Rozdział 7. Z bronią Ci do twarzy niż ze śmiercią.

99 6 0
                                    

- Prosto trzymaj rękę! - Mocnym ruchem poprawia moją rękę. Prostuje tak jak ona chce. - Opuszek idealnie na spuście. - Czuję jak dłonią uderza mnie w tył głowy. Wkurzony do granic możliwości odwracam się, opuszczam sprzęt i zdejmuje słuchawki.

- Tak się nie da! Czy możesz chociaż inaczej to tłumaczyć? - Gestykuluje. - Mniej przemocy na przykład. 

- Tu słońce jest tylko przemoc. - Krzyżuje ręce na piersi i bezczelnie się uśmiecha. Jest taka pociągająca ale do jasnej cholery, strzeliłem chyba z cztery razy w przeciągu godziny i to jeszcze tak źle że aż wstyd tu komuś pokazać. - Musisz nauczyć się strzelać jeśli masz tu zamiar być.

- To nie jest tak proste jak myślisz! Wychowałem się trochę inaczej niż ty, rozumiesz? - Rozglądam ręce. 

- Dobra ale powinieneś zamiast gadać ćwiczyć. 

- Zacznę jeśli strzelisz w samą dziesiątkę. - Wystawiam w jej stronę pistolet. Dziewczyna nic nie mówią zabiera go z moich rąk. Później podając słuchawki dziewczyna patrząc na mnie prostuje rękę, strzela i ku mojemu zdziwieniu jest to dziesiątka. Próbuje ukryć zdziwienie ale jasna cholera jak?! 

- Zabieraj się do roboty. - Bardzo mocno wbija w mostek pistolet i odchodzi. Wzdycham, myśle żeby to wszystko pierdolnąć i pójść do pokoju ale muszę przy niej siedzieć. Gdy mam już zakładać słuchawki słyszę za sobą głos.

- Witaj cukiereczku. - Odwracam się wpół i widzę dupka. Na samą myśl jak ją nazwał chce mi się rzygać. - Gdzie byłaś wczoraj w nocy?

- Nie ważne, co cię tu sprowadza? - Czarnowłosa trzyma ręce za sobą i delikatnie się kołyszę. 

- Idę na siłownie i widzę że nie jesteś sama. -Podnosi wzrok na mnie. Tylko nie podchodź do mnie. - Witam Lynch, jak tam ci idzie strzelanie? - Klepie mnie w ramie i patrzy na przestrzelony papier. - Ta dziesiątka to ty czy moja ukochana? 

- Jaka twoja ukochana? - Na jego słowa marszczę brwi i od razu patrzę w jego fałszywe oczy. 

- Oj nie raz mówię tak na Sienne. - Spuszczam wzrok na dziewczynę, która nie reaguje. - A tak poza tym, chcesz wyjść dziś wieczorem ze mną i z moimi starymi znajomymi? 

- Jak chcesz, mogę iść. - Wzrusza ramionami patrząc na niego. Co jest do kurwy?! Przecież wczoraj mówiła że chce z nim zerwać kontakt.

- Jake czy możesz nas zostawić na chwilę samych.

- Jasne, ja będę leciał, narazie słodka. - Całuje ją w policzek.- Narazie Ross. - Obchodzi mnie i słyszę tylko zamykające się drzwi.

- Co to miało być? Nie pamiętasz o czym wczoraj rozmawialiśmy?

- Wiesz Ross, Jake nie raz pokazuje tą skurwysyńską twarz ale lubię jego towarzystwo i kolegów, a nienawidzę siedzieć w tym gmachu, a tak prawdę mówiąc myślałam że jesteś inny. - Podchodzi do mnie i klepie w ramie. - Poradzisz sobie. 

