mamy. - Kładzie dłoń na moim ramieniu.

- On tu leży?

- Twój ojciec? Jasne, trzeci rząd po prawo.

- Dobra, dziękuję. - Odwracam się i kieruję w stronę grobu. - Do zobaczenia. 

***

Po kilku minutach zalazłem grób. Szary, grób z imieniem, nazwiskiem, pseudonimiem i datami. Usiadłem na ławeczce i myślałem. Może nie powinien go tam surowo oceniać, mam do niego nienawiść za coś co ja zrobiłem niedawno. Może mamy w sobie jakiś gen do zabijania i mordownia ludzi jak zwierzęta. Przecieram twarz. Wilgotne włosy opadają mi na czoło.

- Przepraszam tato. 

- Myślałam że nigdy tu nie przyjdziesz. - Na jej głos aż się przestraszyłem. Odwracam wzrok na dziewczynę. Zadziwia mnie to ile ona ma sukienek. Codziennie inna i codziennie elegancko wygląda.  Siada obok mnie.

Odbicie Cieni. // R.Lynch ✔️Where stories live. Discover now