Rozdział 10. Pocałunek śmierci, historia Rossa i Edith

90 5 0
                                    

Od czasu zamieszkania w tym budynku i wstąpienia do mafii jeszcze tak dobrze mi się nie spało. Wygodne łózko, miękka pościel i piękny zapach Sienny jak uczucie tego że leży tuż obok mnie i w każdej możliwej chwili mogę ją przytulić, pocałować albo musnąć cząstkę jej delikatnej skóry, marzenie. W pewnej chwili czuję mocne szturchanie przez które się budzę. Powoli otwieram powieki, obstawiam że ranek, czy to pora śniadania? Leniwym ruchem przewracam się na drugi bok widząc siedzącą na łóżku dziewczynę, ubrana w piżamie z rozwalonymi włosami. 

- Ross musisz już iść? - Ziewa i przeczesuje kruczoczarne włosy za siebie. Marszczę brwi i delikatnie podnoszę. 

- Czemu? - Pytam ze zdziwieniem i z myślą że to ma powiązania z pewną osobą, której bardzo nie lubię.

- Jake zaraz tu będzie. - Wiedziałem. Jasna cholera. Siadam nz przeciwko niej z niedowierzaniem w jej słowach. - Proszę cię, nie chce tu żadnej dramy.

- Sienna miałaś z nim skończyć, a w ogóle to co on mi może zrobić? - Wzruszam ramionami i prycham kpiąca za kogo ten typ się uważa i za kogo go ma ona.

- Oj dużo, nawet nie wiesz czym się zajmuje po godzinach. 

- To czym? - Wywraca oczami i podaje mi spodnie. - Nie wierzę, myślałem że spędzimy ten poranek razem, blisko siebie.

- To tyle nie myśl tylko wyjdź, błagam. - Przeciera twarzy i podkurcza nogi. Przecież tak wczoraj dobrze się bawiliśmy i to co działo się w nocy?! Sienna, po prostu tego nie docenia cholernie, nie docenia jak widać. Wkurzony zakładam jak najszybciej ubrania, mam ochotę zostać i wymienić kilka ostrych zdań z Gyllenhaalem ale to by nie miało sensu ale pełno poszarpanych nerwów. - Narazie Ross. - Nic nie mówiąc trzaskam drzwiami i wychodzę.

Po zjedzonym śniadaniu pełnych dobrych witamin postanawiam odbyć moje treningi ze strzelanki i siłowni, jeszcze pan Hiddleston mnie prosi do siebie. Jak pomyśle o Siennie i naszym poranku to bierze mnie na złość i widok jej z tym debilem, kurwa mać co on ma w sobie takiego? Jest po prostu żałosny i tyle. 

- Cześć Ross. - Słyszę delikatny kobiecy głos. Odrazu budzę się z zamyślenia, podnoszę wzrok i widzę blondynkę stojącą przy drzwiach swojego pokoju. Prostuje się i odrazu na mojej twarzy pojawia się uśmiech. 

- Cześć Edith. - Podchodzę do niej bliżej całując w policzek. - Co tam u ciebie? A na dodatek pięknie wyglądasz.

- Dziękuje. - Zaczesuje pasmo włosów za ucho i nieśmiało uśmiecha. - A dobrze, wczoraj zapomniałeś o naszym spotkaniu?

- Spotkanie? - Próbuje przypomnieć co było wczoraj. - Jasna cholera spotkanie! - Uderzam się w czoło wewnętrzną stroną dłoni. Poszedłem na imprezę z Sienną tym zapominając o spotkaniu z Edith. - Przepraszam cię za to bardzo ale spotkanie nam się przedłużyło.

- Ja rozumiem, naprawdę Ross. - Bierze moją dłoń w swoją, ma tak delikatną skórę tak samo jak Sienna. - Mam nadzieję że wszystko się udało.

- Tak, przy mnie by się nie udało. - Prycham i we dwójkę uśmiechamy się, a po chwili zapada cisza. Kładę dłoń na jej porcelanowym policzku i całuję, jej usta wpasowane w moje to coś czego potrzebowałem ale ta chwila nie trwa długo, czuję czyjąś obecność. Puszczam dziewczynę i widzę kątem oka zaskoczoną Hiddleston, którą po chwili znika. 

- Kto to był? - Pyta przestraszona dziewczyna. 

- Nikt, spokojnie zaufaj mi. - Palcami dotykam jej podbródka by spojrzała na mnie i może oddała znów pocałunek. - Pójdę już lepiej, do późna, pa Ross - I znika za drzwiami, cholera jasna. 

- Można wejść? - Pytam wchodząc do połowy. Szef kiwa głową i wchodzę. Oczywiście obstawiony tymi sztywnymi typami. Podchodzę do jego biurka i siadam na przeciwko poprawiając marynarkę. - Wzywał mnie pan.

- Taaa, popytać jak z moją kochaną córeczką? - Gasi papierosa patrząc na mnie. Ugh, trochę tego było. - Bo trochę widać że cie polubiła?

- Możliwe. - Poprawiam włosy i przelizuje usta. - Wczoraj byliśmy na imprezie, dobrze że tam byłem bo jakieś typy zaczęły się kręcić tak to jest bezpieczna.

- To dobrze bo ostatnia od dwóch swoich ludzi słyszałem że nasi nie przyjaciele zaczęli się kręcić wokół budynku i.. - Pokazuje na butelkę alkoholu ale ja z grzeczności odmawiam. - Nie chce by coś się jej stało, bo Sienna to moje oczko w głowię, chociaż nie zawsze się słucha. - W tym samym momencie każdy zaczyna się śmiać, a ja razem z nimi. 

- Rozumiem ale Sienna sama w sobie jest bardzo silna i jakby było jakiekolwiek zagrożenie poradzi sobie.

- A i jeszcze jest jedna sprawa, za tydzień jest taki tradycyjny bal i twoja obecność mile widziana.

- Będę z miłą chęcią. - Kiwam głową, wstaję z miejsca podając dłoń i wychodzę. Będąc już zza drzwiami zauważam czarnowłosą. - Oh, Sienna co ty tu robisz?

- Idę pogadać z ojcem? - Marszczy brwi. - Jakbyś nie wiedział to mój ojciec i przesuń się.

- Jak spotkanie z Jakem? - Dziewczyna Wzdycha i cofa się patrząc wprost na mnie.

- A twoje z tą kuchareczką? - Uśmiecha się ironicznie, patrzy jeszcze na mnie i po chwili sięga po klamkę.

- Z tobą było lepsze, twoje ust... - I znów wzrok spada na mnie, zauważam jak jej dłoń podnosi się walnąć mnie w twarz ale w ostatniej chwili łapię ją za nadgarstki i przywieram do ściany. - Sienna, proszę cię tylko o jedno. Kochanie.

- Nie jestem twoją dziewczyną byś tak do mnie mówił. - Wyciąga pistolet i przykłada do czoła. - Puść mnie i przestań prosić o byle gówno. - Patrzę na nią jeszcze przez moment i puszczam, daję jej wygrać bo chce dla niej jak najlepiej. 


Odbicie Cieni. // R.Lynch ✔️Where stories live. Discover now