Bolesny tekst boga

655 44 37
                                    

Wiecie, lubię sobie czasem poczytać przeróżnego rodzaju blogi dotyczące pisania, ogólnie zagłębić się w teksty podobne w jakiś sposób do moich pod kątem konwencji, zamysłu, na którym się opierają, aby się zapoznać, zestawić swoją wiedzę czy opinie z punktem widzenia kogoś innego, kto również się w takiej formie wypowiada, lub po prostu w poszukiwaniu inspiracji. Jakiś czas temu trafiłam na pewien blog pod adresem tosterpandory.pl, na którym działają Warsztaty Pandory, czyli seria notek dotyczących pisania jako takiego, a także niejako powiązany z nim blog Karolakowo, również okołopisarski, tworzony przez tę samą autorkę co Warsztaty. Idea mi się podoba, zakres poruszanych tam tematów również, ale... no cóż, mam do niego sporo wątów, przede wszystkim dotyczących jego formy oraz podejścia do niektórych spraw. Nie zrozumcie mnie źle – owszem, w tym wpisie odrobinę po owych blogach pojadę, jednak to nie znaczy, że uważam, iż w ogólnym rozrachunku są według mnie złe, ponieważ jakieś 65-70% treści na nich, z którymi się do tej pory zapoznałam, uznaję za bardzo przydatne i wartościowe. Oczywiście w żaden sposób nie zamierzam czepiać się autorki samej w sobie, a jedynie jej podejścia do pewnych rzeczy, które chwilami jawi mi się jako nieco szkodliwe, ponieważ jej słowa mogą być bardzo dwuznacznie rozumiane. Podkreślam również, że piszę tu wyłącznie moje własne opinie i możecie śmiało polemizować, jeśli odbieracie to w inny sposób i nie widzicie w wymienionych niżej rzeczach problemu.

Możecie w przyszłości spodziewać się jeszcze jednej notki nawiązującej do tych blogów (przede wszystkim do Tostera, jednak odnoszę się do obu ze względu na tę samą twórczynię), ponieważ w którymś z wpisów na Tosterze zostało rzucone pewne stwierdzenie, które cholernie mi się spodobało, ale niestety nikt go tam nie rozwinął, więc zrobię to ja. I tak, ta kolejna notka będzie jak najbardziej pozytywna, więc nie oczekujcie, że będę tylko na Toster marudzić.

Skoro więc tak to wygląda, to co właściwie ma na celu ten wpis? Cóż, po pierwsze, chyba potrzebuję wyrzucić z siebie cringe, który złapał mnie po przeczytaniu pewnych treści, z którymi mam największy problem, po drugie, mam wrażenie, że mogę przekazać Wam jakąś wiedzę (wynikającą z pierwszej rzeczy, której będę się czepiać, czyli stylu), a po trzecie, chciałabym – po raz nie-wiem-już-który – przypomnieć wszystkim, którzy to wiedzą i poinformować tych, którzy tego nie wiedzą, że warto podchodzić do każdego dotyczącego pisania tekstu poradnikopodobnego z pewną dozą sceptycyzmu. Tak, do tego, który właśnie czytacie, też. Czasem, gdy aktualnie przeglądam swoje wpisy w tej pracy, łapię się za głowę i myślę: Azie, co ty pier...?! i nie zgadzam się obecnie z wieloma z własnych dawnych twierdzeń (dlatego chodzi mi po głowie przeredagowanie wcześniejszych tekstów z „o Wattpadzie", ale tak chodzi, chodzi, a ja się za to zabrać nie mogę, bo jednak mam już trzycyfrową liczbę notek na liczniku i zwyczajnie nie chce mi się z tym mordować, choć sumienie mnie gryzie, że niektóre rzeczy wciąż wiszą w takiej formie, w jakiej wiszą). Staram się nie stać w miejscu i cały czas uczyć czegoś nowego, jednak skutkiem ubocznym tych działań jest szok, jakie farmazony wcześniej pierdzieliłam. A za rok czy dwa pewnie podobnie będę widzieć aktualnie tworzone teksty.

Skoro to już sobie wyjaśniliśmy, chyba czas przejść do rzeczy. 

W tym wpisie piję do trzech kwestii, a pierwszą z nich jest wspomniana wyżej forma. Nie chodzi mi tu o jakiś niezrozumiały układ treści czy cokolwiek takiego, a przede wszystkim o sam styl, w którym pisane są tamtejsze notki (i przez który, jeśli postanowicie tam zajrzeć, możecie się od nich odbić dość mocno).

Posiłkując się definicjami z serwisu polszczyzna.pl, wyróżnijmy tu pięć głównych stylów:

Potoczny, który wykorzystywany jest w sytuacjach nieformalnych i w codziennej komunikacji, ogólnie „styl mówiony", często też bardzo emocjonalny.

Oczami Azie: o WattpadzieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz