9

291 14 2
                                    

* Perspektywa Tylera *

Nie wychodziłem z łóżka, no chyba, że musiałem. Rodzice chyba nawet nie zauważyli, że nie wychodzę do szkoły, że ukrywam się w swoim pokoju. Josh... On przychodził pod mój dom. Stał i wołał mnie zawsze po tym jak skończył lekcje. Stał pod moim oknem albo dzwonił do drzwi. Był strasznie upierdliwy i zdeterminowany. Nie otworzyłem mu, nie pokazałem się w oknie ani nic innego nie zrobiłem. Zwyczajnie nie wiedziałem co zrobić.

Myślałem o tym wszystkim co między nami zaszło, a bardziej o tym co Josh odważył się zrobić. Może moja reakcja była przesadzona? Nie wiem co on sobie wyobrażał, przekroczył granicę. Znajomi przecież nie robią takich rzeczy, a my nie jesteśmy na żadnym innym poziomie relacji. Może powinienem był z nim porozmawiać, ale nie wiedziałem nawet jak podejść do tego tematu i nie miałem też siły, żeby chociaż na niego spojrzeć.

Zdecydowałem, że nie mogę opuszczać zajęć z byle powodu. Dzisiaj jest już piątek i mam zamiar pojawić się w szkole. Specjalnie wstałem później niż zazwyczaj, żeby spóźnić się na pierwszą lekcję. Wszystko po to, żebym nie musiał spotkać Duna na korytarzu.

Niestety wchodząc do klasy przeszły mnie spojrzenia wszystkich uczniów, z czym nie czułem się komfortowo. Mruknąłem tylko ciche "Dzień dobry" i zająłem swoje miejsce koło okna na końcu sali. Nie skupiałem się na lekcji, ciągle myślałem co mam powiedzieć Joshowi jeżeli go spotkam.
Czy coś wtedy poczułem? Sam nie wiem, chyba byłem zbyt przestraszony i nie poczułem nic poza tym strachem. Co jeżeli Josh chciałby... czegoś więcej? Ale w takim razie dlaczego ja? Chwila... Przecież to wszystko co było, to jak się znęcał nade mną było najpewniej spowodiwane tym, że jestem homo.
Czy Josh może być gejem? W takim razie po co to wszystko? Dlaczego tak naprawdę mnie bił?

***

Lekcje mijały i dalej nie widziałem Josha. Nie powiem, szukałem go w tłumie innych uczniów na przerwach, ale i tak nie miałbym na tyle odwagi, żeby z nim porozmawiać. A gdyby mnie zauważył najpewniej uciekłbym przed nim i gdzieś się schował. Tak czy inaczej obawiałem się konfrontacji z nim.

Na korytarzu było niewiele osób. Większość uczniów była na stołówce, sam jednak nie przepadam za siedzeniem tam. Za dużo ludzi i oczu, które zawsze oceniają. Poza tym jest tam zdecydowanie za głośno przez rozmowy każdego z każdym.

Nagle poczuł szarpnięcie i zatoczyłem się do tyłu. Ktoś mnie ciągnął, a druga osoba przyłożyła mi rękę do ust, żebym nie mógł krzyczeć. Nie musiałem długo się zastanawiać kim są. Na korytarzu nikogo nie było, a Brendon razem z resztą wepchnęli mnie do jakiegoś składzika, weszli do środka i zamknęli drzwi. Nie wiedziałem czego mogę się po nich spodziewać. Znowu mnie pobiją? Tylko czemu teraz, czemu w trakcie lekcji? W dodatku w szkole. Nie podobało mi się to. Jest ich trzech, więc nie mam szans przeciwko nim.

Myślałeś, że jesteśmy głupi? - Brendon jako pierwszy zaczął wywód. Zupełnie jakby przewodził pozostałą dwójką, on jest szefem, a oni jego pachołkami.- Miałeś zostawić Duna w spokoju, a ty co zrobiłeś - wyszedłeś z nim na żarcie. Żarty się skończyły pedale, dostaniesz to na co zasłużyłeś i więcej się do niego nie zbliżysz.

Znowu zacząłem się bać, a z każdą kolejną sekundą utwierdzałem się w przekonaniu, że Brendon jest nieobliczalny i szalony. Widziałem jakieś dziwne iskierki w jego oczach, co dodawało mu szaleństwa, a mnie przerażało. I wtedy zaczął rozpinać swoje spodnie. Spanikowany zacząłem podnosić się z podłogi, żeby uciec, ale pozostała dwójka uniemożliwiła mi to. Jedynie dostałem kopniaka w brzuch i przez chwilę nie mogłem złapać tchu.

Kiedy reszta blokowała drzwi, żebym nie uciekł, przy czyn śmiali się głupio, Brendon podszedł do mnie i poddźwignął mnie za kołnierz bluzy. Siłą zmusił mnie do zrobienia mu loda. Prostestowałem, ale tylko za to dostawałem. Czułem się obrzydliwie. Jak skończona szmata, czy dziwka. Tyle, że dziwki dostają pieniądze za taką robotę. Dławiłem się, ale on nie zwracał na to uwagi tylko robił swoje. Czułem wściekłość i zrezygnowanie, wstręt do samego siebie, nawet nie potrafiłem porządnie się im postawić. To chore. Błagałem w duszy Boga, żeby poprzestał i tylko na tym, żeby nie chciał robić niczego więcej. Takie upokorzenie jeszcze jestem w stanie znieść, chociaż to też jest ciężkie.

Dobrze Joseph. Do tego się nadajesz. Jesteś małą dziwką, mam rację? Lubisz takie rzeczy.

Zaczął przyspieszać ruchy, a ja nie mogłem nic zrobić, wiedziałem co się zbliża. Wiedziałem, że Brendon jest blisko i że już nie przestanie. Mogłem tylko przygotować się na to co miało nadejść. Ostatni raz docisnął moją głowę, głośno jęknął, a ja poczułem jego spermę w ustach. Zebrały mi się łzy w oczach. Już chciałem to wypluć, ale Brendon zatkał mi buzię.

Masz to połknąć! Słyszysz kurwa?!

W tym momencie otworzyły się drzwi składzika, a w nich stał Josh. Widziałem osłupienie w jego oczach. Nie minęła jednak długa chwila zanim zaczął krzyczeć i wyzywać swoich znajomych od chorych pojebów. Zaczął się szarpać z każdym po kolei. Wykorzystałem swoją szansę i wybiegłem z pomieszczenia. Już nic mnie nie obchodziło.

Było mi niedobrze, chciałem zapaść się pod ziemię, zniknąć i nie czuć już tego wszystkiego. Co byłoby gdyby Josh się nie pojawił? Nawet nie chcę myśleć o tym, że naprawdę mogliby mnie... zgwałcić. Wybiegłem ze szkoły. Biegłem prosto do domu. Chciałem się w nim zaszyć i zostać tam już na zawsze. Nie da się opisać tego jak okropnie się czułem sam ze sobą. Znowu uciekam, bo tylko tyle potrafię zrobić. Do niczego się nie nadaje, no chyba, że do robienia komuś gały.

Byłem roztrzęsiony i aż dziwne, że dałem radę dotrzeć do domu, a później wejść po schodach. Nogi mi się trzęsły i miałem wrażenie, że nie panuje nad własnym ciałem.

Otworzyłem drzwi od toalety i odrazu nachyliłem się nad muszlą. Nie potrafiłem opanować torsji, zwymiotowałem i opadłem bezsilnie na podłogę. Przynajmniej tego jednego ciężaru mogłem się pozbyć. Ale wiem, że i tak nic mi to nie da. Wszystko to co się wydarzyło i tak zostanie w mojej głowie. Nigdy nie zapomnę. Czułem się tak cholernie brudny, nie mogę znaleźć słów, tego nie da się opisać.

Leżałem na chłodnych kafelkach i nawet nie myślałem, żeby się podnieść. Nie miałem na to sił, więc leżałem zwinięty w kłębek, cały zapłakany i z ohydnym posmakiem wymiocin w ustach. Jedyne o czym marzyłem to o tym, żeby zniknąć, żeby nic nie czuć. Najlepiej żebym umarł, wszyscy mieliby spokój, razem ze mną.
Tym teraz byłem - człowiekiem w zbyt wielkiej rozsypce by ją ogarnąć.

_________________________
(1060 słowa)

(not) ALONE // Joshler [zakończone]Where stories live. Discover now