Rozdział 25

181 15 1
                                    

Witam wszystkich weteranów tego opowiadania! Długo mnie nie było, ale dziś przedstawiam wam ostatni rozdział tej historii! ♥☺ Długo nie mogłam się zebrać, aby dokończyć ten rozdział i mówiłam sobie, spoko masz jeszcze dużo czasu... i tak minął miesiąc. Mam taki zapierdol ze szkołą, że to przekracza możliwości normalnego człowieka i czasem zastanawiam się, jakim cudem jeszcze udaje mi się funkcjonować. Pomimo wszystkich plusów technikum uważam, że egzamin zawodowy i matura stanowczo nie powinny być w jednym roku ☺ 

Pozdrawiam. ♥

Mógłbym przysiąc, że jeszcze wczoraj znajdowałem się w jakiejś dziwnej przestrzeni. Zawieszony wysoko nad ziemią w miejscu, którego nie są w stanie dosięgnąć żadne problemy. A dziś, przytłoczyła mnie i moje myśli szeroko pojmowana melancholia, która skrupulatnie pozbawiała mnie życiowej energii.

Przez ostatnie dni lawirowałem, niczym liść na wietrze, w świecie wypełnionym miłością i niekończącym się poczuciem szczęścia. Wtedy jednak zrodziła się we mnie pewna myśl, która poczęła wwiercać się w moją głowę niczym diamentowe wiertło, nie napotykają po drodze żadnego oporu. Mianowicie, zdałem sobie sprawę z tego, jak wiele razy Matthew próbował się ze mną skontaktować, a ja wciąż nie dawałem żadnego znaku życia...

W jednej chwili przypomniało mi się, że już nadszedł czas, aby wrócić do domu i ponownie stawić czoła rzeczywistości. Niestety, ta wizja bardzo mnie przerażała i na nowo wprowadzał do mojej rzeczywistości nerwowość i poczucie braku kontroli nad własnym życiem.

Sam już nawet nie wiem, co wywoływało we mnie większy strach. Stanięcie z bratem twarzą w twarz czy powiedzenie Matthew o mnie i Thomasie... Mieliłem w głowie tę drugą ze scen i niestety żaden z moich wyimaginowanych scenariuszy nie zawierał w sobie happy endu. Już samo wyobrażenie jego smutnych i zawiedzionych, niebieskich oczu, doprowadzało mnie do skraju wytrzymałości. Nie chciałem by cierpiał, ale w tej sytuacji było to naturalnie nieuniknione, ponieważ naprawdę poczułem coś do swojego uroczego Brytyjczyka... Decyzja wcale nie była łatwa. Matt czy Tommy... Byłem świadomy tego, że obie te opcje są ze sobą antagonistyczne i w żadnym stopniu ze sobą nie współgrają.

To wszystko obmierzło mi już do tego stopnia, że wcale nie miałem ochoty o tym myśleć, a jednak te dołujące migawki wciąż pojawiały się przed moimi oczami.

Cały ranek spędziłem zakopany w kołdrę, w najbezpieczniejszym miejscu świata – moim łóżku. Babcia już kilkukrotnie próbowała wykopać mnie z pokoju, abym nie marnował dnia, ale depresja, która mnie dosięgła za nic na świecie nie chciała mnie opuścić. Czułem, jakbym został przykuty do teraźniejszości. Moje marzenia zdawały się być teraz odległe o tysiąc tysięcy mil... A przecież wczoraj wierzyłem w to, że mam je na wyciągnięcie ręki!

Wszystko to było nowe. Po raz pierwszy stanąłem w obliczu tak trudnej decyzji.

– Może ty jakoś przemówisz mu do rozsądku! – Usłyszałem w momencie, w którym drzwi do mojego pokoju zostały otwarte z takim impetem, że aż uderzyły o ścianę.

Inicjatorem tego zdarzenie była oczywiście moja ukochana babunia, a za jej plecami stał nikt inny jak Tommy, z dziwną, zażenowaną miną.

Nie powiem, zdziwiłem się jak cholera. Nie spodziewałem się, że Tommy się tu dzisiaj pojawi. Zwłaszcza, że po ostatnich wydarzeniach zrobił się dziwnie nieśmiały.

– Zobacz Nico, przyszedł Tom, a teraz wynocha z łóżka, bo straciłam już do ciebie cierpliwość! – Podniosła głos mierząc mnie wzrokiem. A po tym, już z miłym uśmiechem zwróciła się do Thomasa. – Zostawiam go tobie, mam nadzieję, że chociaż ty na niego jakoś wpłyniesz skoro się przyjaźnicie.

Krzyk rozkoszy || Boys Love ✔️||POPRAWKI||Where stories live. Discover now