Koszmary czas zacząć

34 5 0
                                    

Biegłam ulicą. Nie mam pojęcia jaką. Wiem, że było tam ciemno. Żadnych świateł. Uciekałam przed kimś, lub przed czymś. W końcu stanęłam pod słabym światłem latarni. Rozejrzałam się powoli. Słyszałam jak bije moje serce. Patrzyłam w tę idiotyczną ciemność, nie mogąc pojąć dlaczego nic nie widzę. Nagle na twarz wyskoczyła mi postać. Kiedy była kilka centymetrów ode mnie, wszystko zniknęło, a ja gwałtownie się obudziłam. Ukryłam twarz w dłoniach i próbowałam uspokoić serce. To tylko koszmar, tylko kolejny koszmar!  Wstałam z łóżka ponieważ już nie mogłam na nim usiedzieć. Dzisiaj był ostatni dzień przerwy świątecznej i jutro szłabym do szkoły, gdyby nie ten ostatni wybuch. A jakbyście chcieli wiedzieć jak to wyglądało po przyjeździe do domu...

Dwa tygodnie wcześniej

- Czego się dowiedziałaś Kai? - zapytał mój brat kiedy tylko zamknęłam drzwi od pokoju. Jak wróciliśmy do domu Zuza musiała dalej iść do pracy, więc ja i Alan mogliśmy swobodnie porozmawiać o sprawach Anastis.

- Dużo. Przede wszystkim czegoś o pracy mamy.

- Mama była naukowcem - powiedział Alan nie do końca rozumiejąc o co mi chodzi.

- Właśnie. Mówiła nam, że pracuje nad wielkim przełomem. Jednak nie chciała powiedzieć nad jakim. Dzisiaj przeszłam się do starego domu. Weszłam na strych i znalazłam to - podałam mu notatnik. Dałam mu chwilę na lekturę, na jego twarzy zaczął pojawiać się wyraz zdziwienia, ale i zrozumienia.

- Mama ukryła Galaton w naszyjniku, który również schowała w skrzyni na strychu. 

- Galaton to dziwna nazwa - mój braciszek się skrzywił.

- Ta, wiem. Na początku myślałam, że to igiełki, więc łącząc nazwisko profesora i igiełki, wyszło mi pigiełki. 

- Pigiełka brzmi nieźle. Niech zostanie.

- W każdym razie, Klozet szuka pigiełek. Musimy odnaleźć pozostałe dwie.

- Czy Lozet wie, że mamy jedną pigiełkę? 

Tu na chwilę się zawahałam. Opowiedziałam mu, jak podsłuchałam rozmowę Ardente i kogoś jeszcze. Jestem pewna, że doskonale wiedzą o Galatonie w moim naszyjniku. Dopiero wtedy lampka mi się zapaliła i mnie oświeciła.

-  Ich informatorem musi być ktoś z mojej klasy. Tylko raz wyciągnęłam naszyjnik.

- Każdy mógł cię wtedy zobaczyć. 

- Cztery osoby na mnie wtedy patrzyły. Ethan, Wiktor, Anika i Ivy, która wybudziła się z drzemki.

- Czyli mamy czterech podejrzanych.

- Nie powiedziałabym, że Ivy jest podejrzana.

- Mimo to i tak ją wpiszę na czarną listę - Alan wyciągnął zeszyt a ja przewróciłam oczami. - W każdym razie, wiemy już czego potrzebuje Lozet. Maszyny międzywymiarowej, którą zasilają trzy pigiełki. Tylko po co mu to?

Wzruszyłam ramionami. Mamy ledwie jedną trzecią zagadki, ale to i tak dużo.

- Jednak mamy teraz o wiele gorszy problem - zaczął mój brat. 

- Jaki?

- Nie tylko nasza szkoła dziś wybuchła. Pozostałe szkoły również oberwały. Musieli mieć powód. Tylko jaki?

- Może chcieli rozpętać chaos?

- Możliwe. Tego się trzymajmy.

