Co jest ze mną nie tak?

72 9 2
                                    

    Z tego co wiem, dwa tygodnie byłam w śpiączce. I to nie byle jakiej. Nie spałam. Byłam świadoma wszystkiego co się wokół mnie dzieje. Ale jednocześnie nie widziałam i nie słyszałam. Kurczę, ciężko to wytłumaczyć. Doskonale wiedziałam, jakiej płci lekarz aktualnie się mną zajmuje. Ilu nowych pacjentów przywieziono do sali w której leżałam. I czułam kto był przy mnie. Zuza, Alan, Hania, babcia i dziadek oraz... Ethan. Ale nie widziałam ani nie słyszałam. Ani razu nie wyczułam rodziców. Miałam nadzieję, że leżą w inne sali, lub nic im się nie stało. Jednak coś w głębi mnie wiedziało. Oni nie żyją. Przez dwa cholerne tygodnie byłam w tym stanie i pogodziłam się z ich śmiercią. Nie wiem czy płakałam. A jeśli tak, to lekarze musieli mieć niezłe WTF.

        Kiedy po raz pierwszy od czternastu dni otworzyłam oczy, obok mnie siedzieli Hania i Alan. Hania aż krzyknęła z radości jak zobaczyła że kontaktuję. Mój brat od razu podbiegł do lekarza wskazując na mnie. Dziewczyna w tym czasie zdążyła się rozpłakać i prawie mnie udusić w swoim żelaznym uścisku. Doktorzy od razu ją odsunęli, a następnie zaczęli mi zadawać pytania w stylu „pamiętasz jak masz na imię? wiesz gdzie jesteś? czy jesteś w pełni świadoma? co pamiętasz?" Kiedy odpowiadałam na ostatnie pytanie, do sali żwawo weszła moja ciocia. Natychmiast mnie przytuliła i zapytała się kiedy będę mogła wyjść ze szpitala.

- Dopiero za kilka dni. Musimy sprawdzić kilka rzeczy - kiedy ciemnoskóry doktor mówił te słowa, zauważyłam, jak wymienia porozumiewawcze spojrzenia z innym doktorem.

Po trzech dniach badań w końcu mogłam pożegnać niewygodne łóżko i ciągłe badania. Wraz z Zuzą wyszłam na parking. Stała tam jej niebieska Toyota. Jednak kilka metrów przed autem zatrzymałam się. Nagle zaczęłam się okropnie bać. Nie chciałam tam wsiadać. Ciągle widziałam tamtą noc, i światła auta które zabiło moich rodziców. Stałam i patrzyłam na Toyotę, bojąc się powtórki z rozrywki. Niespodziewanie poczułam rękę na moim ramieniu. Zuza zaczęła zachęcać mnie to wejścia. W końcu uległam i usiadłam na przednim siedzeniu. Całą drogę jechałam jak na szpilkach. W końcu z ulgą wysiadłam przed nowym domem.
    Dom Zuzy składał się z parteru, piętra i strychu. Z zewnątrz był biały że skośnym dachem. Wokół był duży ogród, a na tyłach jabłoń, która rosła  blisko domu. Od razu zostałam zaprowadzona do swojego nowego pokoju. Znajdował się na strychu, więc miał skośny dach, ściany były drewniane. Było jedno okno, dokładnie po środku ściany. Okazało się, że jabłoń sięga wyżej niż jej pokój, tak że miałam swobodny dostęp do najlepszych gałęzi. Łóżko znajdowało się po lewej stronie, a obok niego komoda, centralnie pod oknem. Szafa ze wszystkimi moimi ubraniami stała po prawej od drzwi. Również po prawej stronie wisiały półki ze wszystkimi moimi książkami. Podłoga również była drewniana, a na niej leżał mięciutki biały koc.

      Padłam na łóżko. Od Zuzy dowiedziałam się, że pogrzeb rodziców się już odbył. Na początku chciałam pójść na cmentarz, jednak po zastanowieniu stwierdziłam, że to jednak zły pomysł. Więc postanowiłam pójść do biblioteki, w której pracowałam jako wolontariuszka, i dać znać że żyje.

