Coś w dur i w moll, i więcej nic...

1.6K 174 39
                                    

Pojawił się ostatnio komentarz z prośbą o taki wpis, więc oto jest: trzecia część muzycznej serii. Wszelakich ewentualnych nowych czytelników zapraszam do poprzednich części: „Ach, ci muzycy..." oraz „Jak wygląda koncert?", jeśli interesuje Was ten temat. Miałam zamiar opisać tutaj trzy zagadnienia, jednak przy tym jednym rozwlekłam się już tak bardzo, że pozostałymi zajmę się w przewidywanej kolejnej części z serii wpisów o tematach muzycznych. Dziś więc przychodzę do Was z omówieniem ról każdego z instrumentów.

Tak, wiem, że w poprzednim wpisie o tej tematyce już o tym pisałam, ale tutaj rozpiszę się na ten temat nieco rozleglej. Blake104 pięknie poprosił(a?) mnie o szczególne zwrócenie uwagi na perkusję, co też uczynię. Będę tutaj pisała o takim najbardziej rozpowszechnionym modelu zespołu (perkusja, bas, dwie gitary, wokal), jednak będę starała się zaznaczać, do jakich innych instrumentów opis może się też odnosić. W końcu istnieją różne konfiguracje, choćby z akordeonem zamiast wokalu. Ryly. Polecam Rockastę. *chamska reklama zespołu kolegów*

Perkusja (inne instr.: tamburyn, trójkąt, djembe, marakasy, wszelkie grzechotki itp.) 

Perkusja jest podstawą, fundamentem całej melodii, ponieważ nadaje jej rytm. Bez rytmu nie ma melodii, bez melodii nie ma muzyki, a bez muzyki zespół siedzi w sali prób i kłóci się o nazwę. Owszem, można grać bez perkusji, jednak jakościowo taka muzyka będzie na znacznie niższym poziomie, zwłaszcza wykonywana na żywo. Dlaczego? Po pierwsze, utwór bez określonego „bitu" nie jest zbytnio słuchalny i raczej słabo wpada w ucho. Drugą kwestią jest trzymanie się rytmu przez pozostałych muzyków. Perkusja trzyma wszystkich w ryzach i dyktuje im tempo oraz ustala jeden, sztywny jak kij w dupie niektórych, rytm. Bez takiego rygoru pozostałe instrumenty zwyczajnie się rozjadą i nawet jeśli każdy będzie grał swoją partię idealnie, zawsze pojawią się jakieś mniej lub bardziej widoczne różnice w tempie, które w trakcie grania utworu będą się tylko zwiększać. Zdarza się i z perkusją, że ktoś wypadnie z rytmu, jednak to sztywne walenie w gary bardzo ułatwia wskoczenie w niego z powrotem, zaś gdy tego zabraknie, to jeden przyspieszy, drugi zwolni i powstanie jedna, ogromna kakofonia kilku linii melodycznych, może i współgrających ze sobą, jednak idących zupełnie obok siebie, zamiast układających się ładnie jedna na drugiej. Pół biedy, gdy jest przynajmniej bas i pozostali go słuchają (co niestety nie zawsze jest takie proste, bo ma on znacznie mniejszą „siłę przebicia"). Najgorszy miks wychodzi, gdy nie ma żadnego instrumentu należącego do sekcji rytmicznej, a pozostałych instrumentów jest kilka. Gdy gra tylko jeden, to tak nie słychać ;) Jeśli chcielibyście jakoś zobrazować sobie efekt, jaki mógłby powstać, gdy instrumenty się rozjadą, wybierzcie sobie jakiś utwór (najlepiej instrumentalny), otwórzcie go w trzech czy czterech kartach, po czym puśćcie go w każdej w odstępie jednej lub dwóch sekund, lub, jeśli Wam się chce, wyszukajcie sobie poszczególne partie wybranego utworu i puśćcie je nierówno. Opad uszu gwarantowany.
Chętnie pociągnęłabym temat dłużej, ale dość słabo znam się na perkusyjnym nazewnictwie. Wiem tylko, że, wbrew obiegowej opinii, ten duży to nie werbel, tylko stopa, zaś werbel to (chyba) ten mały bębenek pośrodku. I na tym moja techniczna wiedza o perkusji się kończy.

