cześć 15 (znowuniemampomysłunatytułalewnastepnymrodzialepowinienbycxD)

31 7 0
                                    

          Wyjątkowo przyłożyłam się do dzisiejszych lekcji. Za kilka dni przerwa świąteczna i nie mogłam sobie pozwolić na kolejne tróje. Przez cały dzień albo byłam zajęta matematyką, angielskim i geografią, albo rozmyślaniem czy owa postać na dachu mi się nie przewidziała. Ivy pojawiła się tylko na trzech lekcjach, bo potem dostała jakieś wezwanie. Na drugiej lekcji matematyki dosiadła się do mnie osoba, o której całkiem zapomniałam. Ethan. Na początku oboje byliśmy cicho. Po raz kolejny bazgroliłam w zeszycie tę tajemniczą postać w czarnym stroju i szaliku. Całą tylnią stronę miałam zapełnioną takimi szkicami. Coś mi się totalnie nie zgadzało, więc musiałam to rozgryźć.

- Czemu się tak bardzo interesujesz się Cieniem? - usłyszałam głos Ethana przy uchu.

- Kim?

- Cień. Według opisu nielicznych świadków właśnie tak wyglądał. Pokazuje się w nocy i zazwyczaj tylko obserwuje ludzi. Czarny strój, szal i maska. Tylko dlaczego ten szal u ciebie jest czarny?

- A jaki ma być?

- Wszyscy mówią że granatowy.

Powoli się wyprostowałam. Granatowy? To musi być jakiś chory zbieg okoliczności. Bo to niemożliwe aby... Nie. Nawet nie chce o tym myśleć. Jak łatwo się domyślić przez resztę dnia byłam myślami w innym świecie. Dopiero przy wyjściu ze szkoły Ethan zaczepił mnie jeszcze raz.

- Ej, a czy przypadkiem ten blondasek, który był z tobą na koncercie, nie miał takiego granatowego szalika? Widziałem was na rynku wczoraj.

- Może i Dawid ma granatowy szal. I co z tego? Tysiące ludzi ma taki szalik - odparłam zdenerwowana.

- Noo, ale przecież nie szedł razem z tobą. Przy wyjściu się rozdzieliliście.

- Dawid. Nie. Jest. Zły. Z pewnością nie.

- Nie byłbym tego taki pewien.

- Wiesz co? Jesteś idiotą. Dawid nie jest zły!! - po tych słowach szybko odeszłam od niego.

Złość ciągle we mnie buzowała, więc nie miałam litości dla kamyczków i puszek znalezionych po drodze. Jednak kiedy tylko przekroczyłam próg domu, dopadł mnie zapach pierniczków. Szybko zdjęłam buty i pobiegłam do kuchni. Zuza i Alan już tam siedzieli i wałkowali ciasto.

- Zaczęliście beze mnie? - zapytałam zawiedziona.

- Trochę roboty jest, pomyśleliśmy, że jak zaczniemy wcześniej to szybciej skończymy - Zuza zaśmiała się, a ja szybko zdjęłam zieloną kurtkę oraz buty i do nich dołączyłam. Tradycyjnie pod koniec nikomu nic nie chciało się robić, więc rozpoczęła się walka na mąkę. Wojnę wygrał Alan, ale to ja musiałam po tym sprzątać. Poczekałam aż Zuza pójdzie pod prysznic, aż zostanę sama w kuchni. Wtedy telekinezą zaczęłam delikatnie podnosić mąkę i wsypywać ją do kosza. Mąka odczepiła się nawet z moich włosów i ubrań. Zachichotałam. Mogłabym to opatentować. A nie w sumie nie mogłabym. Nikt poza mną nie ma telekinezy. Chyba...

Następny dzień to wtorek, ale choć miałam zajęcia na 9, postanowiłam wstać już o 6. Miałam w planach małą wycieczkę. Zostawiłam karteczkę gdzie idę i wyszłam z domu. Nogi niemal same poprowadziły mnie przez park do mojego starego domu. Ledwo otworzyłam drzwi a już natrafiłam na pierwszą pajęczynę. Obok drewutni znalazłam jakiś kij, więc wzięłam go i idąc dalej bez korytarz wymachiwałam nim przed sobą aby nie natrafić na kolejne lepkie niespodzianki. Moim pierwszym krokiem było udanie się do mojego starego pokoju. Wchodząc po trzeszczących schodach czułam jak mocno bije mi serce. Jednak kiedy już byłam przed półotwartymi drzwiami mojej dawnej jaskini, jakiś głos w mojej głowie nakazał mi iść na strych. Brzmiał podobnie do tego, który powiedział mi gdzie znajdę nową broń. Ostatnia rada była korzystna, więc i tym razem się posłuchałam. Sięgnęłam po kółko i zsunęłam drabinę.

Jestem Anastis [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now