Teraźniejszość

Przypominając sobie tą sytuację nieświadomie usiadłam przy biurku i zapaliłam lampkę. Kiedy się ocknęłam po raz kolejny przywitał mnie obraz owej postaci, która nawiedza mnie w koszmarach. Zrobiłam wiele, wiele szkiców. Była to postać ubrana na biało, ale bez twarzy. Znaczy, jakby głowę miała, tylko że twarz była zakryta przez czarny materiał. Przelotnie spojrzałam na zegarek. Było po 2 w nocy. Wiedząc, że i tak już nie zasnę, uchyliłam okno i weszłam na jabłoń. Wsłuchiwałam się w odgłosy miasta, oczekując na jakieś krzyki lub wołania o pomoc. Jednak nic takiego się nie stało. Ostatnio dzieje się bardzo mało jeśli chodzi o sprawy bohaterów. Oparłam się wygodnie o pień, który pomimo tego, że był trzy metry nad ziemią, to nadal był gruby i mogłam się ze spokojem oprzeć. Nade mną błyszczał księżyc w całej swej okazałości, jednak był trochę zasłonięty przez liście. Nagle zawiał zimny wiatr. To normalne, w końcu jest styczeń, nie wiem dlaczego nie czułam zimna. Zadrżałam i postanowiłam jednak wejść do pokoju i coś poczytać pod kołderką. Wstałam na równe nogi z zamiarem przejścia po gałęzi do domu, kiedy okropnie rozbolała mnie głowa. Straciłam równowagę i spadłam, jednak udało mi się chwycić gałęzi jedną ręką. Chwyciłam drzewo drugą ręką i podciągnęłam się. Znowu głowa zaczęła mi pulsować. To akurat nic nowego, gdyż  miałam takie bóle od wybuchu. Szybko dostałam się do środka, tym razem przechodząc na czworakach i zeszłam na dół po tabletki na ból głowy. Oni myślą, że jesteś słaba. Szklanka do której właśnie wlewałam wodę wyślizgnęła mi się z rąk. Nie ufają ci, pomimo tego jak się starasz. Rozejrzałam się dookoła. Zresztą, co ja mówię. Jednak poza mną w kuchni nikogo nie było. Oni nie ufają NAM, Kayla. I słusznie. 

- Kim jesteś? - zapytałam cicho. Jednak żaden demoniczny głos nie odpowiedział mi tym razem. On nie brzmiał jak tamten miły, ciepły głos, który dwukrotnie mi pomógł. Nie, to był... mój głos. Ale zimny. Jeszcze raz rozejrzałam się wokoło. I jeszcze raz nikogo nie zauważyłam.

Następnego dnia było chłodno, a że nie miałam ochoty siedzieć w domu postanowiłam udać się do BAZY. Przed wejściem dla bohaterów, zmieniłam ubrania na cywilne, czyli na zieloną bluzę i czarne spodnie oraz adidasy. Na to standardowo zielona kurtka i biała czapka w czarne paski. Weszłam do środka i na wstępie przywitał mnie Mike. Ale nie dosłownie przywitał. Pojawił się za mną i powiedział srogo:

- Szef cię oczekuje.

- Zrobiłam coś nie tak? - odpowiedziałam niepewnie usiłując przypomnieć sobie ostatnie anastisowe błędy. Jednak Mike nie odpowiedział tylko zniknął. Więc pozostało mi tylko udać się do jaskini lwa i zobaczyć na własne oczy o co z tym chodzi. Szybko przedostałam się do gabinetu Szefa, specjalnie wybierając korytarze z najmniejszą ilością personelu, ponieważ każdy patrzył na mnie jakbym właśnie z uśmiechem na ustach przejechała im psa (XD cytat Jasona, pozdro dla ludzi którzy czają o co chodzi). W gabinecie była już Nicki i Ivy. Ruda, gdyby mogła, to zabiłaby mnie spojrzeniem, a Nicki robiła wszystko aby uniknąć mojego wzroku.

 - Co... się stało? - zapytałam kompletnie oszołomiona. Szef wstał z fotela i popatrzył na mnie w taki straszny sposób.

- Bez zbędnego gadania. Wiemy, że to ty włamałaś się do naszej bazy danych i ukradłaś informację.



- Więc, Anastasio, pierwsza część twojego planu udała się doskonale. Dziewczyna nie śpi po nocach, ma mniej siły - Marco Lozet pochwalił Kołysankę. Ona w odpowiedzi uśmiechnęła się.

- Jednak to dopiero początek. Najlepsze zostawiłam na koniec.

- A jaka jest druga faza twojego CUDOWNEGO planu, księżniczko? - zapytał sarkastycznie Ardente.

- Oh, drugą fazę już wprowadziłam w życie. Z pomocą naszego kreta oczywiście - Anastasia uśmiechnęła się słodko. - Z kim będzie mogła podzielić się problemami, kiedy jej przyjaciółki się od niej odwrócą? Z kim będzie ratowała miasto, kiedy Artur już nie będzie jej chciał w szeregach BAZY?

- To brzmi świetnie - stwierdził Ardente.

Jestem Anastis [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now