Rozdział 23

265 12 10
                                    

Hej, przepraszam za to, karygodne, opóźnienie. Sporo się ostatnio u mnie działo i niestety nie byłam w stanie dokończyć rozdziału na czas, dodatkowo przez te tropikalne upały myślałam, że się ugotuję, po prostu nie dało się żyć... U was też tak grzeje? 

Ponad to, pracuje codziennie od 8 do 16, a po pracy jestem zjebana jak buty Foresta Gumpa... Nie mam czasu na życie, a co dopiero na pisanie.

Starałam się, aby ten rozdział był napisany dobrze, aby czuć było, chociaż trochę, atmosferę między bohaterami, ale nie jestem w tym jeszcze zbyt dobra, więc proszę o wyrozumiałość. xDD 

Miękkie siano, niesamowity akompaniament deszczu, obijającego się o metalowy dach oraz towarzyszące mu zmysłowe jęki i ciche pomruki, wymykające się, co jakiś czas, z ust osoby, która wkrótce miała stać się całym moim światem. Jego rumiane policzki i rozpalona skóra, po której śmiało przesuwałem swoją chłodną dłonią. Drżał, a jego oddech był nierówny i szybki. Chciał być odważny i próbował naśladować moje poczynania, ale to ja byłem tym, który całkowicie go zdominował.

Ale zastanawiacie się pewnie, jak do tego doszło, prawda? Spieszę z wyjaśnieniami. Kiedy nad polaną zaczęły gromadzić się ciężkie, burzowe chmury, postanowiliśmy się ewakuować, bo naprawdę nie ma nic fajnego w spędzaniu burzy w środku lasu. Najbliżej było do mnie, więc w tamtą stronę poszliśmy. Niestety, po drodze zaczęło lać, dosłowne oberwanie chmury, a gromy waliły z nieba jak pojebane. Stodoła była dużo bliżej niż dom, dlatego właśnie tam się schroniliśmy... Ale to był prawdziwy dar z niebios, gdybyśmy się tam wtedy nie znaleźli to, nie mam pojęcia, kiedy i czy w ogóle by do tego wszystkiego doszło.

Szybko otworzyłem duże, drewniane drzwi i od razu pociągnąłem za rękę mojego towarzysza, aby wciągnąć go do środka. Wspólnie zamknęliśmy drzwi, co było ciężkie z powodu silnego wiatru, wpadającego do wnętrza stodoły.

Byliśmy całkowicie przemoczeni, ale i tak dobry humor nas nie opuszczał. Można powiedzieć, że była to pewnego rodzaju głupawka, bo nie mogliśmy przestać chichotać.

Spojrzałem na Thomasa i zrozumiałem, że to najwspanialszy dzień w moim życiu. Mokry, radosny, dygoczący chłopak, w białej koszuli, która zaczęła prześwitywać, przez co dokładnie widziałem jego różowe sutki. Ponad to, stał przede mną i patrzył na mnie jak na wybawiciela. Jego blond włosy były całkowicie mokre, a kropelki wody spływały po jego twarzy. Patrzenie na niego w tamtym momencie było jedną z najbardziej erotycznych chwil, w moim krótkim życiu. Nie wiedziałem, w którym miejscu powinienem zatrzymać swój zbłąkany wzrok.

Swoją drogą, ja zapewne nie wyglądałem lepiej od niego. Czułem, że także jestem całkowicie przemoczony, a T-shirt szczelnie przywarł do mojej skóry. Różnica była taka, że ja nie miałem na sobie koszuli z tak skąpego materiału i mnie nic nie prześwitywało...

Ten widok zaparł mi dech w piersi. Tommy wyglądał teraz jak jakiś bóg seksu. Mojemu koleżce także spodobał się ten widok, bo postanowił stwardnieć w najmniej odpowiednim momencie... Byliśmy w stodole, cali mokrzy, na zewnątrz szalała burza, a ja właśnie dostałem wzwodu, co jest ze mną nie tak?

Ośmieliłem się w końcu podejść do niego bliżej. Moja ręka szybko znalazła się na jego talii. Drugą położyłem na bladym policzku, na którym błyskawicznie pojawił się rumieniec, ale uśmiech wciąż nie schodził z jego pięknej twarzy. Spojrzał prosto w moje ciemne oczy. Jego źrenice były rozszerzone, jakby był na haju, a mnie podobał się taki stan rzeczy. Chciałem być jego narkotykiem.

Oparłem go lekko o jedną z drewnianych belek, a on poddał mi się całkowicie. Widziałem, że podoba mu się moja dominacja. Chciał więcej, a ja byłem w stanie mu to dać. Ja także tego chciałem... Chciałem poczuć go więcej i bardziej, chociaż wcześniej twierdziłem, że do czegoś takiego nie dojdzie zbyt szybko. Kto by pomyślał, że jedna burza może zdziałać tak wiele dobrego.

Krzyk rozkoszy || Boys Love ✔️||POPRAWKI||حيث تعيش القصص. اكتشف الآن