Nauka pisania

1.2K 170 111
                                    

Przeglądałam sobie ostatnio mój dysk i natrafiłam na plik o tajemniczym tytule "ochłapy". Z ciekawości zajrzałam... Okazało się, że zawierał on urywki z moich prac sprzed niemal dziesięciu lat, kiedy to jeszcze byłam małym glutem z fazą na Władcę Pierścieni. Teraz jestem już nieco większym glutem z fazą na Władcę Pierścieni, ale dzięki tym urywkom przekonałam się, jak bardzo na przestrzeni tych wszystkich lat dojrzał mój styl.

Nieskromnie przyznam, że jak na ośmio/dziewięciolatkę pisałam stosunkowo dobrze, przynajmniej porównując te stare teksty do innych zamieszczonych w sieci publikacji tworzonych przez dzieci w tym mniej więcej wieku. Co prawda fabuła nie powalała, bo było to jakieś posrane fanfiction do LOTR-a, w którym główną bohaterką była oczywiście Mary Sue, w dodatku będąca siostrą Gandalfa, jednak błędów natury technicznej było niewiele, a zdania były w miarę rozbudowane. Jednak gdy porównuję to z moimi dzisiejszymi pracami, widać kolosalną różnicę, przede wszystkim w słownictwie, które obecnie mam bez porównania szersze, oraz w obrazowości. Pracując – nieświadomie oczywiście – nad swoim warsztatem przez tak długi czas, nauczyłam się tworzyć znacznie barwniejsze i bardziej szczegółowe opisy, stanowiące dobrą pożywkę dla wyobraźni, będące na zdecydowanie wyższym poziomie niż 

„Las był ciemny, cichy i mroczny jak pradawny las entów, a za drzewami słychać było rzekę".

Tak, na takim poziomie były moje opisy. Kolejny fragment tekstu w niemal pięćdziesięciostronicowym pliku pochodzi mniej więcej z okresu, gdy miałam około trzynaście lat i był to już mój autorski twór, nadal jednak w dużym stopniu LOTR-em zalatujący. Była to właśnie ta moja opowiastka, o której wspominałam kilka wpisów temu, w której to stworzenie sensownych bohaterów kosztowało mnie całą fabułę. 

„Tłum zrobił przejście, bo właśnie kat prowadził skazańca w kierunku szafotu. Kat – wielka, posępna postać, jakby sama Śmierć przyszła osobiście zabrać duszę powieszonego. Skazaniec – młody jeszcze, wyglądał na jakieś dwadzieścia lat, nie więcej. Szedł z wysoko podniesioną głową, z głupawym uśmieszkiem na twarzy. Patrzył na wszystko z wyższością swoimi zielonymi oczami, jakby kompletnie nie przejmował się faktem, że za chwilę zawiśnie na szubienicy".

Dalej zalega mój twór (będący zresztą pierwowzorem „Projektu Raj"), który pisałam w wieku szesnastu lat. Była to chyba pierwsza rzecz, którą opublikowałam. Założyłam wtedy bloga, na którym od czasu do czasu zamieszczałam przeróżne fragmenty, tyle że czytała mnie cała jedna osoba, moja młodsza kuzynka. Po paru miesiącach jednak się znudziłam lub może straciłam cierpliwość i owego bloga usunęłam. 

„Od dłuższego czasu przy czymś majstrował. Ci, którym udało się coś podejrzeć, ze zdziwieniem i pewną nutą żalu w głosie stwierdzali, że to zwykłe, małe pudełko wypełnione popiołem. Szczerze mówiąc, wszyscy liczyli na coś nie-zwykłego: niemożliwego do uniknięcia jak Ragnarök, olbrzymiego jak świątynia Angkor Wat i pomysłowego niczym zagadka Sfinksa. Ci, którzy znali go w miarę dobrze śmiali się, że choć wygląda niepozornie, może z tego powstać prawdziwa puszka Pandory. Jednak nie trzeba było go znać, by wiedzieć, że gdy coś kombinuje, na pewno nie wyniknie z tego nic dobrego. Lubił siać chaos i spustoszenie, traktował to jako swego rodzaju hobby, łatwo więc można się domyślić, że to pudełko – do czegokolwiek ma służyć – na pewno zostanie wykorzystane do zrobienia niemałego zamieszania. Po prostu taki to typ, jak wielu się o nim wypowiadało. Choćbyś modlił się do niego jak fanatyk, jego to nie ruszy i zrobi, co sobie zaplanował. Po prostu taki to typ".

„Na poważnie" zaczęłam publikować dopiero niedawno, gdy wypuściłam na światło dzienne äWarzywa". Opowiadanie co prawda żartobliwe, ale zawsze to jakaś realna publikacja. Potem powstała reszta shotów oraz mój kochany „Grobowiec", co do którego żywię bardzo duże nadzieje i staję na głowie, by był on jak najlepszy jakościowo. Plus „U źródła", ten narzekajnik oraz wprawka „All I need", którą porzuciłam już jakiś czas temu, jednak te twory traktuję z lekkim przymrużeniem oka, ponieważ nie uznaję ich za twórczość jako taką – to jest po prostu zbiór przemyśleń, „U źródła" to zbiór informacji z różnych książek i stron internetowych, a „All I need" to zwyczajne ćwiczenie. Była jeszcze „Sara", jednak ją usunęłam, bo doszłam do wniosku, że nie bardzo umiem pisać o własnych przeżyciach.

Po wyłożeniu całej mojej drogi przez pisanie, zadaję kilka pytań i zachęcam do wyrażenia opinii: czy kiedy ktoś uczy się pisać, publikowanie tych pisarskich prób jest według Was dobrym pomysłem? I czy – cóż, ja jestem tego powiedzmy-że żywym przykładem, jednak ktoś zawsze może polemizować – można nauczyć się pisać bez zasięgania opinii na temat swoich prac u innych, tj. bez publikowania tego nigdzie, pisząc całkowicie do szuflady? Co według Was najbardziej rozwija styl: opinie otrzymywane od nieznanych nam osób, które oceniają w miarę obiektywnie, czy raczej uczenie się na przykładzie innych poprzez czytanie książek? Oraz na koniec: od jak dawna Wy tworzycie i jak wyglądała Wasza droga przez pisanie? Pamiętacie swoje pierwsze opowiadanie i o czym ono było? Pochwalcie się! :D

Oczami Azie: o WattpadzieWhere stories live. Discover now