Wodzę jeszcze wzrokiem przez chwilę. Czuję jak złość buzuje we mnie, co jest ze mną nie tak?! Jednak pociąga ją on. Muszę ją chronić, być przy niej, a ona jest tak cholernie uparta. Wkurzony rzucam słuchawki i strzelam, mój palec nie przestaje napierać na spust. Chuj z nim, chuj z nimi. Gdy nabije się kończą rzucam broń i robie kilka kroków zza siebie. Myśle w tym całym chaosie żeby pójść na siłownie i tą złość na czymś wyżyć. 

Siedząc w pokoju, próbuje pisać ten list ale i tak mi to nie wychodzi, zdania są tak beznadziejne że aż bolą. Zgniatam kartkę i rzucam za siebie, mam dosyć tego wszystkiego. Może powinienem pójść i powiedzieć by mnie zabił bo nie wysiedzę tu tylu lat. 

Wychodzę na balkon i nabieram trochę świeżego powietrza, cały czas myśle o Siennie. Cholera, czemu to upadło po tak krótkim czasie.

- Hey, wszystko dobrze? - Słyszę damski głos. Odwracam wzrok. Mój wzrok zauważa niską, bardzo szczupłą blondynkę. 

- Taaa, dzięki za troskę. - Opieram się na łokciach i patrzę przed siebie. 

- Okey, właśnie mnie przenieśli z dołu i jeśli chcesz pogadać...

- Co tu robisz? - Przerywam jej, wygląda tak niewinnie. 

- Jestem kucharką, tu zaczynała moja babka, matka i teraz ja. A ty?

- Spłacam dług ojca, bawiąc się w ochroniarza córki rządzącego. - Słysząc śmiech we dwójkę zerkamy w dół i widzimy ekipę chłopaków w tym moją Sienne.

- Myślałam że tu nie da się dostać gorszego zadania niż ochroniarz Sienny. 

- Znacie się?

- Z widoku, jesteśmy w tym samym wieku ale to jest szatan w skórze dziewczyny, ojciec ją taką stworzył. - Po jej słowach widać że się nie lubią. - Uważaj na nią. 

- Przekonałem się. 

- Będzie twoja, a potem cię zabije. Takie tu panują zasady. -Dziewczyna mówi to z taką ukrytą nienawiścią. Jej blada skóra idealnie pasuje do światła księżyca, ciemne duże oczy i małe usta. 

- Rozumiem. - Uśmiecham się delikatnie. - Jak masz na imię?

- Edith. - Podaje dłoń. 

- Ross. - Robie to samo ściskając jej delikatną dłoń. - Słuchaj Ross, ja lecę spać bo rano zaczynam pracę. Do jutro i miło cię poznać.

- Wzajemnie, Edith. - Z uśmiechem na twarzy znika do swojego pokoju, przeurocza osoba. 

Przewracam się na drugi bok, dłonią czuję jakiś dziwny materiał, który mam nawet na twarzy. Powoli otwieram oczy i widzę postać. Prorażony zapalam światło i widzę dziewczynę.

- Pojebało cię? Prawda? 

- Zgaś to! - Odwraca się do mnie z zamrużonymi oczami. - Jest po trzeciej daj mi spać.

- Najpierw mnie olewasz, opieprzasz i idziesz do Jake, a teraz leżysz pół naga w moim łóżku.

- Bo mamy umowę i nie chce iść spać sama. Jak się obudzisz to już mnie nie będzie rano. Dobranoc. - Przykrywa się kołdrą i odwraca. Ona chyba za dużo sobie pozwala. Szarpie ją mocno za ramie i przyduszam, Czarno włosa jest w szoku, kładzie dłoń na moją, która zaciska mocno jej szyje. 

- A teraz grzecznie pójdziesz ubierzesz się i pójdziesz do siebie. - Sienna kiwa głową. Puszczam ją, dziewczyna bierze gwałtowny oddech.

- Ja pierdole, jaki ty masz uścisk. - Nic nie odpowiadam. Kładę się spać i słyszę jej pieprznięcie drzwi. I dobrze jej tak.

Odbicie Cieni. // R.Lynch ✔️Onde as histórias ganham vida. Descobre agora