      Kiedy dotarłam na miejsce, pani Marzena bardzo ucieszyła się, że nic mi nie jest. Poprosiłam o jakieś zadanie, bo nie mogłam stać bezczynnie. Spojrzała na mnie podejrzliwie, jednak potem dała mi do rąk kilkanaście książek. Miałam je poukładać. Chodziłam od regału do regału, odkładając książki. Przy trzeciej wędrówce z tomami, kiedy został mi ostatni Harry Potter do odłożenia, przyspieszyłam kroku. Jednak przechodząc przez róg, wpadłam na kogoś. Straciłam równowagę i poleciałam na ziemię.

- Bardzo przepraszam! Nie zauważyłem że ktoś tu idzie.

Nade mną stał na oko rok starszy blondyn z zielonymi oczyma. Wyglądał na bardzo przejętego tym że na mnie wpadł (a może to ja wpadłam na niego?). Trzymał w moim kierunku wyciągniętą rękę. Chwyciłam jego dłoń i pociągnął mnie w górę.

- Wybacz.

- Nic nie szkodzi. Przy okazji nazywam się Kayla.

- Dawid.

Przez chwilę staliśmy blisko siebie. Następnie uświadomiłam sobie że nie trzymam już w ręku książki. Zauważyłam ją na ziemi, na wpół wystającą spod regału. Chciałam ją sięgnąć, jednak Dawid mnie uprzedził. Schylił się i podał mi książkę.

- Dziękuję - odparłam z uśmiechem.

- Wiesz może gdzie znajdę biuro? Miałem się zgłosić jako wolontariusz...

Słysząc te słowa uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Chwyciłam go za dłoń i pociągnęłam, zupełnie zapominając o książce. Nie spieszyłam się, ponieważ jego ręka była ciepła i przyjemnie się ją trzymało. W końcu stanęliśmy przed gabinetem pani Marzeny. Weszliśmy bez chwili wahania. Podeszliśmy do biurka, a gdy bibliotekarka znacząco się na nas spojrzała, uświadomiłam sobie, że nadal trzymamy się za ręce. Puściłam ją szybko i stanęłam z boku, pozwalając Dawidowi swobodnie dogadać się z panią Marzeną. Kiedy wyszedł przyłapałam się na tym, że odprowadzam go wzrokiem z delikatnym uśmiechem. Nie umknęło to czujnemu oku bibliotekarki.

- Czyli co, ustawić was na jedną zmianę?

       W domu byłam jakąś godzinę później. Miałam w planach wyłożenie się wygodnie na łóżku i przeczytanie Zwiadowców. Jednak gdy tylko zaczęłam czytać, litery zaczynały skakać po kartce i rozmywać mi się. Coraz wyraźniej widziałam najrozmaitsze dziurki na papierze, tak małe, że aż niewidoczne gołym okiem. Nie mogłam się skupić, i nawet jak już odłożyłam tom, to chwiejnym krokiem podeszłam do okna z zamiarem otworzenia go. Z trudem uchyliłam okno, i to był błąd. Każde ćwierknięcia ptaka, każdy klaskon, każdy szum gałęzi dotarło do mnie z poczwórną siłą. Upadłam na kolana, czując się coraz gorzej. Nie wiedząc jak, znalazłam się na puchatym dywanie. Błagam, niech przestanie! Trzy razy wypowiedziałam to zdanie, w tym trzeci raz głośno. Właśnie wtedy cały ból ustał, a ja mogłam odsłonić uszy. Ze wzrokiem nadal miałam problem, nie mogłam się skupić na jednym punkcie, bo od razu widziałam każdą najmniejszą niedoskonałość. Zamknęłam oczy i powtórzyłam to co powiedziałam wcześniej. Chwiejnie wstałam, i doczołgałam się do łóżka. Leżąc na nim, ostatnia myśl jaka mi przyszła do głowy brzmiała ,,co się ze mną dzieje?" I odpłynęłam w objęcia Morfeusza.

Jestem Anastis [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now