Bas (inne instr.: kontrabas, lewa strona klawiszy w instrumencie klawiszowym)

Jak mówił pan Jarek, mój nauczyciel, „bas i perkusja są jak mąż i żona, tylko że nie wolno im się kłócić". W skrócie, bas jest uzupełnieniem perkusji i na odwrót oraz, podobnie jak ona, stanowi fundament utworu. Krążą kawały, że bas słychać tylko w trzech przypadkach: gdy nie gra wcale, gdy gra solo i gdy basista się pomyli. I to jest w sumie trochę taka gorzka prawda, ponieważ osoby, które nie są „wyczulone" na tak niskie tony, nawet ich nie zauważą – zwrócą na nie uwagę dopiero, gdy ich zabraknie lub pojawi się w nich fałsz. Albo jeśli ucichną wszystkie instrumenty oprócz basu. O ile perkusja nadaje rytm, to bas stanowi taki „łącznik" pomiędzy perkusją a pozostałymi instrumentami. Istnieją różne warianty linii basowych, mniej lub bardziej skomplikowane, jednak taką podstawową rolą basu jest utrzymywanie melodii w odpowiednim rytmie, nierzadko też zajmuje się akcentami. Pochody basowe często są po prostu melodią graną w najprostszym możliwym wariancie, który stanowi podstawę dla całego utworu i punkt zaczepienia dla pozostałych instrumentów.

Gitara rytmiczna (inne instr.: klawisze)

Gitara rytmiczna pełni zasadniczo tę samą funkcję co bas, jednak jej rola nie ogranicza się do dyktowania melodii pozostałym muzykom, ale też jest bardziej słyszalna dla publiki. Przeważnie gra na gitarze rytmicznej to również granie najprostszego wariantu melodii, jednak, jak w basie są to pojedyncze dźwięki, tak w gitarze rytmicznej są to zwykle akordy; nie jest to jednak żadną regułą.

Gitara solowa (inne instr.: saksofon, trąbka, akordeon, skrzypce i praktycznie wszystkie instrumenty osiągające tony powyżej, w przybliżeniu, 400-500 Hz)

Często gra melodię wespół z gitarą rytmiczną, jednak oprócz tego jest odpowiedzialna za przeróżne dodatkowe riffy, ozdobniki i partie solowe, którymi pozostałe instrumenty zasadniczo się nie zajmują (jednak nie mówię tutaj, że perkusja czy bas nie mogą zagrać solówki ;) Omawiam tu tylko tę najpowszechniejszą regułę). Gitara solowa ma przede wszystkim „robić wrażenie".

Wokal

Mówi się, że głos ludzki jest najdoskonalszym instrumentem... Gówno prawda. Zacznijmy od tego, że wokalu w ogóle się za instrument nie uznaje. Jego rolą jest wyłącznie wyśpiewanie tekstu czy melodii z odpowiednim tonem i ekspresją, jednak zespół może bez problemu funkcjonować także bez wokalu. Jednak, żeby nie było, że go bagatelizuję: z wokalem nie jest tak, że idziesz i śpiewasz. Lekcje śpiewu w końcu po coś są. Na nich wokaliści uczą się między innymi emisji głosu i dostosowania intonacji, ponieważ nawet jeśli ktoś ma talent wokalny, bez zdobycia konkretnych umiejętności nie będzie się za bardzo do niczego nadawał i, przykładowo, nie będzie umiał śpiewać z równomierną głośnością między słowami, przez co podczas nagrywania w studiu albo trafi na dźwiękowca z dobrym refleksem w przesuwaniu suwaka głośności, albo zepsuje całe nagranie. Wokalista, który nigdy nie brał żadnych lekcji śpiewu może i sprawdzi się na koncertach, jednak  studiu może okazać się przeszkodą niemal nie do przeskoczenia.

W następnym wpisie z tej serii zamierzam powiedzieć co nieco o tym, jak wyglądają studyjne nagrania oraz dlaczego związki romantyczne między członkami zespołu są raczej niemile widziane. Jeśli chcecie, żebym poruszyła jeszcze jakiś konkretny temat dotyczący muzyki, koncertów itp., będę wdzięczna za komentarz :)

Oczami Azie: o WattpadzieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz