Nogger na patyku

354 25 5
                                    

Tymczasem u mnie w osiedlowym (to spory sklep, a w zasadzie mała sieć, w okolicy są chyba trzy pod tym samym szyldem)...
Próbuję rzucić palenie, ale czymś te papierosy zastąpić trzeba, więc kupuję sobie loda nogger na patyku, smak dzieciństwa jaksiemasz.
Ruszam raźno do kasy, staję w niewielkiej kolejce, i wtedy nagle wtem.
- Czy ja mogłabym z panią porozmawiać?
Rozlega się skrzekliwy głos jakieś baby. Zwraca się ona tym nieprzyjemnym tonem do jednej z ekspedientek, która akurat niesie wielki karton chujwieczego na zaplecze i ewidentnie wygląda na raczej zajętą.
- Przepraszam, ja teraz jestem zajęta, (no kurwa, kto by przypuszczał xD), proszę się zwrócić do kogoś innego.
- A kierownik gdzie jest?
- Kierownika teraz nie ma.
- A kiedy będzie?
Ekspedientka z kartonem chujwieczego znika. Stare kurwisko o aparycji głodnego sępa wypatruje kolejnej ofiary. Ja stoję w kolejce. Stanie przedłuża się, bo oczywiście:
"Mariolka, jaki jest kod na pączka?"
"Marzenka, podaj mi kod na te bułki z sezamem..."
"Monika, pamiętasz kod na te batoniki co nie wchodzą?"
I grzebią w tych papierach, wertują te zeszyty i pliki karteczek z kodami i ryją w tych papierzyskach jak świnie na kartoflisku...
"A kod na to, a na tamto, a na sramto, a na ten wafel co chrupie, a na chuja w dupie"...
"A znasz ten kod na to, takie no, tego, wiesz..."
Mariolka jakimś cudem wie, jebaniutka.

Przede mną jeszcze kilka osób. Przy kasie stoi akurat jakiś chudy leszczowaty sebix w ortalionie. Mówi strasznie cicho.
- szeptuszeptuszeptupoprosze...
- Marzenka! Dasz mi czesterfildy niebieskie, bo tu nie mam?
- ...rwone. - (nieśmiały szept).
- Czerwone daj! I co jeszcze?
- szeptuszeptuszeptu...
- I daj mi setkę cytrynowej!
- ...rutowej - (nieśmiały szept).
- Grejfrutowej daj! I co jeszcze?
- szeptu...
- A to pan musi zważyć sobie, przy warzywach jest waga, pan idzie, prędziutko, bo ludzie czekają.

Sebix człapie do wagi. Stoimy. Stoję.
Z zadumy wyrywa mnie ten sam skrzekliwy głos.
- A czy ja mogę z panią porozmawiać?
- W czym mogę pomóc? - jakaś młoda kasjerka nie zdołała umknąć w porę...
- Bo to trzeba gdzieś zgłosić!!! Jakieś kary powinny być, ja nie wiem!!! To niehigieniczne!!! Kto to widział!!! - kurwisko odpaliło rakiety.
- Ale o co chodzi?
- To jest skandal!!! Coś z tym trzeba zrobić!!! Powiedzieć komuś!!! Zakazać!!!

Ja już zaczynam kombinować o co tej babie może chodzić. Nie wiem, może ktoś potajemnie dolewa laktozę do mleka sojowego. Może krasnoludki kradną jej emeryturę albo przyciski do windy. Może jej, kurwa, wilk tak wyje w księżycową noc pod oknem, że nie może spać...
- No dobrze, ale musi mi pani wyjaśnić, o co chodzi...
- No bo... - kurwisko zapowietrza się, czerwienieje, wygląda jak mewa z tego mema z mewą - i odpala głowice nuklearne:
- NO BO ONI WOŻĄ DZIECI W WÓZKACH SKLEPOWYCH!!!

O chuju złoty, myślałem, że się tam przekręcę ze śmiechu. XDDD O kurwa, jak się na głos zbrechtałem to pół sklepu na mnie zdegustowane patrzyło. A ten stary skurwiały sęp, to mnie prawie zabił wzrokiem.
Ocierając łzy i dalej się podśmiechując słucham, jak kurwisko tłumaczy z przejęciem, że:
"Bo oni wsadzają te dzieci i jeżdżą, a to przecież nie są wózki do tego, i one kto wie, co mają na tych butach, co przywlokły i to tam zostaje i potem ktoś chleb tam wkłada..."
Myślę sobie "ty stara kurwo, nikt normalny nie wkłada chleba ani nic luzem do wózka. Jasne, wożenie dzieci takim wózkiem nie jest, kurwa, przejawem postawy obywatelskiej, ale kurwa, bez przesady, zapierdol sobie leki na wściekliznę pizdy i skurwiaj do domu, bo burzysz mi spokój i ład sobotniego przedpołudnia". Nic jednak nie mówię, tylko słucham dalej.
-Czy ja mogę gdzieś to zgłosić, żeby ktoś coś z tym zrobił? Czy numer do dyrektora Piździńskiego pani ma?
- Pan Piździński nie jest już dyrektorem.
- Jak to nie jest? - kurwisko ewidentnie zbite z pantałyku poczuło, że mu się spierdala grunt pod stopami.
- No, od jakichś trzech lat. Teraz są państwo Chujowscy dyrektorami.
- A to nie znam.
I kurwisko zgaszone, z sępim dziobem zwieszonym na kwintę, wytarabania się ze sklepu, bulgocząc coś pod nosem, o niewychowanych ludziach i że kto to widział.

W międzyczasie zmieniły się kasjerki. W moim osiedlowym jest jedna taka gruba, taka rozlana, że myślisz sobie, że trzyma w piwnicy Hana Solo zatopionego w karbonicie. Wiem, nieładnie śmiać się z grubych ludzi, pewnie jest chora (na zespół Twixa-Snickersa, straszną chorobę). W każdym razie, ona teraz właśnie zajęła miejsce za kasą, do której stała moja kolejka. Natomiast drugą kasę zamknięto... więc jak trzeba było pójść po jakieś fajki czy flaszkę do innej kasy, a nie było w okolicy żadnego mandalorianina na posyłki, to lata świetlne trwała każda taka ekspedycja.
No ale chuj, jak już stoję, to stoję.

Przede mną jeszcze tylko jedna osoba, kolejna babcia - osiedlowy strażnik teksasu, co nie da sobie w kaszę dmuchać. Wypierdala z koszyka na podajnik kolejne paczki z mięsem, jakby się szykowała do wojny. A to salami z cebulką, a to schabik, a to szyneczka, a to wątróbka, a to salceson, a gęsie szyje, końskie chuje, mysie pizdy w galarecie...
Stoję tam, kurwa, i myślę że uświerknę, polegnę, zginę, a ona wykłada to kurwa jedno po drugim, jak jakiś jebany robot. Takie wiecie, paczuszki po pół grama, malutkie, ale imię ich legion. I pasztet z kurcząt i pasztet z chujcząt i z zająca, kurwa, i z jelenia, i z jebania, ja pierdolę. Już sobie wyobrażam jak wraca do domu, zasiada do stołu, pewnie ze swoim psem (na pewno ma psa, takiego w typie szczura z autyzmem), i wpierdalają z jednej miski aż im się uszy trzęsą.
Dobra, wyłożyła wszystko, kasjerka nabiła, czas płacić. Nagle staruszka zalicza moment drobnej zawiechy, po czym:
- A da mnie pani tych naklejek.
- Teraz nie ma żadnych naklejek.
- Przecie widzę, że Pani ma, o tu!
- No ale żadnej promocji nie ma, naklejki po ostatniej zostały tylko.
- No to mnie da!
- Ale one już nieważne...
- Ale może jeszcze będzie jakaś promocja!!!
- Ale wtedy to dadzą nowe naklejki...
- A może nie dadzą, pani mi te da!!!
- Ale ja ich nie mogę Pani dać, bo my je zwracamy do organizatora promocji po zakończeniu akcji, tylko teraz jest weekend, więc w poniedziałek zwracamy.
Baba złapała meltdown, wyjebało jej bluescreena w oczach, error error, kurwa, emergency alert.
- Ale... ale jak to organizatora? To sklep nie organizuje promocji?
- Czasem tak, a czasem do nas wysyłają że jest promocja takiej a takiej firmy i takie naklejki można zbierać.
- O, no właśnie, to ja chcę zbierać, pani mi da!
NO KURWA MAĆ.

W końcu. Stoję przed kasą. Kładę na podajniku loda nogger na patyku, smak dzieciństwa jaksiemasz. Plask! Lód nie dość, że nie ma już postaci stałej, to nawet nie jest, kurwa, zimny.
Kurwa.
Kupiłem fajki.

PastyWhere stories live. Discover now