Rozdział 6

546 29 12
                                    

Wczorajszego wieczora wydarzyło się – między mną a Matthew – coś dziwnego. Ciągle miałem w sobie poczucie, że nasza relacja jest nie taka, jak powinna, ale z drugiej strony bardzo mi pasowała, ponieważ nie było między nami żadnych zobowiązań... Mimo wszystko gdzieś z tyłu głowy pojawiało się poczucie winy, które wgryzało się w mój mózg. Przeczuwałem, że na dłuższą metę, mogą być z tego tylko problemy...

Staliśmy na przedpokoju i rozmowa w ogóle się nam nie kleiła. Starałem się coś tam gadać, ale miałem wrażenie, że Matt nie ma ochoty ze mną rozmawiać... Nie to, że był na mnie zły. On wydawał się po prostu głęboko pogrążony we własnych myślach.

Nie byłem tym zdziwiony, ponieważ – mimo wszystko – pozwoliłem sobie na zbyt wiele... Po raz kolejny dałem mu jakieś złudne nadzieje, a przecież powinienem się wystrzegać takich sytuacji jak ognia.

– To, do jutra – mruknąłem i delikatnie się uśmiechnąłem.

Chłopak spojrzał na mnie lekko zdziwiony, jakby został właśnie przywrócony na Ziemię z odległej galaktyki. Jego kąciki ust delikatnie poszybowały ku górze. Sprawnym ruchem włożył buty i w mgnieniu oka je zasznurował. Podniósł się do pionu i nastała chwila ciszy.

Zachodziłem w głowę, czy chłopak ma zamiar jeszcze coś dodać, czy po prostu znowu odpłynął, ale wiedziałem, że jak zaraz go nie wywalę to, będziemy stać jak dwa debile, aż Nathan wróci do domu.

– Jutro piątek – zaczął cicho, w końcu przerywając milczenie. – Masz zamiar gdzieś iść?

– Pewnie, że tak! – odparłem zdziwiony tym, że zadał tak oczywiste pytanie. Kto jak kto, ale Matt powinien najlepiej wiedzieć, jaka będzie moja odpowiedź. – Jak się stąd nie wyrwę, to oszaleję. Jak nic. – oparłem się o ścianę. Była tak przyjemnie chłodna, że nie miałem ochoty się od niej odrywać nawet na chwilę.

– A może, zamiast iść do klubu... wpadłbyś na noc do mnie? – zmieszał się tak, jakby proponował coś niemoralnego i podrapał po karku.

Widać było, że czuł się niezręcznie, zwłaszcza że – jeszcze godzinę temu – rzuciliśmy się na siebie jak zwierzęta. Jednakże wiedziałem, że blondynem kierują wyższe uczucia i był w stanie mi wiele wybaczyć (w tym władowanie do friendzona). W końcu, jak sam zapewniał – kochał mnie... Brzmi to śmiesznie, ale nie ja decyduje o uczuciach innych. Zakochanie się we mnie naprawdę brzmi jak żart... Zwłaszcza że mnie znał i wiedział, że jestem puszczalską szumowiną.

Nie mógłbym sobie wybaczyć, gdybym jeszcze bardziej namieszał mu w głowie, więc musiałem kategorycznie odmówić, chociaż byłoby miło spędzić czas jak kiedyś... Jedyne, co musiałem zrobić, to zachowywać się jak zawsze i zapewnić go o tym, że potrzebuję odpoczynku od znajomych twarzy... chociaż na jeden wieczór.

– Wiesz, Matt... Nie chcę być niemiły, ale nie ma na to ochoty... – było mi głupio mu odmawiać, ale nie mogłem postąpić inaczej. – Muszę złapać oddech. Znasz mnie i wiesz, że ten tydzień trochę mnie przerósł. Od poniedziałku jakieś badziewie. Griff, Nathan, Julie... Ty... – przy ostatnim słowie popatrzyłem mu głęboko w oczy. – Przepraszam, ale to wszystko dzieje się za szybko, żebym mógł myśleć spokojnie. Potrzebuję trochę więcej czasu.

– Nie ma sprawy, to była tylko luźna propozycja – uśmiechnął się lekko. – To ja przepraszam, że dokładam ci dodatkowych zmartwień... – znacznie posmutniał, ale wciąż się uśmiechał. – Może nie powinienem był ci mówić o swoich uczuciach...

– Nie mów tak, Matthew – poczułem ukłucie w sercu. Odepchnąłem się od ściany, przybliżyłem do niego i położyłem mu dłoń na policzku. – Bardzo ucieszyło mnie twoje wyznanie, naprawdę, ale ja nie jestem jeszcze gotowy na to, aby stworzyć z kimś związek. Nie przejmuj się mną, naprawdę... Ważne jest to, że pozbyłeś się tego ciężaru, który tak długo w sobie dusiłeś – gładziłem go po policzku i uśmiechałem się najsłodziej, jak tylko potrafiłem. Mimo to wyraz twarzy mojego przyjaciela w ogóle nie uległ zmianie. – Jesteś moim jedynym przyjacielem, Matt i...

Krzyk rozkoszy || Boys Love ✔️||POPRAWKI||Where stories live. Discover now