Chapter 47

1.7K 185 43
                                    

“Nadmiar cukru szkodzi”

Zegar wskazywał prawie jedenastą, gdy (Y/N) wreszcie oderwała się od książki, którą czytała. Dziewczyna siedziała na puchatym dywanie w pokoju, opierając się plecami o łóżko, otulona ciepłym kocem.

Zamknęła powieść i wstała. Zaczęła się wyginać, a wtedy jej kręgosłup wydawał dźwięki podobne do strzelania. Zupełnie jakby ktoś łamał jej wszystkie kości.

Puchaty, podroworóżowy koc zsunął się z jej ramion i wylądował na podłodze, gdy odchyliła się mocno w tył, krzyżując jednocześnie ramiona za głową.

Dziewczyna wypuściła błogo powietrze ustami i ruszyła do półki, skąd wzięła książkę. Gdy już odłożyła ją na miejsce, zaczęła sprzątać swój prowizoryczny kącik czytelniczy. Złożyła koc, odstawiła kubek po gorącej herbacie na biurko, odłożyła poduszkę, którą trzymała wcześniej pod głową i poprawiła lekko skrzywiony na podłodze dywan.

Znów się przeciągnęła i wygładziła piżamę, zamierzając w końcu położyć się do snu. Zaniechała realizacji swojego planu, gdy do jej uszu dotarło ciche pukanie do drzwi.

Dziewczyna wiedziała, że jest już późno dlatego zastanawiała się, kto mógł zakłócać jej spokój.

Podeszła powoli i otworzyła drzwi, a w prostu zobaczyła postać, której najmniej się spodziewała.

— Siostrzyczka Konan? — Dziewczyna była zaskoczona widokiem kobiety, która uśmiechnęła się łagodnie.

— Tak myślałam, że nie śpisz — powiedziała, wchodząc do środka, gdy (Y/N) odsunęła się z przejścia.

— Co tu robisz o tej porze? — zapytała zaciekawiona (h/c) włosa, zamykając za nią drzwi.

— Nie mogłam zasnąć i pomyślałam, że sprawdzę, czy znów czytasz do późna — oznajmiła, a (Y/N) pokiwała ze zrozumieniem głową.

— W sumie, to całkiem fajnie, że przyszłaś — odparła uprzejmie (h/c) włosa i usiadła na łóżku. — Siadaj, pogadamy sobie — zachęciła ją, klepiąc miejsce obok siebie.

Anielica po chwili spoczęła na krańcu łóżka i spojrzała tajemniczo na (Y/N).

— Deidara sypnął, że ostatnio graliście w butelkę, gdy mnie nie było — zaczęła, a wtedy (e/c) oka uśmiechnęła się niezręcznie.

— No niby graliśmy, ale po pewnym czasie przestało mi się to podobać — przyznała młodsza, za co spotkała się z pytającym spojrzeniem ze strony przyszywanej siostry.

(Y/N) westchnęła ciężko. Dłonią potarła kark i przymknęła na moment oczy, a gdy ponownie spojrzała na Konan, gotowa była jej wszystko wyjaśnić. Nieśpiesznie zdawała relacje z owego dnia, nie pomijając żadnych szczegółów w swoim sprawozdaniu.

Na moment umilkła, gdy zbliżała się do sytuacji z jemiołą w biurze lidera. Zawahanie wzięło nad nią górę, zwyczajnie miała wątpliwości, czy powinna wspominać o tym Konan, ale sama do końca nie wiedziała czemu miała dziwne przeczucie, aby nie mówić tego Anielicy, skoro ta była dla niej jak siostra, której bezgranicznie ufała.

(Y/N) jeszcze nigdy nie zawiodła się na swojej intuicji, dlatego i tym razem postanowiła jej posłuchać. Pominęła fakt o jemiole, dopominając jedynie, że Pain przetrzymał ją w biurze do momentu pojawienia się Itachi'ego.

— Och, już ja ich jutro wyjaśnię — powiedziała niemrawo Konan, która wydawała się oburzona opowieścią (Y/N).

— Nie, nie, spokojnie — dziewczyna uniosła dłonie w uspokajającym geście, uśmiechając się niezręcznie. — Wszystko zostało wyjaśnione, chłopcy mnie nawet przeprosili.

— No dobrze — westchnęła zrezygnowana Konan i usiadła wygodniej. — Oni już tak mają i chyba nic tego nie zmieni, trzeba się do nich przyzwyczaić inaczej można zwariować.

— Siostrzyczko, ja myślę, że to przez to, że ostatnio ciągle w ich zasięgu były jakieś słodkości i to wszystko stało się przez nie. Wiadomo, że nadmiar cukru szkodzi — oświadczyła pewnym tonem, jakby właśnie wygłaszała jakąś pouczającą przemowę, na moment zupełnie zapominając o swojej słabości do słoiczków pełnych jej ukochanego dżemu.

— Hmm, patrząc na zachowanie Tobi'ego po cukierkach, stwierdzam, że to chyba całkiem możliwe — przyznała fioletowowłosa.

Kobiety rozmawiały jeszcze długi czas, przenosząc rozmowy na inne tematy. (Y/N) czuła się szczęśliwa i to niezwykle, bo zawsze chciała mieć taką starszą siostrę, z którą mogłaby przegadać całą noc. I właśnie Konan idealnie nadawała się do tej roli.

Następnego dnia (Y/N) była niewyspana. Po śniadaniu postanowiła, że wyjdzie na dwór, aby chłodne powietrze ją rozbudziło.

Wybrała się do ogrodu Zetsu, który wyglądał jak zimowy raj na ziemi. Zwisające z drzew sopelki i cieniutkie gałązki pokryte kryształkami lodu wyglądały bajecznie, gdy odbijały się w nich promienie słońca.

Dziewczyna przystanęła przy jednym z krzewów, dostrzegając szron na ciemnozielonych igiełkach. I wtedy usłyszała znajomy piskliwy głos.

— Ale Tobi chcę choinkę! — zawołał brunet i tupnął nóżką jak małe dziecko, które denerwowało się, gdy ktoś nie chciał mu czegoś dać.

— Nie pozwolimy ci ściąć żadnej z naszego ogrodu — odparł zirytowany Biały Zetsu, wskazując na Deidarę, który w dłoni trzymał siekierkę.

— Ale nigdzie indziej nie ma żadnych choinek! — argumentował rozżalonym głosem Uchiha. — A jeśli nie będzie choinki to prezentów też nie!

— Powiedzieliśmy coś — warknęły na raz obie połowy.

— A jeśli nie posłuchacie, to osobiście zetnę wam głowy tą siekierą — dodał ostrzegawczo Czarny.

(Y/N) przyglądała im się w milczeniu, analizując ich słowa. Po chwili wpadła na pewien pomysł i podeszła bliżej.

— Tobi! Dei! — zawołała wesoło. — Chodźmy poszukać choinki w lesie! Na pewno jakąś znajdziemy — oznajmiła pozytywnie nastawiona, patrząc na nich, a Zetsu odniósł wrażenie, że zapomniała tylko o nim.

Zielonowłosy wpatrywał się w nią uważnie, zastanawiając się dlaczego tak strasznie cieszył się na jej widok i jednocześnie czuł się dziwnie, że na niego nie zwróciła uwagi.

Czyżby był zazdrosny?

Onii-chan • Akatsuki Where stories live. Discover now