Rozdział 2. Nocne zmory i papierosy Hollanda.

173 8 0
                                    

Podobno w więzieniu chodzi pogłoska że pierwszej nocy nikt nie śpi, myśle że w nowym miejscu każdy nigdy nie przesypia pierwszej nocy. Dlaczego? Nie wiem. Trzydzieści lat kosztuje mnie ten pieprzony dług. tyle dni i nocy w jednym miejscu, bez rodziny i przyjaciół. Dziękuje ojcze, mam nadzieję że smażysz się w piekle.

Leże wpatarzy w biały sufit. Przez ogromne okna mam rozświetlony wpada światło księżyca. Dostałem mały pokój z własną łazienką, ogromną szafą, łóżkiem przy ścianie, a na przeciwko szafka z telewizorem i stolik z jakimś wazonem. Na chwilę wróciłem do mieszkania po rzeczy, te najpotrzebniejsze i po tym wszystkim zostałem niewolnikiem. Dostałem również dwie bronie, nie umiem strzelać! Nigdy nie strzelałem, a co dopiero do żywej istoty. 

Nie mogąc znieść tych myśli siadam na brzegu łóżka. Przecieram twarz i do ręki szklankę wody, upijam łyk, odstawiam na miejsce. Wstaje powoli kierując się na balkon. Wielki balkon z brudnymi płytkami. Podchodzę  do barierek, opieram dłonie na zimnym betonie. Obserwuje dziedziniec, wysokie drzewa i możliwe że to park. Odwracam głowę na bok gdzie znajduje się druga część budynku. Wszystkie światła są zgaszone oprócz jednego, na trzecim piętrze, trzecie od lewej. Marszczę brwi aby coś zauważyć ale nikogo nie widzę. Chyba ma ten sam problem albo bezsenność.

- Cześć! - Słyszę za sobą męski głos. Trochę się wzdrygnąłem, myślałem że jestem tu sam i każdy śpi. Powoli odwracam się i widzę chłopaka, podajże w moim wieku, brunet, wygląda na miłego. 

- Hej. - Rzucam oschle. 

- Chyba cię przestraszyłem. - Śmieje się i wyciąga dłoń. Nasze balkony są tak blisko że z łatwością możemy sobie coś podawać. - Tom Holland. Nowy?

- Ross Lynch. - Podaję i ściskam dłoń. - Tak jestem nowy, ty też? 

- Nie, trochę tu siedzę. - Uśmiech nie znika mu z twarzy. Wyjmuje z paczki papierosa i wkłada do ust. - Chcesz? 

- Nie palę, ile tu siedzisz? 

- Chyba z dwa lata ale nie jestem pewien. - Wzrusza ramionami i odstawia wszystko na stolik. - Radzę zacząć bo tu każdy pali i tak ludzie się poznają. Dlaczego tu jesteś?

- Muszę spłacić dług ojca, mordował ludzi na rządnie. - Mówię to z taką nienawiścią że aż złość we mnie buzuję. 

- Chyba typa kojarzę, ja tu jestem przez brata i jakoś teraz nie narzekam. 

- Co robisz? - Podchodzę bliżej i opieram na łokciach. 

- Jeżdzę na negocjacje, takie tam pierdoły. Można zwiedzić trochę miejsc. Bardzo dostałeś? 

- Trzydzieści lat jako ochroniarz jego córki.

- Bodyguard Sienny. - Chichocze pod nosem, strzepuje dym do popielniczki i siada na przeciwko mnie. - Współczuje, dziewczyna ma tak wredny charakter i potrafi przystawić ci pistolet do głowy jak nawet nie będziesz o tym wiedział. 

- Znasz ją? Nie widziałem jej na oczy, teraz dopiero wiem jak ma na imię.

- Nie raz gadamy albo nawet i zapalimy. - Powoli wypuszcza dym. - Znaczy na codzień z nią pogadasz ale jest znoszona przez to gdzie się wychowała. 

- Ja żyłem cały czas w kłamstwie. - Wywracam oczami. Prostuje się i odwracam do niego tyłem. - Co tam jest?

- Ten budynek? Tam mieszkają ci bardziej "ważni". Poznasz ich w swoim czasie. - Biorę głęboki wdech. Zauważam że światło zostało zgaszone. Ostatnia zmora poszła spać. - Idziesz spać?

- Nie wiem czy usnę. - Znów odwracam się w jego stronę. Chłopak wyrzuca niedopałek i wstaję z krzesełka. 

- Dam ci podpowiedź że koło dziewiątej czterdzieści Sienna chodzi zapalić przy wejściu na jadalnie, musisz tylko ją zagadać. - Wkłada dłonie do kieszeni dresowych spodni.

- A jak pomyśli że ją podrywam?

- Jesteś nowy. Spytaj co gdzie jest i może się uda, nie wiem. - Wzrusza ramionami odwracając wzrok ku górze na gwieździste niebo. - Ale ładne niebo. 

- Spróbuje coś wymyślić. Dzięki. 

- Nie ma za co! jak coś to krzycz, jestem obok. - Pokazuje kciukiem na wejście. Robie wymuszony uśmiech i wchodzę do siebie. 

Po chwili opadam na łożku i nie wiedząc kiedy zasypiam. 

Odbicie Cieni. // R.Lynch ✔️Where stories live. Discover now