Jak zaplanować fabułę i nie umrzeć przy tym z nudów 2: Powrót łańcucha

768 72 43
                                    

Myślałam, że wyczerpałam już wszystkie kwestie, które chciałam tu poruszyć, ale sama się zaskoczyłam, ponieważ ostatnie dni uświadomiły mi pewien bardzo powszechny problem, który dotyka dużej ilości osób na każdym poziomie zaawansowania. Otóż... czasem tworząc fabułę planujemy ją w taki sposób, że niemożliwe jest zbudowanie logicznego ciągu przyczynowo-skutkowego bez większej ingerencji w fabułę jako taką lub zmiany podstawowych założeń stworzonego przez nas świata. 

Fabuła musi być jak łańcuch.

Zastanówmy się: jak zdefiniujemy łańcuch? To jest ciąg połączonych ze sobą oczek zrobionych z jakiegoś materiału. Jeśli w którymś miejscu oczka brakuje lub nie jest przyczepione do poprzedniego, tylko leży obok, nie możemy mówić o jednym, spójnym łańcuchu. Każde wydarzenie pojawiające się w fabule musi mieć jasno określoną przyczynę i może – choć nie musi, ale jednak taka jest idea tworzenia fabuły – mieć skutek w postaci innego wydarzenia, a także może pośrednio oddziaływać na inne. A zatem największy priorytet ma zbudowanie spójnego łańcucha fabularnego i to znajduje się w hierarchii wyżej niż ogólna koncepcja. Bo co nam po ogólnej koncepcji, skoro nie potrafimy sprawić, by trzymała się ona kupy i zawierała się w jakimś logicznym, kaskadowym ciągu wydarzeń, w którym jedno zdarzenie wynika z drugiego i nie bierze się, ot, tak, z dupy?

Każdy bohater skądś się wziął.

Każdy bohater ma jakieś motywacje, przez które postępuje tak, a nie inaczej.

Każdy bohater ma jakieś relacje z innymi.

Każda postać ma wpływ na świat i jej charakter może wpływać na fabułę.

Czasem punkt w fabule, który chcemy w niej umieścić, nie ma prawa się tam znaleźć, bo bohater zwyczajnie nie chce tego zrobić, gdyż narzucane działanie koliduje z jego charakterem lub inne zasady świata przedstawionego, które sami sobie narzuciliśmy, sprawiają, że dana rzecz nie ma prawa się wydarzyć.

Wiem, wiem. Ogólna koncepcja to filar, którego nie lubimy ruszać, bo w końcu z tego przyszło olśnienie. Warto jednak wyodrębnić z niej najważniejszy motyw, który ogłosimy świętym i nietykalnym – i tego nie ruszamy. Tutaj, dla ułatwienia, posłużę się własnymi przykładami z tworzonego przeze mnie intensywnie „Zanim nadejdzie północ". Świętym i nietykalnym motywem jest tam rewolucja w kraju, w który ewoluowała tam dzisiejsza Rosja i ściśle z nią powiązana próba obalenia tyranicznego cara. Początkowa koncepcja: rewolucję przeprowadza zbiegły żołnierz, któremu udało się zbuntować mimo wypranego mózgu i postanowił poprowadzić naród ku wolności. Ale to się nie klei.

Skądś się ten bunt musiał wziąć, więc dodałam innych żołnierzy, którzy mocno na niego wpłynęli. Dobra, klei się trochę bardziej, ale skąd wziął się ten bunt u nich? Więc dodałam dziewczynę o bardzo dobrym serduszku, która poznała świat bazy przez ojca, który dostarczał żywność żołnierzom i postanowiła wyrwać jednego z nich z tej mentalnej pułapki, przez co ten się w niej zakochał i próbował wytłumaczyć to wszystko innym. W historię dziewczyny nie ma powodu wnikać, bo jest postacią całkowicie epizodyczną, więc można zostawić to w takiej formie.

Pojawia się inny problem: czy ten żołnierz sam wpadłby na pomysł wywołania rewolucji? Oczywiście... że nie – może i odzyskał wolną wolę, ale lata indoktrynacji i prania mózgu zrobiły swoje, więc nie zacznie z dnia na dzień negować wszystkiego, co go do tej pory definiowało. Poza tym, kto o zdrowych zmysłach by za nim poszedł, skoro jest on wytworem reżimu? Trudno tu o zaufanie, nie może więc on być „twórcą" rewolucji, mimo że początkowy koncept to zakładał. Dodałam więc cwaniaczka, który ma nieciekawą przeszłość i przez to zależy mu na obaleniu władzy, plus jest w organizacji, która do tego dąży. Wpada na żołnierza, wyczuwa jego słabości i postanawia je wykorzystać do realizacji własnego planu.

Oczami Azie: o WattpadzieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz