11. Ja rozdaje karty

Start from the beginning
                                    

- W sumie cieszę się, że będę w końcu mógł obrazić jego starą. Ten typ mnie tak wkurwia.- mruknął z ucieszą Matt. 

-Pamiętaj tylko to ma być nieco dłuższa szarpanina. Dacie sobie po mordzie, zachowuj się agresywnie, najlepiej tak, by  dwóch wzięło jego, a dwóch ciebie. Mamy szczęście, że ten typ jest pierdolnięty i to on trafi do izolatki, a nie ty. A nawet jeżeli wsadzą was obu to szybko cię wyciągnę.- wymienił wszystkie możliwe scenariusze, by młodszy się nie martwił.

To nie tak, że ten plan był totalnie z dupy. Nickowi dużo czasu zajęło obserwowanie i zaznajomienie się z systemem tego więzienia. Dzięki swoim zdolnością spostrzegawczym teraz nie miał większych problemów, by oszacować kto jak się zachowa, jakie kto ma zwyczaje. Oczywiście często grał i to cholernie dobrze grał. Gdyby ktoś spojrzał na niego z boku skwitowałby go mianem najgorszej szui i dwulicowego oszusta. Czy go to interesowało? Ani trochę. Czego się nie robi, by wróg miał o tobie mylne zdanie, byś mógł się stąd uwolnić razem ze swoimi ludźmi? Fałszowanie informacji dla Oliver'a, by ten myślał, że chętnie z nim współpracuje. Miłe komplementy do łatwo uginających się strażników. Grubemu kilka razy powiedział, że schudł, wysokiemu powiedział, że nigdy nie widział tak idealnie wypolerowanych kajdanek. Przyjazne wzmianki i już wszyscy patrzą na ciebie inaczej, zupełnie przestając doceniać swojego przeciwnika i jego podstępność. 

Nick był jak prawdziwy Joker. 

Sfora nieco spojrzała po sobie. To mogło się udać. Ufali bezgranicznie liderowi, to on ich prowadził na nie jedną zwycięską walkę. Teraz też zapewne się nie myli.

***
Dzień operacji ''Sztuczny Bohater''

-No, no Nick po raz kolejny mnie pozytywnie zaskoczyłeś. Tyle informacji i na dodatek darmowy przepis na ciasto dyniowe.- uśmiechnął się pod nosem Oliver, zamykając akta osadzonego.

-Tylko tak jak mówiłem, rób je tylko na jesień, inaczej traci swój magiczny urok.- zaśmiał się siedząc rozluźniony naprzeciw blondyna. Nawet noga mu nie chodziła pod stołem, choć był podekscytowany wydarzeniami, które zaraz mają nadejść. 

-Wiadomo. Dla mnie najważniejsze, że nie da rady go zepsuć, może w końcu jedno ciasto mi się uda. A jak i te ciasto spartole to spotkamy się w sądzie za krzywoprzysięstwo.- mruknął z rozbawieniem wstając od stołu. 

-Wezmę odpowiedzialność za swoje czyny.- odmruknął unosząc ręce w geście poddania. 

-Do następnego, miłego wieczoru.- pożyczył alfa ze swoim miłym uśmiechem, dając się po chwili zapiąć strażnikowi w kajdanki.

-Wzajemnie.- odpowiedział dźwięcznie Oliver wychodząc z aktami z pokoju przesłuchań. Na prawdę miał dzisiaj dobry dzień. 

Tak jak zawsze ruszył na piętro do swojego ciasnego, aczkolwiek własnego biura, które udało mu się ostatnio wywalczyć. Wziął w dłonie wszystkie teczki z dzisiejszych przesłuchań, a nie było ich dużo bo tylko 3. Wziął je pod pachę, zgarniając klucz do archiwum. Zszedł na dół, dopijając i wyrzucając pusty już kubek po kawie do kosza. Przeszedł przez oddział otwarty po chwili skręcając za kuchnią w korytarz z drzwiami do archiwum. Szedł spokojnie wzdłuż korytarza, gdy usłyszał kroki za sobą. Odwrócił głowę, a to co ujrzał przyprawiło go o nie mały szok. W jego stronę zmierzały dwie alfy z zamaskowaną twarzą.

Kurwa, kurwa, kurwa.

Teczki wypadły z jego dłoni, zaczął się nieco cofać. - Stać, kurwa!- warknął w ich stronę, jednak żaden z nich się nie zatrzymał. Odruchowo sięgnął po paralizator. I tylko zdążył sięgnąć bo jeden z nich wybił mu go z dłoni. Nie wiedział nawet kiedy znaleźli się tak blisko niego. Pierwszy raz w w życiu Oliver się tak bał. Czy to właśnie tak zginie? 

Niezgodni  | A.B.OWhere stories live. Discover now